Wiceminister Barbara Socha dla WCN: Sześć filarów polityki na rzecz zwiększenia dzietności
Czy możliwe jest odwrócenie trendów demograficznych? To chyba najczęstsze pytanie, które ostatnio słychać w kontekście demografii. W całej Europie i USA mamy do czynienia ze spadkami dzietności, ale w naszym regionie, Europie Środkowo-Wschodniej, ten trend jest wyraźnie dodatni. Co zrobić, by zbliżyć się do poziomu zastępowalności pokoleń?
Po pierwsze – konsensus
Wydawać się może zaskakujące, że ten filar jest wskazany jako pierwszy, ale tak jest. Pamiętać należy, że trendy demograficzne zmieniają się w długim okresie, więc ciągłość oddziaływania ma charakter fundamentalny. W przeciwnym razie żaden instrument, postrzegany jako chwilowy albo wprowadzony na jedną czy dwie kadencje, nie będzie skuteczny. Dzisiaj zatem jak nigdy wcześniej skuteczność polityki sprzyjającej posiadaniu dzieci wymaga wyjęcia jej poza bieżący spór polityczny. Zaistnienie warunków, by Polacy mogli zrealizować swoje marzenia o posiadaniu dzieci, nie jest dla państwa i społeczeństwa problemem tymczasowym i ulotnym, ale nabiera charakteru racji stanu.
Potrzebna jest konsekwencja, wytrwałość i zaangażowanie przez lata. To nie jest dobre miejsce do uprawiania wojny polsko-polskiej. Dotyczy to także programu 500+, którego skutkiem był szereg pozytywnych zmian społecznych, w tym na polu demografii. Pamiętajmy też, że z sukcesu na polu walki z niską dzietnością skorzystają wszyscy – bez względu na wiek, płeć, poglądy polityczne czy inne linie podziału, które możemy sobie wyobrazić.
Po drugie – decyzje oparte na wiedzy
By móc wskazywać najlepsze „jak” do wychodzenia z zapaści demograficznej, potrzebna jest nam wiedza. Precyzyjna i aktualna. Polityka rodzinna jest kosztowna i wielowymiarowa. Trzeba zrobić wszystko, by projektowane instrumenty były skonstruowane optymalnie. Ważne są ciągła analiza wielu danych, pogłębione i systematyczne badania dotyczące wielu procesów związanych z formowaniem się rodzin i ich decyzjami prokreacyjnymi.
Także tutaj niezwykle istotna jest nie tylko analiza istniejących rozwiązań, sprawdzonych w różnych krajach, pod kątem możliwości i sensowności ich przeniesienia do danego kraju, ale także poszukiwanie innowacji w oparciu o dogłębne zrozumienie sytuacji – bo kto powiedział, że inni już wymyślili wszystko to, co należy wymyślić? To obszar wiedzy, który stale i dynamicznie się rozwija. Pojawiają się nowe trendy, jak na przykład polityki behawioralne.
W wielu krajach taką analizą, badaniami oraz projektowaniem instrumentów zajmują się instytuty demograficzne czy think tanki gromadzące analityków, naukowców, ekspertów z różnych obszarów i dyscyplin. Prężnie działający instytut to także ważne ogniwo eksperckiej współpracy międzynarodowej. Efekty jego pracy mogą być dobrą bazą, by zachować pamięć instytucjonalną, umożliwiając ciągłość i stabilność polityk społecznych nawet przy zmianie obozu rządzącego, zamiast wciąż na nowo wymyślać koło.
Szczególnie zasłużonym przykładem takiej instytucji jest francuski INED (Institut National d’Études Démographiques), założony w 1945 roku. Zdaniem wielu demografów INED odegrał znaczącą rolę w kształtowaniu francuskiej polityki rodzinnej. Francja od wielu lat jest liderem w Europie, jeśli chodzi o skuteczność polityki sprzyjającej posiadaniu dzieci. Tym śladem podążają także inne kraje, również naszego regionu, jak np. Węgry i ich KINCS, czyli Maria Kopp Institute for Family and Demography, założony w 2018 roku.
Po trzecie – zgodność z konstytucją
Na pierwszy rzut oka można zadać sobie pytanie, w którym miejscu konstytucja mówi o demografii. Wbrew pozorom mówi bardzo wiele. Ważne treści zawiera artykuł 18, który mówi, że małżeństwo, jako związek kobiety i mężczyzny, rodzina, macierzyństwo i rodzicielstwo znajdują się pod ochroną i opieką Rzeczypospolitej Polskiej. Artykuł ten nie tylko daje władzom publicznym możliwość, ale wręcz nakłada na nie obowiązek opieki nad małżeństwem i rodziną. Kolejność wymienianych wartości wskazuje, że małżeństwo zajmuje szczególnie wysoką pozycję w hierarchii dóbr konstytucyjnych, zatem przy zachowaniu wolności formowania związków według uznania obywateli władze państwowe są zobowiązane do traktowania małżeństw szczególnie preferencyjnie.
Po czwarte – aspiracje
Cóż nam po tym, że stworzymy najlepsze warunki i systemowe zachęty do rodzicielstwa, jeśli młodzi ludzie zwyczajnie nie będą chcieli mieć dzieci? Z taką sytuacją coraz częściej mamy do czynienia w wielu krajach, chociażby we Włoszech. Młode kobiety nie chcą być „Mammą” jak ich matki i babcie – jakkolwiek by patrzeć, włoska kuchnia to ogromne wyzwanie. Częściowo wynika to z tego, że Włosi nie wypracowali u siebie pomysłu na łatwe łączenie kariery zawodowej i macierzyństwa oraz ojcostwa. W Polsce młode Polki też nie chcą być „Matkami Polkami”, przynajmniej w większości, ale już łączenie pracy zawodowej z wychowywaniem dwójki czy trójki dzieci to powód do dumy.
Rzeczywiście, jeśli chodzi o aspiracje, to niczego nam nie brakuje. Statystyczny Polak i statystyczna Polka (o ile tacy istnieją) to ludzie, dla których miarą szczęścia jest przede wszystkim szczęście rodzinne. A obraz idealnej rodziny – to małżeństwo z dwójką lub trójką dzieci, psem i domkiem pod miastem. Szczególnie cieszy ta trójka dzieci, bo na przestrzeni ostatniej dekady widać wyraźne przesunięcie w tym kierunku. Badania CBOS wyraźnie pokazują spadek wskazań na jedno dziecko jako idealną liczbę dzieci, stałe (około 50 proc.) wskazania na dwoje dzieci i rosnące (ostatnio 28 proc.) na trójkę dzieci jako ideał. To bardzo ważne, bo potrzebna nam moda na rodzinę 2+3.
Po piąte – bezpieczeństwo i stabilizacja
Decyzja o powiększeniu rodziny to odpowiedzialność na całe życie i Polacy mają tego ogromną świadomość. By ją podjąć, trzeba czuć się bezpiecznie i widzieć swoją przyszłość w optymistycznym świetle. Podstawą jest stabilny, trwały, pełen miłości związek z „premią poczucia bezpieczeństwa”, którą daje jego formalizacja w postaci małżeństwa. Dalej – stabilna praca i związane z nią stabilne dochody. Ta stabilność dochodów jest często nawet ważniejsza niż ich wysokość. Do tego dochodzą rzeczy na poziomie makro, pozornie niezwiązane z dzietnością – koniunktura gospodarcza, poziom bezrobocia, wzrosty wynagrodzeń.
I ostatnia uwaga – pandemia COVID-19, która istotnie narusza to poczucie stabilności, ale której przełożenie się na indywidualne decyzje prokreacyjne par w trwałych związkach, mimo spodziewanego odłożenia w czasie części planowanych urodzeń, wciąż nie jest w pełni jasne.
Po szóste – likwidacja barier
No i wreszcie obszar przyziemnych konkretów. Chęć posiadania dzieci już mamy. Jeżeli jest ona nierealizowana, to znaczy, że istnieją przeszkody, które to utrudniają lub wręcz uniemożliwiają. Wiele z nich już znamy. Część możemy zidentyfikować dzięki badaniom i ekspertom np. instytutu ds. demografii, zwłaszcza tych, które pojawią się dopiero w przyszłości.
Projektowana Strategia Demograficzna identyfikuje szereg znanych obecnie barier i wskazuje kierunki rozwiązań. Przykładem niech będzie bariera mieszkaniowa, która w wielu badaniach jawi się jako jedno z głównych wyzwań. Składa się na nią kilka kwestii.
Po pierwsze, niedostępność finansowa mieszkań i brak zdolności kredytowej, a w szczególności brak środków na wkład własny wymagany przy kredytowaniu zakupu nieruchomości, oraz niewystarczające środki finansowe, by zbudować dom metodą gospodarczą. To kwestia popytu. Po drugie, niewystarczająca liczba mieszkań dostępnych dla młodych rodzin, ich niewielki metraż, nie najlepsza lokalizacja.
Ogólnie rzecz biorąc, rzeczywistość jest odległa od wymarzonego domku na przedmieściach, o którym marzą Polacy. Badania naukowe potwierdzają, że mieszkanie w domu jednorodzinnym, bliźniaku, segmencie (który możemy podciągnąć pod formę domku z ogródkiem, nawet symbolicznym) jest pozytywnie skorelowane z dzietnością. To kwestia nie tylko podaży mieszkań, tych budowanych przez deweloperów, ale także ogromna rola samorządów w takim kształtowaniu ładu przestrzennego i polityki mieszkaniowej, by mogły powstawać na obrzeżach miast dobrze zaplanowane osiedla domów czy segmentów z odpowiednią infrastrukturą (jak chociażby żłobki i przedszkola), dobrze skomunikowane z centrami miast. Nie da się zapobiec zjawisku suburbanizacji, która z perspektywy dzietności może być zjawiskiem pozytywnym, można jednak zapobiegać chaotycznemu „rozlewaniu się” miast właśnie przez ukierunkowanie tego strumienia w zaplanowany sposób.