W celu świadczenia usług na najwyższym poziomie stosujemy pliki cookies. Korzystanie z naszej witryny oznacza, że będą one zamieszczane w Państwa urządzeniu. W każdym momencie można dokonać zmiany ustawień Państwa przeglądarki. Zobacz politykę cookies.
Powrót

Geneza zawodowego pożarnictwa w Elblągu (lata 1287-1875)

Mówi się często, że ochrona przeciwpożarowa jest tak stara jak pożary. Jeżeli weźmiemy tę maksymę za dobrą monetę, to zalążków ochrony przeciwogniowej w Elblągu należałoby szukać w czasie wielkiej pożogi, która na przełomie lat 1287/1288 pochłonęła większość drewnianej zabudowy wzniesionego kilkadziesiąt lat wcześniej miasta. Nie ma wątpliwości, że ówcześni elblążanie walczyli z tym pożarem, ale niestety w archiwach nie zachowały się żadne przekazy na ten temat.

Najstarszym zachowanym przekazem świadczącym o przeciwpożarowej przezorności władz miasta jest informacja z 1414 r. z której wynika, że Rada Miejska zamówiła u miejscowego bednarza 96 drewnianych wiader z przeznaczeniem ich na wypadek pożaru. Wiadra miały być przechowywane w budynku należącym do Rady a znajdującym się w tzw. Dworze Miejskim (Stadthof). Dwór Miejski był rozległym, częściowo zabudowanym placem w rejonie dzisiejszego zespołu szkół przy ul.Rycerskiej. Stanowił niejako zaplecze gospodarcze Rady, służył między innymi za postój zaprzęgów konnych przyjeżdżających do miasta.

Z powyższej informacji wynika, że problem walki z ogniem podlegał kompetencjom Rady Miejskiej. Tak było przez całe dzieje miasta od czasów krzyżackich aż po schyłek panowania Rzeczpospolitej. Później, w czasach pruskich funkcje te przejął Magistrat a ściślej podlegający mu wydział policji.

Rada starała się pozytywnie wpływać na ten problem ogłaszając co pewien czas ordynacje pożarowe, czyli zbiory przepisów regulujących sprawę ochrony przeciwpożarowej. Najstarsze elbląskie ordynacje pochodzą z lat 1604, 1633 i 1696. Nie zachowały się one do naszych czasów w formie oryginalnej, ale ich treść przetrwała dzięki skrupulatności Abrahama Grubnaua, który teksty ordynacji przytoczył w swej rękopiśmiennej kronice przechowywanej w Archiwum Państwowym w Gdańsku. W roku 1773, czyli w drugim roku panowania pruskiego w Elblągu, na mocy rozporządzenia Magistratu, dawne ordynacje straciły swa moc prawną i zastąpiło je nowe prawo wzorowane na ordynacji Królewca. Najstarszy tego typu dokument, zachowany w oryginale w Bibliotece Elbląskiej, pochodzi z 1827 roku a do jego treści powrócimy w dalszej części tekstu.

Następne informacje o problemach ochrony przeciwpożarowej w Elblągu pochodzą z 1777 roku i są związane z wielkim pożarem na Starym Mieście. Nie był to największy pożar w dziejach Elbląga ale można zaryzykować stwierdzenie, że obok pożogi w 1945 roku był pożarem najbardziej znanym. Spłonęło co prawda tylko kilka budynków, ale były wśród nich dwa najważniejsze: kościół Św. Mikołaja i ratusz. Ogień wybuchł 26 kwietnia 1777 roku od uderzenia pioruna w kościelną wieżę. Płomienie szybko zajęły strzelistą wieżę i schodziły powoli w dół na oczach bezradnego tłumu. Jedynym zabezpieczeniem przeciwpożarowym, jakim dysponowała świątynia były miedziane kotły zbierające deszczówkę, ustawione na galerii I piętra wieży. Z pobliskiego szpitala Św. Ducha sprowadzono pospiesznie sprzęt ratowniczy. Składał się on z pompy i skórzanych węży. Sprzęt szybko i sprawnie przetransportowano na galerię, na daremnie jednak, ponieważ strumień wody nie sięgał płomieni a na głowy ratowników kapał roztopiony ołów pokrywający dach wieży. Wkrótce płomienie zeszły tak nisko, że ludzie musieli salwować się ucieczką porzucając pompę i węże. Cały sprzęt łącznie z miedzianymi kotłami padły ofiarą ognia.

Oddzielnym i ważnym problemem elbląskiej ochrony przeciwpożarowej była Wyspa Spichrzów. Lewy brzeg Rzeki Elbląg położony naprzeciw miasta od XIV wieku był zabudowywany spichrzami. Teren ten do XVII wieku nie miał żadnej ochrony w postaci fos czy wałów. Z drugiej strony był zabudowywany materiałem łatwo palnym. Wszystkie magazyny miały konstrukcje drewniana lub szachulcową i bez wyjątku były kryte strzechą. Stąd też Wyspa często padała ofiara ognia zaprószonego lub podłożonego. W czasie pierwszej okupacji szwedzkiej i związanej z nią fortyfikacją miasta, w 1626 roku król Gustaw Adolf polecił otoczyć Wyspę Spichrzów zachowaną do dziś fosą. To posunięcie ograniczyło zagrożenie ogniowe ale przecież go nie likwidowało, dlatego też problem zabezpieczenia przeciwpożarowego był częstym tematem obrad Rady Miejskiej. Władze miasta kategorycznie zabraniały składowania na wyspie drewna opałowego i słomy oraz używania ognia otwartego, ostro też zwalczały, przywleczony przez kupców angielskich a wchodzący w modę, zwyczaj palenia tytoniu. W roku 1781 Rada Miejska poświeciła temu problemowi specjalną ordynację. Na jej mocy zlikwidowano na wyspie wszelkie paleniska a farbiarnię, w której używano ognia w procesie produkcyjnym przeniesiono na drugi brzeg rzeki. Na nabrzeżach ustawiono dwujęzyczne, polsko-niemieckie tablice, zakazujące zatrzymywania się przy spichrzach statkom, na których był ogień. Język tablic świadczy, że kontakty handlowe miasta z Rzeczpospolitą były wtedy jeszcze żywe. Ordynacja wprowadzała też obowiązek utrzymywania na Wyspie pompy, węży, drabin, bosaków oraz innego sprzętu gaśniczego.

Kolejne pożary dawały impuls do ochotniczego zrzeszania się elblążan w organizacje przeciwpożarowe. 
Najstarsza ochotnicza straż pożarna (Freiwilliger Feuer – Rettungsverein) powstała w 1817 r. Rozwiązała się już trzy lata później, ponieważ jej członkowie nie chcieli podporządkować się nadzorowi policyjnemu, czyli w praktyce władzom miasta. 
Jej los podzielił też Obywatelski Ochotniczy Korpus Pożarowy (Freiwilliges Burger – Losch – Corps ),powstał w 1820 roku i niedługo potem zakończył działalność. 
Inaczej potoczyły się losy Towarzystwa Ogniowo–Ratunkowego (Feuerlosch und Rettungsverein ). Założył je 14 lipca 1822 roku znany kupiec elbląski Gustaw van Riesen. Powołanie towarzystwa było odpowiedzią na wielki pożar, jaki wiosną tego roku zniszczył znaczna część Nowego Miasta. Około 200 członków organizacji świadczyło miastu bezinteresowną pomoc. Strażacy byli podzieleni na cztery drużyny z wybieranym przez siebie dowódca na czele. Sprzęt, składający się ze skórzanych węży, sikawek, drabin i bosaków, przechowywany był w drewnianej remizie stojącej obok Bramy Targowej a dzwon wiszący w bramie pełnił funkcje dzwonu alarmowego. Do służby chętnie garnęli się uczniowie starszych klas Gimnazjum Elbląskiego. W związku jednak z tym, że udział w akcjach gaśniczych i ćwiczeniach niekorzystnie odbijał się na postępach w nauce, kierownictwo towarzystwa w porozumieniu z rektorem szkoły mocno ograniczyło nabór strażaków spośród gimnazjalistów. 
Stosunki między strażakami miały charakter demokratyczny. Jak napisał kronikarz: ”robotnik walczył z pożarem ramię w ramię z członkiem władz miejskich”. Bycie strażakiem–ochotnikiem miało także i przyjemne strony, najważniejszą z nich stanowił doroczny bal strażaka w zajeździe Pod Złotym Lwem. Wróćmy teraz do zachowanego w Bibliotece Elbląskiej oryginału ordynacji z 1827 r. (Feuerordnung fur die Stadt Elbing). Na jej mocy miasto zostało podzielone na pięć okręgów. Na czele każdego okręgu postawiono naczelnika i dano mu do dyspozycji jedna pompę wraz z obsługą. Każdy dorosły mężczyzna mieszkający w okręgu był zobowiązany do wzięcia w razie potrzeby udziału w akcji gaśniczej. Po upływie roku potencjalni strażacy przechodzili w stan spoczynku a ich miejsce zajmowała kolejna trzecia część mężczyzn. Czyli prościej mówiąc, każdy elblążanin po roku gotowości do gaszenia pożarów miał dwa lata przerwy. Udział w systemie zabezpieczenia przeciwpożarowego był honorowy, jedynie dozorca sikawek (Spritzenmeister) otrzymywał rocznie 20 talarów a jego dwaj zastępcy po 10 talarów. Ordynacja nakładała na każdego właściciela lub użytkownika domu obowiązek posiadania dwóch wiader skórzanych oznaczonych nazwą ulicy i numerem domu. Jeśli w budynku znajdował się warsztat rzemieślniczy jego właściciel musiał dysponować 3-6 wiadrami w zależności od wielkości firmy. Ponadto ustawa nakładała na ratusz obowiązek posiadania 12 wiader, na wszystkie kościoły i Bramę Targową po 6, na gimnazjum i szpitale po 4. Za brak każdego wiadra nakładano na osobę odpowiedzialną po 10 srebrnych grosz kary. Właściciele domów krytych słomą, trzciną lub gontem musieli mieć w pogotowiu drabinę sięgającą co najmniej do komina. Mimo dobrego wyposażenia w sprzęt i poświęcenia istnienie Towarzystwa Ogniowo–Ratunkowego nie rozwiązywało wszystkich problemów ochrony przeciwpożarowej w Elblągu. Nie było ono w stanie gasić wielkich pożarów, tu już byli potrzebni fachowcy. Władze miasta postanowiły więc skończyć z okresem prowizorium ogniowego i uzawodowić formację elbląskiej straży ogniowej.

Opracowanie: st.bryg. Mariusz Kołecki

{"register":{"columns":[]}}