Spekulacje EU ETS to polityczny green washing
16.12.2021
Już 16 grudnia odbędzie się kolejny szczyt Rady Europejskiej. Tym razem w ramach dyskusji o odbudowie gospodarczej po pandemii czeka nas ważna debata o polityce energetycznej i sprawach klimatycznych. Te rozmowy mają bezpośrednie przełożenie na codzienne życie milionów Europejczyków. Chodzi między innymi o tworzenie nowych, stabilnych miejsc pracy oraz o to, aby rosnące ceny paliw i energii nie zrujnowały budżetów milionów rodzin, w tym również mieszkańców Łotwy.
Jesteśmy bowiem świadkami ogromnego kryzysu energetycznego i jeśli nie podejmiemy właściwych działań, jego koszty pokryją zwykli obywatele. A przecież to nie oni są winni kryzysowi. Głównym odpowiedzialnym jest Rosja i monopolistyczny szantaż rosyjskiego koncernu Gazprom. Jak inaczej wytłumaczyć zmniejszenie dostaw gazu do Europy i manipulację cenami paliw? Jak wytłumaczyć presję wokół Nord Stream 2? I jak wreszcie wytłumaczyć przesunięcie rosyjskich wojsk na wschodnią granicę Ukrainy? W efekcie tej wielopiętrowej rozgrywki Władimira Putina ceny gazu w ostatnim czasie wzrosły nawet 10-krotnie. I teraz, kiedy czytają Państwo te słowa, wszyscy odczuwamy te skokowe podwyżki na własnej skórze.
To wystarczający powód, aby przyspieszyć transformację energetyczną i w ten sposób uniezależnić się od nieprzewidywalnej i agresywnej polityki Kremla i Gazpromu. Grozi nam jednak to, że Europa trafi z deszczu pod rynnę. Jeśli koncepcję sprawiedliwej transformacji energetycznej zastąpi obecna, nieracjonalna logika EU ETS, wszyscy zapłacimy za to podwójnie.
W założeniu EU ETS miał być systemem handlu uprawnieniami do emisji CO2, który miałby zapewniać racjonalną z ekonomicznego punktu widzenia i społecznie akceptowalną drogę redukcji emisji gazów cieplarnianych. Szybko jednak uprawnienia do emisji CO2 stały się instrumentami finansowymi w rękach bogatych inwestorów. Obecna koncepcja EU ETS jest podatna na mechanizmy spekulacyjne i wykorzystuje się ją, aby sztucznie podwyższać ceny za handel emisjami.
To nie pesymizm, to smutne fakty. W 2016 roku cena uprawnień do emisji CO2 wynosiła ok. 6 EUR za tonę. Obecnie sięga już niemal 90 EUR. To 15-krotny wzrost w przeciągu 5 lat. Środki, które firmy powinny inwestować w zieloną transformację, przeznaczają na coraz wyższe ceny emisji. Jeśli nie zatrzymamy tej niekontrolowanej spekulacji, planowanie i skuteczna realizacja celów klimatycznych może okazać się niemożliwa.
Warto przypomnieć, że Europę tworzą nie tylko różne języki i kultury, ale też gospodarki różnego typu. Państwa, które po II wojnie światowej zostały wbrew ich woli podporządkowane Związkowi Sowieckiemu, nie miały takich perspektyw rozwojowych jak kraje Europy Zachodniej. Kraje Europy Środkowo-Wschodniej znalazły się więc teraz w podwójnym szachu. Wysoka cena uprawnień CO2 powoduje destabilizację gospodarczą, a to z kolei utrudnia realizację unijnej polityki klimatycznej.
Mimo to aktywnie uczestniczymy w zielonej transformacji. Obecnie nikogo już nie trzeba przekonywać, że warto inwestować w OZE. Na pewno nie Polaków, którzy przeżywają aktualnie fotowoltaiczny boom. Co więcej, niedawno polski rząd przyjął strategię wodorową, pracujemy nad energią wiatrową offshore i przygotowujemy się do wprowadzenia w Polsce atomu.
Dzisiaj Europy nie stać na pomyłkę. Mierzymy się z największym od prawie 100 lat kryzysem gospodarczym. Naszym podstawowym zadaniem powinno być teraz odzyskanie stabilności po pandemii. Zgoda na to, by rachunki uderzyły po kieszeniach mieszkańców Europy, tylko pomnoży nasze problemy.
Dlatego w przededniu Rady Europejskiej apeluję o reformę systemu EU ETS. Ten system został stworzony po to, aby zachęcić do inwestowania w OZE, które wtedy były znacznie droższe od konwencjonalnych źródeł. Dziś jest inaczej. Rewolucja na rynku odnawialnych źródeł energii daje nam możliwości, by produkować tanio i czysto. EU ETS musi uwzględniać aktualną sytuację gospodarczą, a nie wzmacniać status quo inwestorów, dla których polityka klimatyczna jest tylko okazją do zbicia majątku.
Już teraz EU ETS nie wspiera sprawiedliwej i uczciwej realizacji celów klimatycznych, lecz staje się karykaturą samego siebie. Zamiast służyć zrównoważonemu rozwojowi, sprawia, że biedni stają się jeszcze biedniejsi, a bogaci – bogacą się jeszcze bardziej. Prawda jest taka, że najbogatszy 1% ludności odpowiada za 17% globalnej emisji CO2. Potwierdza to choćby najnowszy World Inequality Report 2022. Z kolei cała Unia Europejska odpowiada zaledwie za 8% globalnej emisji CO2. Nawet największa mobilizacja po stronie Europy nie odwróci światowego trendu, jeśli liderzy niechlubnego rankingu emisji CO2 nie włączą się na poważnie w działania na rzecz klimatu. Będziemy co najwyżej przypominać ludzi, którzy wiosłami chcą zatrzymać rozpędzony parowiec.
Jeśli nie zmienimy swojego podejścia, zamiast odradzającego się środowiska, będziemy patrzeć jedynie na słabnącą Europę. Owszem, będziemy kontynentem szlachetnych idei, ale pozostaną one niemożliwe do realizacji. Wtedy okaże się, że wcale nie ochroniliśmy planety, ale pozwoliliśmy, by stała się terenem bezdusznej konkurencji i dominacji, areną walki o wpływy. A miejsce Europy będzie na marginesie rozwoju. Cenę za brak zdrowego rozsądku poniosą przede wszystkim zwykłe europejskie rodziny – w Polsce, Niemczech, Francji, Hiszpanii i Holandii i każdym innym państwie Europy.
Dlatego już 16 grudnia Polska będzie głośno apelować, aby zakończyć dziki handel emisjami CO2. To jeden z ostatnich momentów, aby naprawić błędy. Najwyższy czas powiedzieć „stop” politycznemu green-washingowi.
Mateusz Morawiecki, Premier RP