„Zawołani po imieniu” – upamiętnienie Piotra Kościeleckiego
09.06.2021
„Spotkaliśmy się tutaj, żeby powiedzieć bardzo głośno nienawiści nie! Żeby zbudować na tych tragicznych historiach jakiś lepszy świat. Żeby uczyć dzieci, że nie wolno nienawidzić (…) Mam nadzieję, że ta tragiczna i trudna historia pomoże w budowaniu dobra, które jest silne i nie boi się przeciwstawić nienawiści i fanatyzmowi” – powiedziała wiceminister kultury, dziedzictwa narodowego i sportu Magdalena Gawin podczas uroczystości upamiętnienia Piotra Kościeleckiego w Grądach-Woniecku, który został zamordowany przez Niemców za pomoc okazaną Żydom.
Wiceminister Gawin przypomniała, że upamiętnienia w ramach akcji Instytutu Pileckiego „Zawołani po imieniu” mają na celu zapobiec zapomnieniu bohaterów, którzy – mimo grożącej im kary śmierci – pomagali w czasie wojny Żydom i którzy zapłacili za okazaną pomoc najwyższą cenę.
Te przypadki są dowodem wyjątkowej nienawiści Niemców do Żydów, ale również przekraczającej granice wyobraźni nienawiści do Polaków, którzy pomagali Żydom – podkreśliła Magdalena Gawin.
Przypominając historię Piotra Kościeleckiego, wiceminister zwróciła uwagę na integrujący charakter uroczystości, dzięki której lokalni bohaterowie poprzez pamięć o ich bohaterskich czynach zostają przyjęci do lokalnej wspólnoty.
Magdalena Gawin zauważyła również, że cechą wspólną wspominanych wydarzeń jest anonimowość sprawców zbrodni, którzy mordowali Polaków za każdą formę pomocy, nawet taką jak podanie bochenka chleba, wody, przekazywanie ubrań, słomy do wyściełania bunkrów, a po wojnie zostali bezkarni.
Musimy zrobić wszystko, by poznać wszystkie szczegóły i całą historię – tożsamość Polaków, którzy za okazaną pomoc ponieśli śmierć, tożsamość Żydów, którym pomagali, choć nie zawsze udaje się ją ustalić i tożsamość tych, którzy dokonali zbrodni” – powiedziała wiceminister kultury.
Historia Piotra Kościeleckiego
Piotr Kościelecki mieszkał samotnie na uboczu kolonii wsi Grądy-Woniecko. Jego żona – Zofia z domu Pojmańska – zmarła jeszcze przed wybuchem wojny, a syn Jan mieszkał prawdopodobnie w pobliskiej Wiźnie. Dom Piotra znajdował się pod lasem, niedaleko torfowisk. Mężczyzna utrzymywał się z rolnictwa, prowadząc niewielkie gospodarstwo. Kiedy w końcu 1942 roku Niemcy rozpoczęli akcję likwidacji okolicznych gett, wielu Żydów ratowało się ucieczką i poszukiwało schronienia. Świadomy grożącej za to kary śmierci Kościelecki udzielił pomocy kilku zbiegom, zapewniając pożywienie i możliwość ukrycia w stogu siana na terenie swojego gospodarstwa.
21 listopada 1943 roku podczas tropienia zwierzyny niemieccy żołnierze trafili na liczne ludzkie ślady wokół zabudowań Piotra Kościeleckiego i podjęli decyzję o przeszukaniu jego gospodarstwa. Kościeleckiego nie było w tym dniu w domu.
„Na widok zbliżających się Niemców Żydzi wpadli w popłoch. Dwóch, wykorzystując nieobecność gospodarza, ukryło się w jego domu. Natychmiast zostali odnalezieni i zastrzeleni, mimo prób stawienia oporu. Trzeci Żyd zginął od kuli podczas ucieczki w odległości 100–200 metrów od domu. Pozostali, w tym jedna kobieta, zdołali zbiec” – opowiada Marcin Panecki, historyk z Instytutu Pileckiego. – „Zachowane zeznania nie pozwalają na odtworzenie dalszego przebiegu wydarzeń w tym dniu.”
Następnego dnia na posesję Kościeleckiego przyjechało dziesięciu niemieckich żołnierzy z majątku w Grądach-Woniecko i ośmiu żandarmów z posterunku w Rutkach. Komendant żandarmerii wyprowadził Kościeleckiego z domu, okładając go kijem. Dom przeszukano, a Piotra poddano rewizji. Sprowadzonym polskim sąsiadom polecono wykopać dół na ciała straconych dzień wcześniej Żydów i przystąpić do rozbiórki zabudowań gospodarczych. Kościelecki został doprowadzony do nieodległego stogu siana i tam zamordowany dwoma strzałami w głowę. Jego ciało zakopano we wspólnej mogile z uciekinierami.
„Kościelecki był rozstrzelany 20 metrów od swego domu. Dół kopałem z Tymińskim, dla Kościeleckiego i Żydów. Gdy kopaliśmy dół, to w tym czasie Piotr Kościelecki jeszcze żył” – opisywał w zeznaniach Piotr Milewski.
Z rozkazu Niemców dom Piotra Kościeleckiego został rozebrany, a wszystko, co stanowiło jakąkolwiek wartość, przewieziono na posterunek żandarmerii w Rutkach. Ciało 61-letniego Piotra Kościeleckiego zostało później ekshumowane przez jego syna Jana i pochowane na cmentarzu parafialnym w Wiźnie.
„Bezwzględne realia niemieckiej polityki okupacyjnej w Polsce obliczone były na zniszczenie wszelkich więzi solidarności między Polakami a Żydami, a najdrobniejszy gest współczucia, każdy ludzki odruch karały śmiercią. Historia z Grądów-Woniecka to kolejny przypadek, w którym ratujący i ratowani ponoszą śmierć, a potem są chowani we wspólnej mogile. Dlatego honorując pamięć o Piotrze Kościeleckim, czcimy również pamięć o Żydach” – podkreśla Wojciech Kozłowski, dyrektor Instytutu Pileckiego.