Wspomnienia zmarłych pedagogów związanych ze szkołą.
02.11.2024
Przy okazji Dnia Zadusznego wspominamy zmarłych pedagogów związanych ze Szkołą. Tradycją już jest, że odwiedzamy ich groby i przywołujemy w pamięci wspólnie spędzone chwile. Dziś chcielibyśmy przypomnieć naszych muzycznych bohaterów, nauczycieli-akompaniatorów, na co dzień ukrytych za klawiaturą fortepianu, którzy współtworzyli i nadal współtworzą niezwykłą atmosferę naszej Baletówki.
Konrad Leppek – cudowny człowiek o ogromnych dłoniach i z nieodłączną reklamówką wypełnioną, zapewne, nutami. Osoba niezwykle uprzejma, skromna i cicha, a jednocześnie artysta o genialnym słuchu i niespotykanym stylu akompaniowania, tak zwanym „ćwierkaniu”, którym zachwycał wszystkich. Choć Pan Konrad nie posiadał wyższego wykształcenia muzycznego, grał po prostu pięknie, zawsze „z charakterem” i zawsze „pod nogę”. Był też bardzo oddany swojej pracy; często można było usłyszeć, jak przygotowując się do lekcji, graj utwory ulubionego Ennio Morricone, a z ust Dyrektora Prądzyńskiego usłyszeliśmy pochwałę, że Pan Konrad przez 40 lat nigdy się nie spóźnił. Zmarł nagle, w pobliżu Szkoły, gdy po wyjściu z zajęć szedł do domu. Miał wtedy 74 lata...
Mimo że od śmierci Pana Konrada minęło wiele czasu, to wciąż przychodzą do biblioteki akompaniatorzy, którzy od progu mówią: „Kasiu, znajdź i wypożycz mi jakąś lekcję, do której grał pan Leppek”. Jeden z nich tak go wspomina: „Konrad Leppek był dla mnie „klasykiem”. Widziałem jego lekcje tylko na video, ale melodie, które grał, brzmiały zawsze naturalnie. Niezwykle mi to imponowało; chciałem wymyślać takie melodie, jak on”. Inny wspomina: „Jak On grał! Gdy dźwięki Jego muzyki dobiegały z sali, trudno było się nie zatrzymać, by posłuchać i podziwiać”!
Liliana Kućmierczyk - przez długie lata była związana ze Szkolą Baletową i Operą Bałtycką w Gdańsku. Jej wyjątkowy styl akompaniowania czasem przypominał frazy Prokofiewa, innym razem brzmiał lirycznie, kantylenowo, naśladując kompozytorów romantycznych. „Miała niesamowitą wyobraźnię muzyczną – Jej improwizacji w różnych stylach można było słuchać bez końca” – wspomina jedna z koleżanek. Swoją muzyką często uświetniała egzaminy dyplomowe. Niejednokrotnie akompaniowała również młodzieży startującej w Ogólnopolskich Konkursach Tańca.
Panią Lilianę pamiętamy jako osobę dystyngowaną, pełna gracji i jednocześnie „kolorowego ptaka”, lubiącego barwne stroje i dodatki, na przykład często zmieniające się torebki czy parasolki. W naszych wspomnieniach zapisał się jej promienny uśmiech i kapelusze pełne kwiatów.
Jedna z akompaniatorek tak zapamiętała początki swojej znajomości z Panią Lilianą: „Gdy rozpoczynałam pracę w Szkole Baletowej, ofiarowała mi swe materiały muzyczne, mówiąc: „Graj to, jak nie będziesz wiedziała, co grać, to pasuje na wszystko ;)”. Do dzisiaj korzystam z tych materiałów, przywołują one wspomnienia i są wyrazem mojej wdzięczności za opiekę w pierwszych dniach pracy”.
Hanna Anna Estemberg - dla przyjaciół Haneksa. Wysoka, zawsze wyprostowana, w charakterystycznych okularach o grubych szkłach i z niesamowitym poczuciem humoru. Była nauczycielką tańca klasycznego, ale również akompaniatorką i jako jedyna w Szkole potrafiła sama zagrać muzykę do swojej lekcji, być jednocześnie przy drążku i za fortepianem:-). Każda klasa, którą uczyła, potrafiła świetnie „kręcić”, bowiem Haneksa miała „dar” nauczania piruetów.
Elżbieta Piskorska - znana i lubiana akompaniatorka. Żywiołowa, pogodna, życzliwa. Mieszkała w pobliżu szkoły i mówiła, że w kilka minut może przyjść na zastępstwo… nawet w szlafroku Prowadziła sklep baletowy i zaopatrywała uczniów w akcesoria do tańca. Na korytarzach podczas przerw słychać było: „Pani Elu, potrzebuję wsuwki i harnakle (dla niewtajemniczonych: szpilki do upinania koka)” i Pani Ela „załatwiała” co trzeba. Była osobą bardzo wesołą i rozmowną, często swoim śmiechem i uwagami „z przymrużeniem oka”, rozluźniała atmosferę podczas rad pedagogicznych. W Szkole czuła się jak w domu, po korytarzu chodziła w klapkach zakładanych, nawet zimą, na bose nogi i z poduszką pod pachą, bo wiadomo - wygodne usadowienie się przy fortepianie, to podstawa dobrego akompaniamentu .
Elena Aleksiejuk - w naszej szkole grała do lekcji tańca, w szkole muzycznej na Gnilnej uczyła fortepianu i również akompaniowała. Zawsze bardzo angażowała się w swoją pracę a jej znakiem rozpoznawczym była elegancja. Z tym związana jest pewna anegdota. Pani Elena w bardzo strojnej sukience z czerwonymi piórami z takim zapałem grała na instrumencie, że ozdoby z jej kreacji pobrudziły klawiaturę. Z przejęciem pobiegła do dyrekcji i przepraszała za zniszczenia. Fortepian, oczywiście, udało się wyczyścić.
Pani Elena z wielką gracją, lekkością i perfekcyjną techniką grała zarówno Chopina jak i Mendelssohna czy Berlioza. Wchodząc do szkoły, zarażała swoim uśmiechem i pogodą ducha, jako pierwsza sprzedawała wśród nas kosmetyki, mówiąc: „Dziewczyny, inwestujemy w siebie:-)”.
Jeden z akompaniatorów wspomina, że spotkał Elenę Aleksiejuk, kiedy przed rozpoczęciem swojej pracy w Szkole chodził na lekcje tańca klasycznego, żeby „podpatrzeć” i „podsłuch” kolegów i koleżanki po fachu. „Pamiętam, jak kiedyś po zajęciach Elena stwierdziła, że zagrała już tu całego Schuberta i Beethovena. Może dlatego po wakacjach pracowała już tylko na Gnilnej. Chyba bardziej kochała większy, koncertowy repertuar”. Inny akompaniator dodaje: „to prawda, na jednym z dyplomów zagrała przynajmniej jedną część sonaty Beethovena”.
Halinka Korsakowska – to była prawdziwa dama, taka dama z dawnych lat. Zawsze elegancka, z dyskretnym makijażem i charakterystyczną czerwoną szminką na ustach, w bluzce ozdobionej staromodną broszką, z apaszką na szyi i w kapeluszu o rozłożystym rondzie. Muzykę graną przez Panią Halinkę można było rozpoznać po nostalgicznych i lirycznych tematach w tonacjach molowych, choć ona sama była osobą obdarzoną ogromnym poczuciem humoru. Prowadziła nawet zeszyt z ciekawymi i śmiesznymi „złotymi myślami” całego grona pedagogicznego .
To nie tylko akompaniatorka, ale także przez jakiś czas, bardzo oddana dzieciom wychowawczyni klasy.
Po tym jak przeszła na emeryturę, można ją było spotkać na gdańskiej Zaspie. Wtedy wielką przyjemnością było znów zobaczyć jej wesołe oczy, ciepły i delikatny uśmiech oraz życzliwie poplotkować o Szkole i ukochanej dzielnicy.
Janusz Misztowt – kiedy pojawiał się w pokoju nauczycielskim, było wiadomo, że będzie wesoło. Pan Janusz zawsze tryskał dobrym humorem, uwielbiał żartować oraz bawić się słowami, sam też układał przeróżne zagadki oraz językowe kalambury, którymi nas zaskakiwał i rozbawiał. „Kiedy wchodzę do pokoju nauczycielskiego, to czasami przypominam sobie, jak Janusz mówił >>zięć dobry<<” – wspomina jedna z koleżanek.
Był przeuroczym, zawsze uśmiechniętym gadułą, który czasami milknął i zaszywał się w kącie pokoju nauczycielskiego, by w spokoju rozwiązywać ulubione „jolki” lub inne łamigłówki. Jego niezwykła pogoda ducha, życzliwość i kultura osobista sprawiły, że był bardzo lubiany i ceniony zarówno przez nauczycieli jak i uczniów, których czasem „po kryjomu” obdarowywał cukierkami.
Kiedyś jednemu z kolegów Pan Janusz powiedział, że nigdy nie gra sam, zawsze w sali baletowej towarzyszy mu drugi akompaniator. Na pytanie: „Jaki?”, odpowiedział: „No… ten w lustrze”. Najlepiej Pan Janusz i jego lustrzany kompan czuli się, akompaniując do tańca charakterystycznego, a utwory do tańca klasycznego i ludowego grywali po swojemu, czyli „na jazzowo” .