Wspomnienia absolwentów z końca lat 70-ntych XX wieku
22.11.2024
Dziś wspominamy absolwentów, którzy kończyli szkołę pod koniec lat 70. XX wieku. Oto Oni:
1977: Elwira Chłosta, Halina Chudzik, Ewa Drobińska, Bogusława Garbarczyk, Anna Hołowacz, Małgorzata Kokot, Maria Melim, Ewa Niedbała, Elżbieta Stucka, Hanna Walentynowicz, Marzena Wojciechowska
1978: Małgorzata Gawlak, Danuta Guzińska, Elżbieta Klimek, Ewa Komorska, Iwona Kozak, Mariola Lebida, Jolanta Malinowska, Iwona Mikołajczak, Wojciech Olszówka, Krzysztof Paluch, Jolanta Parzyńska, Brygida Wójcik, Mirosław Żukowski
1979: Ewa Bącalska, Elżbieta Dudek, Julita Golińska, Bożena Grochowska, Bożena Kita, Helena Kleban, Hanna Matras, Ilona Mazur, Alina Pińska, Małgorzata Rodziewicz, Andrzej Stasiewicz, Zofia Szmyd
Coraz więcej zdjęć możemy znaleźć w szkolnych kronikach i albumach, dlatego zapraszamy do obejrzenia skanów w galerii.
Ale zanim tam Państwo zajrzycie, zachęcamy do przeczytania wspomnień współpracowników i byłych uczniów o jednym z wyżej wymienionych, Panu Andrzeju Marku Stasiewiczu:
„Zanim AS (taki skrót od imienia i nazwiska widniał na szkolnym identyfikatorze Andrzeja Marka Stasiewicza) został naszym kolegą z pokoju nauczycielskiego, ja wraz gronem pedagogicznym gdańskiej Baletówki mogliśmy go poznać w baletmistrzowskiej odsłonie jako Złotego Bożka w „Bajaderze” granej w Teatrze Wielkim w Warszawie. To był chyba mój pierwszy rok pracy w Szkole, a na pewno pierwszy spektakl oglądany w tej mekce polskiego baletu. Patrzyłam na niego w pełnym zachwyceniu, a gdy nadszedł czas pojawienia się na scenie Złotego Bożka, moja koleżanka, jednocześnie absolwentka i nauczycielka naszej Baletówki Magda Aszyk (obecnie Chmielewska), trąciła mnie w bok, szepcząc: „Teraz uważaj, to Andrzej Stasiewicz, ten to ma skok…”. Kiedy Magda zobaczyła na mojej twarzy oszołomienie tym, że Złoty Bożek po prostu unosił się w powietrzu, dodała: „A nie mówiłam, Stasiewicz to klasa!”. Wspomnianą „klasą” Pan Andrzej wyróżniał się także poza sceną jako nauczyciel tańca klasycznego i kolega z pracy”.
Rzeczywiście, Pan Andrzej był nie tylko doskonałym tancerzem... Przez wiele lat pracował w szkole i został zapamiętany jako niezwykła osobowość:
Paweł, akompaniator, tak wspomina współpracę: „Pan Stasiewicz jest wielkim wielbicielem muzyki operowej i jak się okazuje, dużym znawcą. Przez lata pracy w Operze Narodowej poznał mnóstwo repertuaru, co sprawiło, że kiedy na lekcji u niego grałem jakiś fragment opery, potrafił w trakcie ćwiczenia, pomiędzy uwagami dawanymi uczniom, wykrzyczeć tytuł i kompozytora. Czasem, zamiast tego, pytał uczniów po ćwiczeniu, czy wiedzą, z czego była ta muzyka. Wiele razy próbowałem go zaskoczyć czymś mniej znanym i bardzo rzadko mi się to udawało, tak dobrze znał opery. Zmotywowało mnie to do posłuchania muzyki operowej i poszukania tam tematów, które nadają się do akompaniamentu na lekcji. Zrobiłem to po części w ramach ciekawej gry w zagadki, prowadzonej z p. Stasiewiczem, ale też szybko zacząłem odkrywać, ile tam jest muzyki, która świetnie pasuje do lekcji. Kiedy akompaniowałem w klasie dyplomowej u p. Stasiewicza i zastanawiałem się nad wyborem muzyki do lekcji dyplomowej, stało się oczywiste, że musi to być opera. Zrobiliśmy ten dyplom wyłącznie z włoską muzyką operową. Nie wiem, jak komisji, ale nam bardzo się to podobało!”
Inny akompaniator: „Andrzej na fortepianie kładł „zeszyt złotych myśli”, który prowadził z uczniami i dla uczniów. Gdy powiedział jakąś cenną uwagę, notował ją dla nich”
A takie ciekawostki zapamiętali uczniowie, których przygotowywał kilka lat temu do dyplomu: „Pan Stasiewicz przerywa nagle tłumaczenie ćwiczenia, mówi „oho”, podchodzi do otwartego okna, stoi i wsłuchuje się przez minutę czy dwie. Po chwili mówi: o, sikoreczka i opowiada jakąś historie o tym gatunku”. Inny opowiada: „Pan Stasiewiczu to dobry fachowiec. Bardzo dużo tłumaczył i mówił, skupiał się na najmniejszych elementach, proponował na przykład wiązanie gumkami palców u dłoni, jak ktoś je źle trzymał. Albo mówił, żebyśmy trzymali ręce w trzeciej pozycji, jakbyśmy trzymali Pana Boga za nogi. Czasem w emocjach wykrzykiwał: krucafux!”.
I jeszcze jedno - można powiedzieć: kultowe - powiedzonko Pana Andrzeja, które wciąż krąży po szkole, bo zapożyczyli sobie inni nauczyciele, powtarzają je także uczniowie: „najpierw ręce, potem kręcę”. Kto uczy się piruetów, ten wie o co chodzi