W celu świadczenia usług na najwyższym poziomie stosujemy pliki cookies. Korzystanie z naszej witryny oznacza, że będą one zamieszczane w Państwa urządzeniu. W każdym momencie można dokonać zmiany ustawień Państwa przeglądarki. Zobacz politykę cookies.
Powrót

Wrześniowy numer „Przeglądu Pożarniczego” już dostępny

13.09.2021

PP

Szanowni Czytelnicy!

Drapacze chmur kojarzymy głównie ze Stanami Zjednoczonymi. Tam narodziło się najwięcej wynalazków związanych z wysokościowcami, tam też powstały pierwsze takie budynki i to tam stoi kilka wieżowców ikon, jak chociażby Empire State Building.

Historia tego typu budowli ma początek, co ciekawe, nie w wieku XX, lecz XIX. Historycy zgodnie twierdzą, że pierwszym wieżowcem był biurowiec The Home Insurance Building – siedziba formy ubezpieczeniowej. Stanął w centrum Chicago. Miał 42 metry i dziesięć pięter. Dzięki nowatorskiej konstrukcji gmach ważył o dwie trzecie mniej, niż gdyby został wzniesiony w tradycyjny sposób. Niemała w tym zasługa sir Henry’ego Bessemera, który znalazł sposób na produkcję superwytrzymałych rur stalowych, doskonale nadających się do konstruowania szkieletów budynków. A było to w 1885 r.

Dziś jesteśmy świadkami istnego wyścigu do nieba, a budynki pną się w górę nie w dziesiątkach lecz setkach metrów. W Polsce pierwsze drapacze chmur powstały przed II wojną światową w Katowicach i w Warszawie. Próbowano im nawet nadać polską nazwę: niebotyk. Całkiem sprytnie pomyślana i szkoda, że się powszechnie nie przyjęła.

W tym numerze wiele miejsca poświęcamy współczesnym niebotykom. Imponujący wygląd, szkło, stal, nowoczesność. A bezpieczeństwo? Za koncepcją takich budowli kryje się myśl, że mają obronić się same. To rzecz jasna pewne uproszczenie – de facto budynki wysokościowe muszą być wyposażane w takie urządzenia, sprzęt, instalacje i rozwiązania budowlane, by zapobiec powstaniu i rozprzestrzenianiu się pożaru.

Jakim wyzwaniom muszą stawić czoła projektanci, rzeczoznawcy, firmy budowlane oraz właściciele (zarządcy) takich budynków, pisze Kamil Wleciał. I choć w Polsce nie odnotowaliśmy spektakularnych pożarów budynków wysokościowych, lektura artykułu Aleksandry Radlak, opisującej pożar wieżowca w Brazylii, pokazuje, że strażacy nie mogą spać spokojnie. A warszawscy, nie chcąc przespać problemu, wymyślili mobilny system do gaszenia pożarów w budynkach wysokościowych 200 m+. Jaka stoi za nim technika i jaki pomysł, pokazuje materiał Łukasza Włodarczyka.

Piotr Plebaniak zaś zapozna nas z wieżowcem Taipei 101. Ten drapacz chmur to osobliwość sama w sobie, a to dlatego, że musi nie tylko oprzeć się naporom wiatru, lecz także sprostać zagrożeniom terenu sejsmicznego. Na koniec spojrzymy na pożary wysokościowców okiem filmowców. Tym razem Paweł Rochala przyjrzy się, jak Kraina Snów zmierzyła się z żywiołem w katastroficznym filmie „Płonący wieżowiec”.

Niestety tegoroczne lato nie szczędzi katastrof. Można by rzec, że Europa (i nie tylko) płonie i tonie. Grecja, Turcja były na tyle ciężko doświadczone żywiołem ognia, że zwróciły się o pomoc do międzynarodowej społeczności. Odpowiedzieli na nią nasi strażacy. W Turcji wraz z policyjnymi pilotami prowadzili działania ze śmigłowców, a w Grecji z ziemi. Grupa polskich strażaków ruszyła także z pomocą humanitarną naszym zachodnim sąsiadom, doświadczonym powodziami. Nie zdarzyło się w historii PSP, by nasi strażacy brali udział w trzech misjach naraz. Opiszemy ich działania na łamach PP w kolejnym numerze.

A teraz zapraszamy do lektury dodatku „Z archiwum XXX-lecia PSP”. Opisujemy w nim m.in. nasze zaangażowanie w ratownictwo międzynarodowe. Zawsze wzbudza ono duże zainteresowanie mediów, a rzecznicy prasowi mają pełne ręce roboty. Potwierdzi to bryg. Krzysztof Batorski, rzecznik komendanta głównego PSP. Kim jest, jak widzi swoją pracę? Tego dowiedzą się Państwo po przeczytaniu wywiadu przeprowadzonego przez Annę Sobótkę.

Ciekawej lektury!

{"register":{"columns":[]}}