W celu świadczenia usług na najwyższym poziomie stosujemy pliki cookies. Korzystanie z naszej witryny oznacza, że będą one zamieszczane w Państwa urządzeniu. W każdym momencie można dokonać zmiany ustawień Państwa przeglądarki. Zobacz politykę cookies.
Powrót

Picasso, Velazquez, Goya, Sorolla i słońce w Madrycie

15.03.2024

kubistyczne przedstawienie zwierząt i ludzi w skali szarości

Kaczki. Wcale nie bały się ludzi, czemu zresztą nie ma się co dziwić. To w końcu ogromny park został ich domem, Retiro, znajdujący się nieopodal jednych z największych muzeów w Madrycie. Właśnie w tych okolicach najczęściej przebywaliśmy, przechodząc od jednego dzieła do drugiego, zwiedzając i starając się coś przekąsić w międzyczasie. Tak drugiego dnia zawędrowaliśmy do Prado, które teraz wyróżniam przez ogromne wrażenie, jakie na mnie zrobiło. Mimo wszystko, to zupełnie coś innego widzieć obraz na ekranie, a doświadczyć go potem w rzeczywistości. Wszystkie pociągnięcia pędzlem, kolory czy detal od razu nabierają innego wymiaru. Możesz podjąć decyzję: czy chcesz podejść bliżej i wniknąć we wszystkie drobne szczegóły, czy raczej lekko się oddalić i starać się zrozumieć całość. Musisz się także nieźle nagimnastykować, ciągle zmieniając swoje położenie w przestrzeni tak, by światło odbite od powierzchni obrazu   nie ,,zasłaniało’’ go. Przyznam, całkiem śmieszna zabawa, choć niektórych może czasem irytować. 

Jednak sztuka nie ogranicza się do malarstwa, dlatego też jednego dnia już o dziewiątej rano siedzimy w autokarze, zmierzając do Eskurialu i mauzoleum. Na horyzoncie pojawiają się góry. Uwielbiam góry. Klasztor wraz z całym kompleksem robią niezwykłe wrażenie, swoimi freskami oraz architekturą walcząc o atencję z naszym następnym przystankiem. Dolina Poległych, mimo zawartej w sobie tragicznej historii, wręcz zapiera dech. Ogromny krzyż górujący na szczycie był widoczny już z daleka, jednak dopiero po przybyciu na miejsce człowiek uświadamia sobie jego rozmiary. Wzrok, nie wpadając na nic, sięga w dal, ogarniając przepiękny krajobraz, a wchodząc do środka, po chwili jest się witanym przez wielkie posągi aniołów, które w rękach trzymają miecze. Mam wrażenie, że za chwilę usłyszę charakterystyczne szuranie kamienia i zobaczę, jak się ruszają. 

Każde miejsce, które odwiedziliśmy, miało co innego do zaoferowania, a w muzeum Thyssen-Bornemisza to spektrum było naprawdę szerokie. Chyba dopiero tam dotarło do mnie, jak bardzo mi się poszerzyło, a nawet zmieniło postrzeganie sztuki, co było, nie powiem, niezwykle intrygujące. Swoista wyprawa od dzieł wczesnochrześcijańskich po te najbardziej współczesne była przeżyciem, które nieprędko zostanie zakopane w odmętach pamięci. Pan z łysinką grający na gitarze w metrze też nie zostanie zapomniany. Ani lot powrotny odbywający się w idealnej porze, gdy widziało się błękitne niebo ponad chmurami, zachód słońca, i gdy na koniec mrok na dole zaczęły rozświetlać tysiące małych, jasnych punkcików. 

  

Nadia Dąbrowska kl. 2b 

 

Zdjęcia (8)

{"register":{"columns":[]}}