Patron szkoły
W mroźną grudniową noc 1880 roku, drogami i ścieżynami, pojedynczo i w grupach schodzili się ludzie z okolicznych wiosek do parafialnego kościoła w Starym Zamościu. Gdy o północy rozległ się dzwonek na rozpoczęcie pasterki, z chóru buchnęła potężna muzyka. Mimo woli wszyscy jak na komendę odwrócili się w tamtą stronę, powstawali z ławek. Nawet proboszcz znieruchomiał na chwilę przy ołtarzu, zaskoczony zupełnie. Co to?. Zamiast starych, rozstrojonych trochę organów słychać jakieś trąby, rogi, piszczałki i basetle.
Powoli zebrani zaczęli rozpoznawać wśród grających swoich krewnych, sąsiadów i znajomych. A dyrygował nimi pan Karol Namysłowski z pobliskich Chomęcisk.
Sensacja, jaką wywołał zespół wiejskich grajków w starozamojskim kościele, przerodziła się z czasem w zdumienie i zachwyt wielu tysięcy słuchaczy. Włościańska Orkiestra Karola Namysłowskiego - pod taką nazwą zaczęli występować od 1881 roku - będzie odtąd przez długie lata zadziwiać cały kraj i zagranicę, a sławę swą utwierdzi za oceanem jako ewenement w skali światowej. O twórcy tego niezwykłego zespołu powtarzana będzie opinia:
"Sława go poprzedza, zachwyt odprowadza" i w słowach tych nie będzie żadnej przesady.
Karol Franciszek Namysłowski urodził się w Chomęciskach Małych 9 września 1856 roku. Już we wczesnym dzieciństwie odznaczał się wielkim zamiłowaniem do muzyki, co było tym dziwniejsze, że matka i ojciec nie przejawiali specjalnych uzdolnień w tym kierunku. Z upodobaniem przysłuchiwał się pieśniom żniwiarzy, melodiom wygrywanym na fujarkach przez pastuchów, dźwiękom pocztowych rogów, które ożywiały senną atmosferę wsi. Gdy trochę podrósł, wieczorami podkradał się pod okna miejscowej karczmy, by niczym Janko Muzykant godzinami nieraz słuchać wiejskiej kapeli.
W roku 1865 oddano Karola do rosyjskiego gimnazjum w Zamościu. Lata szkolne Namysłowskiego przypadły na okres represji popowstaniowych i wzmożonej rusyfikacji. Początkowo nauka sprawiała mu sporo trudności. Znakomity słuch pozwolił mu jednak w stosunkowo niedługim czasie przyswoić rosyjski akcent. Po dwóch latach Karol przeniósł się do gimnazjum rosyjskiego w Lublinie. Przebywał tam 5 lat. Opuścił to miasto udając się do Warszawy, aby rozpocząć studia w Instytucie Muzycznym. Zapisał się na trąbkę do klasy profesora Antoniego Kühne, równocześnie uczył się gry na skrzypcach u Apolinarego Kątskiego, ówczesnego dyrektora Instytutu. Dopiero teraz talent młodego Namysłowskiego ujawnił się w całej pełni. Dyrektor podziwiał jego zapał, szybką orientację, nade wszystko pracowitość i wytrwałość.
Dzięki staraniom Kątskiego w Instytucie powstał chór, stojący na bardzo wysokim poziomie, oraz orkiestra, która odbywała próby w niedziele i święta. Jednym z kolegów Namysłowskiego był Ignacy Paderewski, grający w szkolnej orkiestrze na puzonie.
Karol Namysłowski zaczął coraz bardziej interesować się orkiestrą. Na próbach siadał przy grupach różnych instrumentów, starając się wniknąć w istotę ich brzmienia. Wkrótce poznał technikę i możliwości wykonawcze poszczególnych instrumentów smyczkowych i dętych. Początkowo nie doceniał roli perkusji. Dopiero kiedy przeanalizował wiele partytur i wsłuchał się w jej brzmienie w zestawieniu z innymi grupami instrumentów, zrozumiał, że nadaje ona rytm i ożywia orkiestrę.
Od czasu do czasu stawał za pulpitem dyrygenckim. Prowadzenie orkiestry przychodziło mu bez większych trudności i dawało wiele zadowolenia. Próbował również komponować, ale żaden z tych pierwszych utworów nie zachował się.
W Instytucie można było uzyskać cztery stopnie wykształcenia muzycznego, przy czym najwyższy - "dyrektor muzyki", uprawniał do pełnienia funkcji dyrektora orkiestr i szkół muzycznych. Warunkiem jego uzyskania było złożenie egzaminu z kontrapunktu, kompozycji, instrumentacji, historii i filozofii muzyki. Karol Namysłowski ukończył Instytut w 1876 roku ze specjalnym wyróżnieniem, otrzymując zapewne tytuł "dyrektora muzyki" (dyplom ukończenia nie zachował się, ale Namysłowski widnieje na liście jako wybitny absolwent w książce "150 lat Państwowej Wyższej Szkoły Muzycznej w Warszawie" pod redakcją S. Śledzińskiego). Nieprzeciętne zdolności i zdobyte wykształcenie dawały mu szansę zrobienia błyskotliwej kariery. On wszakże wybrał inną drogę - powrócił do Chomęcisk.
Stary pan Namysłowski sądził, że będzie mógł teraz przekazać prowadzenie gospodarki synowi, ale ten myślał zupełnie o czym innym. Postanowił, że nie rozstanie się już nigdy z muzyką. Zaczął chodzić po wsiach i zapisywać melodie z okolic Starego Zamościa, Chomęcisk, Wierzby. Niczym stary pozytywista stale przebywał wśród chłopów, uczył ich czytać i pisać, zapoznawał z nutami i instrumentami. Sąsiedzi i okoliczni ziemianie uważali go za dziwaka.
Pojechał jeszcze w 1878 roku do Warszawy, gdzie objął stanowisko profesora muzyki w Instytucie dla Ociemniałych. W ciągu zaledwie rocznej pracy zdążył zyskać uznanie zwierzchników i miłość wychowanków. W tym czasie zorganizował też orkiestrę w szkole dramatycznej Emilia Derynga, brał udział w koncertach w Dolinie Szwajcarskiej.
Latem 1878 ożenił się z Józefiną Zakrzewską. Prawie dwa lata dzielił czas między Warszawą, gdzie grał ponoć na skrzypcach w Teatrze Wielkim i kierował orkiestrą w teatrzyku "Alhambra", a Chomęciskami i organizowanym tam zespołem, skupiającym grono wiejskich chłopców garnących się do muzykowania. Za własne pieniądze nabył komplet nut i instrumentów. Wraz z organistą ze Starego Zamościa Józefem Tratkiewiczem zaczął uczyć ich grać. Próby odbywały się w domu u Namysłowskich w wielkiej tajemnicy przed ojcem, który niechętnie patrzył na poczynania syna.
Na szczęście ojciec często wyjeżdżał. Gdy z zapałem ćwiczyli, matka obserwowała, czy czasem nie widać powracającego z podróży męża. Na dany przez nią znak wszyscy rozchodzili się w różne strony, zabierając ze sobą instrumenty, pulpity i nuty. Pośpiesznie ustawiano na dawne miejsca stoły i ławy. Dziwił się nie raz pan Namysłowski, że podłoga w izbie zabłocona, a żona nie potrafi mu tego wytłumaczyć. Wreszcie widząc, że po każdym jego powrocie dzieje się to samo, postanowił wyjaśnić tajemnicę.
Któregoś dnia zapowiedział wyjazd do Lublina. Zawrócił jednak z Izbicy i bocznymi drogami wrócił do domu. Zbliżając się usłyszał muzykę. Niepostrzeżenie wszedł do izby. Zobaczył kilkunastu chłopców grających na różnych instrumentach i syna, który dyrygował. Na widok pana Namysłowskiego część muzyków uciekła w popłochu, inni tylko spuścili głowy. Zmieszał się i młody Karol. Ojciec wyszedł bez słowa. Czynił później wymówki żonie, że kryje dziwactwa syna, który koniecznie chce się zmarnować, zaś Karolowi zabronił utrzymywania dalszych kontaktów z chłopami.
Na nic się jednak zdały zakazy. Wprawdzie po tej niefortunnej wizytacji zbiorowe próby ustały, ale praca trwała nadal, tylko tyle, że każdy z wiejskich zapaleńców uczył się pod kierunkiem Karola oddzielnie. Poprawę atmosfery w rodzinie Namysłowskich przyniosła radosna wiadomość z Warszawy: oto 23 kwietnia 1879 roku urodził się syn Karola, późniejszy kontynuator dzieła - Stanisław Wojciech Namysłowski.
Karol Namysłowski zdawał sobie sprawę, że tylko publiczny sukces może go zrehabilitować w oczach ojca i całego środowiska, toteż usilnie dążył do zorganizowanie takiego występu. Przez kilka miesięcy w głębokiej tajemnicy przygotowywał ze swoimi uczniami odpowiedni program. Wreszcie na początku grudnia 1880 roku pod nieobecność ojca, zebrał ich w swym domu na generalną próbę. Wypadła nadspodziewanie dobrze. Jeszcze lepiej udał się ów pierwszy koncert w noc Bożego Narodzenia, który w zmowie z organistą i przy jego pomocy udało się przygotować.
Zwycięstwo Karola nie podlegało dyskusji. Od razu też poprawił sobie opinię. Wkrótce okoliczni ziemianie i liczne polskie stowarzyszenia, zaczęły zapraszać wiejskich muzyków celem uświetnienia spotkań towarzyskich, zebrań okolicznościowych, uroczystości. Ze zdwojonym zapałem pracował odtąd pan Karol. Komponował, ciągle coś przerabiał, pisał. Jego entuzjazm udzielał się wszystkim. Wreszcie 4 listopada 1881 roku, w dzień imienin Karola Namysłowskiego, on i 27 pierwszych uczniów, postanowili stworzyć zespół, który systematycznie ćwiczyłby, wzbogacał repertuar, stale podnosił swoje umiejętności. Ponieważ orkiestra składała się z samych chłopów, nazwali się Włościańską Orkiestrą.
We wrześniu 1882 roku orkiestra wyruszyła w swą pierwszą podróż najpierw do Zamościa, a potem do Lublina, Radomia, Krasnegostawu i Kielc. Towarzyszyło im powodzenie, pojawiły się pierwsze recenzje prasowe:
"Tłumy zalegają salę koncertową - pisał lubelski dziennikarz w 1884 - Wszyscy się z miejsc ruszają. Widać falowanie głów, gdyż każdy chce jak najlepiej widzieć estradę. Kogóż ma na niej zobaczyć ? Czy zawitał do nas drugi Paganini ? Nie. Wyszło ich dwudziestu siedmiu w świtkach białych włościańskich i grzmi nasza swojska, ochocza, a przy tym rzewna nuta. Serce rośnie. Wszystkich oczy zwracają się z wyrazem podzięki dla dyrektora, który wespół z innymi wywija smyczkiem. Gdy się patrzy na to małe chłopię na prawo od estrady, co tak się przytuliło do swoich skrzypek wycina od ucha, staje na myśli biedny Janko Muzykant".
Pod koniec lipca 1885 roku, w czasie trwania Wystawy Rolniczo - Przemysłowej Namysłowski otrzymał specjalne zaproszenie na występy do Warszawy. Ojciec Karola dopiero teraz zmienił swoje stanowisko. Po przemyśleniu sprawy i naradzie z żoną postanowił sprawić orkiestrze nowe stroje. Sprzedał w tym celu kilka mórg ziemi i kupił dla wszystkich muzyków niebieskie kamizele z błyszczącymi guzikami, brązowe sukmany, lite pasy, buty i rogatywki. Sprawił również komplet nowych instrumentów.
Pierwszy występ orkiestry w Warszawie we wrześniu 1885 roku stał się wielkim triumfem. Słuchaczy ogarnął entuzjazm. Polska muzyka ludowa, wykonana po mistrzowsku, z werwą, ogniem i sarmacką fantazją, podziałała wstrząsająco. Ale ten wielki sukces miał w niedługim czasie przynieść klęskę, bowiem władze carskie zaniepokoiły się reakcją publiczności i zabroniły dalszych występów. Namysłowiacy przez kilka lat nie występowali publicznie.
Minęło sześć lat. Rok 1891 - orkiestra przygotowuje się by uczcić nadchodzące 10-lecie. Aż tu Karol Namysłowski w październiku otrzymuje urzędowe wezwanie do Spały koło Tomaszowa Mazowieckiego, gdzie przebywał wówczas car Aleksander III. Wiele opowiadano mu o niezwykłej chłopskiej orkiestrze. Zapragnął ją zobaczyć i usłyszeć.
Aleksander III był zachwycony koncertami. Nie chciał wierzyć, że grają to prości chłopi. W dowód uznania dla Namysłowskiego ofiarował mu złoty pierścień z brylantami - co ważniejsze dał mu na piśmie pozwolenie na koncertowanie po całym imperium rosyjskim.
Pomimo carskiego pozwolenia na piśmie urzędnicy piętrzyli trudności przy załatwianiu najdrobniejszych spraw. Interesowali się również osobą samego Namysłowskiego, chcąc utrudnić mu życie i zmusić do zrezygnowania z pracy. Orkiestra normalnie pracowała, nie planowano jednak zbyt dalekich podróży. Dyrygent chciał postawić orkiestrę na jak najwyższym poziomie, dążył do tego by opanowała jak najszerszy repertuar. W 1897 roku orkiestra liczyła 50 członków. Dochodziły nowe instrumenty typowe dla orkiestry symfonicznej. Grali teraz uwertury oper Moniuszki, Glinki, Mozarta, utwory Czajkowskiego, Musorgskiego, Kurpińskiego, Noskowskiego.
W pracy z orkiestrą pomagali Namysłowskiemu synowie Stanisław i Edmund. Ten pierwszy przejął później po ojcu kierownictwo uzyskując wcześniej wspaniałe wykształcenie w grze na skrzypcach w Warszawskim Instytucie Muzycznym u prof. Stanisława Barcewicza i w Pradze u prof. Otokara Sevcika.
W 1914 roku wielu muzyków zostało zmobilizowanych do wojska. W pierwszym roku wojny oddziały rosyjskie pustoszyły za sobą wszystko. Zniszczyły również dorobek wieloletniej pracy Namysłowskich, zabrali instrumenty i zniszczyli zasoby biblioteczne, obrazy, pamiątki i dokumenty. Rosjanie bezskutecznie namawiali Namysłowskiego, by wyjechał do Rosji.
Front się przetoczył i życie powoli zaczęło wracać do względnej normy. Ale Namysłowski coraz bardziej podupadał na zdrowiu. Pomimo próśb żony nie przerywał pracy. Aż przyszła tragedia - utracił wzrok.
Od tej chwili kierownictwo nad orkiestrą przejął Stanisław. Po kilku latach Namysłowski poddał się operacji, która zakończyła się pomyślnie. Jednak radość trwała krótko, bo po kilku dniach Karol znowu stracił wzrok, tym razem na zawsze.
W maju 1923 roku wziął udział w wyjeździe do Łodzi, gdzie po raz ostatni w ogrodzie Grand Hotelu wziął do ręki batutę. Gdy skończył, długo słychać było oklaski. Łódź należała do miast, które Namysłowski darzył szczególnym sentymentem. Od władz miasta otrzymał honorowe obywatelstwo.
Karol Namysłowski zmarł 21 sierpnia 1925 roku w Chomęciskach. Żył 69 lat, swój talent, wieloletnią pracę i sporą część majątku poświęcił Włościańskiej Orkiestrze. Z benedyktyńską cierpliwością, początkowo sam, a później z pomocą innych osób, opracowywał i rozpisywał cały materiał nutowy dla swojego zespołu. Stworzył prawdopodobnie około 300 kompozycji, ale nie wszystkie są znane nawet z tytułów. Większość rękopisów przechowywana jest obecnie w bibliotece orkiestry w Zamościu, kilka w Izbie Pamięci w Starym Zamościu.