Partycypacja obywatelska - marketing czy narzędzie zmiany?
23.02.2022
W ostatnich latach wybuchła w Polsce partycypacja zalewając z każdym rokiem kolejne samorządy. Z zagadnienia często marginalizowanego, partycypacja stała się popularna, a niekiedy wręcz modna. Duża w tym zasługa budżetów partycypacyjnych, które były chętnie przyjmowane przez lokalne władze.
Od 2011 roku, gdy budżet obywatelski (BO) zainicjowano w Sopocie, do pojawienia się pandemii COVID-19 na taką formę partycypacji zdecydowała się jedna trzecia polskich miast (w 2020 roku wiele z nich „zawiesiło” BO).
Równolegle w debacie publicznej dialog z mieszkańcami przestał być wyłącznie postulatem ruchów miejskich i organizacji pozarządowych, a stał się czymś oczywistym i koniecznym. O symbolicznej zmianie w podejściu do partycypacji może świadczyć, m.in. wymienienie jej jako jednego z dziesięciu głównych obszarów tematycznych w Krajowej Polityce Miejskiej z 2015 roku oraz decyzja parlamentu z 2018 r. wprowadzająca obowiązkowo obywatelską inicjatywę uchwałodawczą oraz wymóg BO w miastach na prawach powiatu.
Koszmar partycypacji
Dobre zamiary rządzących nie spotkały się jednak w całości z entuzjazmem wśród samorządów i ekspertów. Pierwotnie budżety partycypacyjne były realizowane w formule konsultacji społecznych. Z braku konkretnych regulacji na poziomie ogólnokrajowym miasta same kształtowały formułę lokalnego BO. Wśród nich były takie samorządy, które wypierały ideę towarzyszącą BO jak i te, które stale ulepszały BO, np. Dąbrowa Górnicza, która by sprostać nowym wymaganiom ma obecnie dwa budżety obywatelskie: jeden ogólnomiejski – zgodny z ustawą, a drugi osiedlowy – pogłębiający ideę partycypacji.
Oprócz najpopularniejszego BO, miasta stosują szereg innych działań włączających mieszkańców. Część jest stosowana niechętnie, jak obligatoryjne inicjatywy lokalne, które posiada zaledwie 30 procent miast. Część zaś, w porównaniu do promocji BO, bywa marginalizowana, jak na przykład konsultacje planów miejscowych. Są też mechanizmy, które podobnie jak BO samorządy chętnie biorą na swoje sztandary, na przykład ostatnio popularny panel obywatelski.
Eksperci zwracają jednocześnie uwagę na tak zwany koszmar partycypacji, który przybiera różne formy, czasami występujące jednocześnie. Chodzi na przykład o robienie konsultacji, gdy w rzeczywistości nie chce się wysłuchać głosu mieszkańców lub zalewanie ich ciągłymi formami partycypacji. Oba zjawiska prowadzą do zniechęcenia do aktywności obywatelskiej. Pierwsze, bo poświęcony czas idzie na marne, a drugie, ponieważ maraton konsultacyjny wyczerpuje zarówno obywateli jak i urzędników.
Partycypacja? To tak ładnie wygląda
Lokalni włodarze lubią mówić, że słuchają mieszkańców. Partycypacja, rozumiana powierzchownie, jednak nigdy nie powinna być celem samym w sobie. Włączenie mieszkańców w decydowanie o lokalnych sprawach to ważny element życia w demokratycznym społeczeństwie. Mnogość spotkań konsultacyjnych, liczba głosujących może ładnie wyglądać na konferencji prasowej, ale niekoniecznie musi oznaczać realne włączenie obywateli w życie miasta.
W takich przypadkach partycypacja jest raczej instrumentem PR-owym, który ma służyć pozornej progresywności samorządu lub legitymizacji podejmowanych działań. Chociaż w ostatnich wyborach samorządowych frekwencja wyniosła 55 procent, a udział obywateli w konsultacjach społecznych jest przeważnie istotnie niższy, to jak wskazują badania CBOS z 2018 r. 57 procent ankietowanych uważa, że wpływ mieszkańców na decyzje w samorządzie jest zbyt mały. Im większe miasto, tym więcej osób domaga się zwiększenia udziału mieszkańców w decydowaniu o sprawach lokalnych.
Dlatego do wyścigu o tytuł najbardziej “propartycypacyjnego” samorządu stają przeważnie duże miasta. Weryfikatorem pozwalającym ocenić, na ile mamy do czynienia z samą promocją, a na ile z rzeczywistą partycypacją mogą być regulaminy konsultacji i często powiązane z nimi sprawozdania oraz podsumowania, pokazujące w jaki sposób uwagi mieszkańców wpłynęły (bądź też nie) na rozwiązanie sprawy, która była przedmiotem dialogu z mieszkańcami. Brak takiego regulaminu, jego nieprzestrzeganie, brak upublicznionych sprawozdań z konsultacji lub przedstawianie ich w zmanipulowanej formie to czytelny znak, że zamiast partycypacji jest to przede wszystkim PR.
Autor: Piotr Salata-Kochanowski
Artykuł powstał we współpracy z Instytutem Rozwoju Miast i Regionów.