Na pomoc płonącej stolicy
Łódzka Straż Pożarna przybyła do Warszawy w dniu 6 września 1939 r., kolumną 23 samochodów bojowych, w tym 10 autocystern. Pełniący w tym czasie obowiązki inspektora naczelnego Związku Straży Pożarnych RP, były łódzki komendant inż. J. Kowalczyk, uzgodnił z A. Biedroniem - Kalinowskim, że Ochotnicza Straż Pożarna z Łodzi pozostaje w stolicy. Dowództwo łódzkich jednostek powierzono J. Górskiemu, Zastępcy Komendanta Łódzkiej Straży Pożarnej. Wśród nich oprócz strażaków zawodowych znajdowało się wielu ochotników.
Pierwszą akcją łódzkiej grupy pożarniczej było ratowanie mostu Poniatowskiego. Ponieważ bomby uszkodziły przewody gazowe, zaistniało niebezpieczeństwo wybuchu. Łodzianie pokazali swe wyszkolenie i szybko opanowali sytuację.
Kolejnymi akcjami było gaszenie pożaru w gmachu Banku Polskiego, elektrowni, ratowanie zasypanych pod gruzami, a także ewakuowanie chorych z płonących szpitali. Natomiast w dzień i w nocy, bez odpoczynku gasili dziesiątki pożarów w budynkach mieszkalnych.
Na terenie Generalnej Guberni podlegała ona szefowi niemieckiej policji porządkowej. Najwyższą polską władzą pożarniczą w GG był Komisaryczny Kierownik Techniczny Pożarnictwa, który miał całkowitą swobodę w załatwianiu spraw związanych z zakupem sprzętu, w sprawach technicznych, w planowaniu zaopatrzenia wodnego oraz w sprawach szkolenia.
Zawodowe straże pożarne kontynuowały działalność jako komunalne służby miejskie. Władze okupacyjne zlikwidowały wszystkie organy Związku Straży Pożarnych RP, w tym zarządy OSP, ale utrzymano oddziały strażackie.
W miarę wyzwalania naszego kraju straże pożarne natychmiast podejmowały służbę. Mimo ogromnego zapału i ofiarnych wysiłków organizowanie straży napotykało na poważne trudności. Przede wszystkim brakowało ludzi i sprzętu. Ci, którzy pozostali i zdołali między sobą nawiązać łączność, przystępowali do formowania na nowo straży i wyższych związków organizacyjnych. Podobnie było w Łodzi.