Fake newsy Roberta F. Kennedy’ego Juniora – od antyszczepionkowca do przeciwnika sieci 5G*
31.03.2023
Dramatyczne wydarzenia w rodzinie Kennedych pozostawiły swoje piętno na Robercie F. Kennedym Juniorze – bratanku zamordowanego prezydenta Stanów Zjednoczonych - Johnie F. Kennedym. Żyjący w przekonaniu o spisku, który doprowadził do śmierci dwóch członków jego rodziny, wykształcił w sobie niekłamaną awersję do władz USA, ale także do szczepionek i rozwoju sieci 5G. #PowiedzSprawdzam i dowiedz się, na jakie ciekawe „badania” powołuje się w swoich argumentach broniąc tezy, że 5G jest szkodliwe.
Pierwsze zabójstwo w rodzinie Kennedych
Dallas, największe i najbardziej kosmopolityczne miasto stanu Teksas. Było piękne, słoneczne popołudnie 22 listopada 1963 roku, kiedy kawalkada eskortująca amerykańskiego prezydenta Johna F. Kennedy’ego dumnie sunęła przez park Dealey Plaza. Dokładnie o godzinie 12:30 czasu środkowoamerykańskiego zgromadzeni wokół trasy przejazdu Teksańczycy usłyszeli dźwięk wystrzału broni palnej nadchodzący z budynku Magazynu Książek Stanu Texas położonego kilkaset metrów od prezydenckiej limuzyny. Właśnie to miejsce wybrał sobie 24-letni Lee Harvey Oswald na oddanie śmiertelnych strzałów, które pozbawiły życia jednego z najpopularniejszych i najbardziej szanowanych prezydentów w historii USA. Była to tragedia dla całego kraju, ale przede wszystkim dla jednej z najbardziej prominentnych rodzin w Ameryce. Klan Kennedych należał do politycznej arystokracji od kilku dekad. Ich bogactwo i wpływy znalazły swoje zwieńczenie podczas wyborów prezydenckich w roku 1960, kiedy John F. Kennedy pokonał kandydata Partii Republikańskiej Richarda Nixona i zasiadł na najbardziej eksponowanym stanowisku politycznym na globie.
Komisja Warrena jako antidotum na teorie spiskowe?
Kontrowersje powstałe wokół zamachu miała rozwiać Prezydencka komisja w sprawie zabójstwa prezydenta Kennedy’ego zwana również Komisją Warrena. Według jej raportu opublikowanego 24 września 1964 roku Lee Harvey Oswald był samotnym strzelcem i nie miał żadnych współpracowników. Raport Komisji Warrena odniósł skutek odwrotny od zakładanego. Plotki i teorie spiskowe na temat zamachu z Dallas przybrały na sile. Według relacji bliskich współpracowników i przyjaciół nawet brat prezydenta Robert F. Kennedy miał wątpliwości do ustaleń śledczych. Robert pełniący rolę Prokuratora Generalnego w administracji JFK’a uważał, iż to jego krucjata skierowana przeciwko przestępczości zorganizowanej mogła mieć decydujące znaczenie w kontekście śmierci prezydenta. Podobno podczas jednej z rozmów za zamkniętymi drzwiami miał wypowiedzieć słowa, „Wiedziałem, że dorwą któregoś z nas. Jednak myślałem, że to będę ja”. Ta wypowiedź okazała się prorocza.
Drugie zabójstwo w rodzinie Kennedych
5 czerwca 1968 roku Bobby Kennedy świętował zwycięstwo w prawyborach Partii Demokratycznej w Stanie Kalifornia. Po wygłoszeniu inspirującej mowy Robert ruszył do sali konferencyjnej, gdzie miał spotkać się z mediami. W trakcie przejścia jednym z korytarzy Hotelu Ambasador w Los Angeles Palestyński zamachowiec Sirhan Sirhan oddał w jego kierunku kilka strzałów z rewolweru. Obrażenia jakie odniósł Robert Kennedy okazały się śmiertelne. Nazajutrz lider partii Demokratycznej zmarł w Szpitalu Dobrego Samarytanina. Śmierć kolejnego członka rodziny Kennedych była pożywką do powstania wielu teorii spiskowych. Największą popularność zyskała hipoteza o tzw. drugim strzelcu. Według jej propagatorów Shiran Shiran był wspierany, przez „kobietę w sukience w grochy”. Według jednego z pracowników Hotelu Ambasador „kobieta w sukience w grochy” towarzyszyła zamachowcowi tuż przed zabójstwem Roberta Kennedy’ego. Inna pracownica obsługi potwierdziła tę wersję wydarzeń mówiąc, iż widziała wspomnianą kobietę wybiegającą z hotelu chwilę po tym jak padły strzały. Miała ona wykrzykiwać: „Zabiliśmy go, zabiliśmy go”. W trakcie prowadzonego śledztwa detektywi z policji w Los Angeles poddali pod wątpliwość zeznania składane przez pracowników hotelu. Ich wersja wydarzeń była pełna nieścisłości, a wręcz nieprawdopodobna. Podobną konkluzję osiągnął śledczy Thomas F. Kranz, twórca Raportu dot. Śmierci Roberta F. Kennedy’ego przekazanego władzom Miasta Aniołów w marcu 1977 roku. W ciągu niespełna 5 lat rodzina Kennedych straciła dwa filary, na której budowała swoją świetlaną przyszłość. Wydarzenia w Dallas i Los Angeles niewątpliwie wstrząsnęły Stanami Zjednoczonymi.
Robert F. Kennedy Junior i jego antyszczepionkowe teorie spiskowe
Przedwczesne odejście Johna i Roberta zyskało status traumy narodowej. Jednak śmierć uwielbianego polityka jest niczym w kontekście utraty ojca, męża czy syna. Robert F. Kennedy osierocił 11-cioro dzieci. Wśród nich swojego imiennika Roberta F. Kennedy’ego Juniora. Robert Junior w momencie zabójstwa ojca miał zaledwie 14 lat. Tragedia rodzinna, podszyta licznymi teoriami spiskowymi, towarzyszyła Kennedym przez kolejne dekady. To one ukształtowały światopogląd Roberta Juniora i wykształciły niekłamaną awersję do władz USA.
RFK Junior do tej pory obwinia amerykańskie służby wywiadowcze (CIA) o zabójstwo swojego wuja. Jego postępujący sceptycyzm wobec polityków i korporacji doprowadził go do środowiska antyszczepionkowego. W 2005 roku wydawnictwa Rolling Stone i Salon opublikowały felieton Roberta Juniora, pt. „Śmiertelna odporność”. W swoim materiale RFK oskarżył rząd USA o uczestnictwo w spisku mającym na celu ukrycie powikłań zdrowotnych powstałych w wyniku przyjęcia szczepionek zawierających Tiomersal. Według Bobbiego Juniora ten związek chemiczny, używany jako substancja konserwująca w starszych rodzajach szczepionek, był odpowiedzialny za epidemię chorób neurologicznych u noworodków, między innymi autyzm. W wyniku krytyki środowiska lekarskiego i wytknięcia liczny przekłamań zawartych w artykule Salon wycofał jego publikację. Mimo konsensusu środowiska naukowego w kontekście braku dowodów naukowych na hipotezę o związku między stosowaniem Tiomersalu i autyzmem Rolling Stone nie zrezygnował z dywagacji spiskowych Roberta. Jednak systematycznie wprowadzał aktualizacje felietonu przyznając, iż był on naszpikowany półprawdami i fake newsami. Szeroka krytyka jaka spadła na RFK’a w konsekwencji wspomnianej publikacji upewniła go w przekonaniu, że prawda jest po jego stronie.
W czasie kolejnej dekady Kennedy brał udział w licznych inicjatywach antyszczepionkowych. Kilkukrotnie występował na konferencjach organizowanych przez to środowisko jako spiker. Apogeum jego działalności antyszczepionkowej miało miejsce w roku 2014, kiedy to wydał książkę pod tytułem „Tiomersal: Pozwólmy przemówić nauce”. Wydawnictwo było rozbudowaną wersją felietonu, który wyszedł spod pióra Bobbiego Juniora w 2005 roku. W oczach autora, miażdżące recenzje punktujące kłamstwa zawarte w książce było niczym więcej, jak tylko walidacją jego działalności. Skoro system traktuje cię jak wroga publicznego numer jeden musisz robić coś dobrze, a nawet bardzo dobrze. Dzięki temu przeświadczeniu w 2016 roku RFK stworzył i objął stanowisko prezesa organizacji non-profit Obrona Zdrowia Dzieci (Children’s Health Defense – CHD). Według biuletynu CHD ich misją jest „Ujawnianie przyczyn, dochodzenie sprawiedliwości, ochrona dzieci i praw podstawowych”. Bezzasadnym byłoby przypisywanie pracownikom i zarządowi organizacji złych intencji czy poświadczenia nieprawdy w treści umieszczonej na ich banerze reklamowym. Mimo kontrowersyjnych poglądów Robert F. Kennedy Junior miał znaczący wpływ na poprawę jakości wody pitnej w Stanach Zjednoczonych. Jako adwokat wielokrotnie występował w pozwach przeciwko największym korporacjom w USA. Udowadniał nadużycia jakich dopuszczały się wobec zwykłych amerykanów, uzyskując przy tym wielomilionowe odszkodowania. Jednak wtedy RFK rozumiał, iż aby to osiągnąć prawda i dowody muszą być po jego stronie. Sala rozpraw jest specyficznym rodzajem audytorium, w którym rolę słuchacza pełni sędzia. Amerykańscy orzecznicy zasiadający w sądach cywilnych to wyjątkowy gatunek melomana. Odporny na bezpodstawne oskarżenia i drobiazgowy w kwestiach dowodowych. Dlatego zespoły prawników jakimi dowodził Robert Junior wykonywały tytaniczną pracę. Powoływały biegłych, zlecały analizy i badania. Korzystały ze wparcia ekspertów. Jednoznacznie udowadniały, iż mocny materiał dowodowy jest kluczem do wygranej.
The Defender – dziennik informacyjny pełen fake newsów
Niestety wydaje się, iż wysoka etyka zawodowa przestała towarzyszyć działalności RFK Juniora. W ramach projektu CHD do życia powołane zostało wydawnictwo The Defender (Obrońca). Wydawany w formie witryny internetowej The Defender jest dziennikiem informacyjnym, stroną rekrutacyjną i portalem zbiórkowym. Dział informacyjny Defendera pełen jest wątpliwej jakości materiałów prasowych, a czasami wręcz niedorzecznych w swej treści „badań”. Nie zmienia to faktu, iż stał się słowem objawionym dla naszch organizacji antyszczepionkowych i komórkowo sceptycznych. Nową domeną, która zainspirowała JRK Juniora są instalację sieci komórkowych. Jak łatwo się domyślić jego opinia na temat rozwoju sieci mobilnych jest delikatnie mówiąc sceptyczna. Idąc z duchem czasu kierownictwo CHD skierowało swój wzrok na wroga publicznego numer jeden, czyli sieć piątej generacji (5G). Dlatego nasze ulubione fora internetowe po raz kolejny rozgrzała informacja przeklejona wprost z pierwszej strony The Defender. Artykuł o lakonicznym tytule „4 Badania dostarczają dowodów na związek między technologią bezprzewodową i promieniowaniem elektromagnetycznym u ludzi” („4 Studies Add Evidence of Wireless Technology-Related Electromagnetic Radiation in Humans”) przekonuje, że strona przeciwna rozwojowi sieci mobilnych odniosła kolejne miażdżące zwycięstwo w swej krucjacie o prawdę. Niestety cały tekst, podobnie jak jego tytuł, został po brzegi wypełniony abstrakcją i wątpliwej jakości nauką.
„Nie mamy wiarygodnych i rozstrzygających dowodów”, ale i tak szkodzi!
Pierwsza hipoteza trafiła do opisywanego materiału wprost z Australii. Badanie prezentowane przez australijskich naukowców ze Stowarzyszenia Doradców Naukowych ds. Częstotliwości Radiowych Oceanii (ORSAA) i Centrum Zdrowia Środowiskowego i Ludności, Szkoły Medycyny i Stomatologii Griffith University jest analizą innych badań, które często są analizami jeszcze innych badań na temat wpływu pola elektromagnetycznego na ludzi. Jednak w konkluzji tego projektu, usytuowaną w bezpośrednim sąsiedztwie skomplikowanej i skrupulatnie opracowanej grafiki udowadniającej, że PEM jest stresorem środowiskowym i powinno być traktowane jak zanieczyszczenie powietrza, autorzy umieścili informację następującą: „W tym sprawozdaniu […] wyjaśniamy wszystkim zainteresowanym stronom, że siła dowodów naukowych nie polega na tym, że jest wszystko albo nic. Powinno się rozpatrywać takie kwestie w skali od bardzo słabej do bardzo silnej. W takim wypadku, jeśli dowody nie są jeszcze rozstrzygające, nie oznacza to, że nie ma ich w ogóle”. Co po ludzku oznacza tyle, że „nie mamy wiarygodnych i rozstrzygających dowodów”. Niezła próba, ale u sprawiedliwego sędziego takie tanie zagrywki nie przejdą.
Wnikliwe badanie na grupie… dwóch osób
Kolejne intrygujące opracowanie wymienione jako dowód w sprawie zostało przeprowadzone przez Lennarta Hardella, emerytowanego pracownika Oddziału Onkologii Szpitala Uniwersyteckiego Orebro w Szwecji oraz Monę Nilsson z Fundacji Ochrony przed radiacją. To wnikliwe „badanie” (wydaje się, że środek interpunkcyjny pod nazwą cudzysłów jest tu koniecznie niezbędny) rozstrzygające o szkodliwym wpływie sieci komórkowej 5G zostało przeprowadzone na grupie badawczej, która liczyła 2 osoby. To nie żart. Co prawda 2 osoby to aż o 100% więcej niż 1 osoba, ale w kontekście prowadzenia badań o jakiejkolwiek, śladowej nawet, reprezentatywności grupy badawczej nie można nawet pomyśleć, nie mówiąc o tym by o tym głośno powiedzieć, a co więcej – napisać. Cała hipoteza „naukowa” (znów konieczny cudzysłów) oparta została na historii pewnego małżeństwa. 63-latni mężczyzna i jego 62-letnia żona przez wiele lat zamieszkiwali w budynku. Cóż… budynek jak budynek, ale za to jaki dach. No właśnie – na dachu tegoż budynku od lat działała sobie po cichutku stacja bazowa obsługująca technologię 3G/4G. Kiedy właściciel instalacji dokonał rekonfiguracji stacji polegającej na zainstalowaniu wyposażenia obsługującego technologię 5G, badane małżeństwo nagle zauważyło u siebie niepokojące objawy. Według ich relacji takie objawy jak: zmęczenie, bóle głowy, wahania ciśnienia krwi stały się uciążliwą codziennością.
W konsekwencji złego samopoczucia para postanowiła wyprowadzić się z dotychczasowego domu. W nowym lokum ich problemy zdrowotne miały ustąpić. Według twórców badania jest to ewidentny i absolutnie niepodważalny dowód na poparcie wysuniętej wcześniej hipotezy. Niestety autorzy zapomnieli wyjaśnić swoim czytelnikom, iż wymienione przez małżeństwo objawy są książkowym przykładem zaburzeń psychosomatycznych spowodowanych chronicznym stresem i napięciem. Prawdopodobnie wynikającym nawet nie z samego faktu uruchomienia technologii 5G w stacji bazowej posadowionej na ich dachu, a czytaniem różnych opracowań (w tym tego typu badań) na temat szkodliwości 5G właśnie. W świetle wielu analiz naukowych choroba nazywana elektrowrażliwością (zwiększona wrażliwość na działanie pola elektromagnetycznego) jest chorobą psychosomatyczną i leży w zainteresowaniu Uniwersytetu Metafizyki (prosimy nie szukać, ponieważ takowy nie istnieje… a przynajmniej nie istniał w chwili publikowania niniejszego materiału). Podkreślamy, iż pod żadnym pozorem nie trywializujemy problemów zdrowotnych jakich doświadczyli małżonkowie. Każdy chory człowiek ma prawo do opieki medycznej, lecz rysowanie konkluzji z tak absurdalnej w swoim rozmiarze grupy badawczej nie ma nic wspólnego z nauką.
Techniczne (pół)prawdy, jako środek do manipulacji
Na zupełnie osobny akapit zasługuje natomiast analiza wspomnianego wyżej „badania” w kontekście zawartych w nim (pół)prawd technicznych. Otóż autorzy chwalą się, że do określenia poziomu PEM wykorzystali miernik Safe and Sound Pro II, który był kalibrowany przez producenta. Na początek brzmi nieźle. A jak jest faktycznie – sprawdziliśmy. Skorzystaliśmy z podanego w opisie linku i oto co się okazało.
- Link przekierowuje do strony zawierającej oferty sprzedażowe począwszy od mierników PEM, poprzez farby i folie ochronne, a na ekranujących tkaninach skończywszy. Ten asortyment wydaje się dziwnie znajomy. Kojarzycie? Co oczywiste w zakładce „Edukacja” przeczytamy o śmiertelnych zagrożeniach powodowanych przez PEM – motywacja do zakupu musi wszak być. Jest i odwołanie do Raportu BioInitiative 2012 oraz tzw. norm biologicznych. No to już wiemy (to znaczy kto wie, ten wie) na jakiej stronie wylądowaliśmy.
- Na stronie znajdujemy miernik Safe and Sound Pro II. To ważna informacja – miernik faktycznie istnieje. Jest dobrze, idziemy dalej (co prawda w artykule pomylono jego nazwę, ale to szczegół i nie czepiamy się).
- Sprawdzamy opis, parametry techniczne i dołączone instrukcje. Z opisu wynika, że jest to przyrząd szerokopasmowy, co oznacza, że nie umożliwia jakiejkolwiek identyfikacji częstotliwości mierzonych sygnałów. Sygnały TV, komórkowe 2G/3G/4G/5G, Wi-Fi – wszystko wpada do jednego worka, wróć… do jednego miernika, w jego zakresie częstotliwości pracy, czyli od 400 MHz do 7,2 GHz (zakres częstotliwości, w którym w ogóle możliwa jest detekcja sygnału przypada od 200 MHz do 8 GHz). Mamy tu pierwszy ważny wniosek: rozróżnienie i zmierzenie sygnału ze stacji 5G z wykorzystaniem tego miernika nie jest możliwe z prostego powodu – miernik nie pozwala na rozróżnienie czegokolwiek. O rozróżnialności akustycznej, szanując uszy nasze i czytelników,
- Zakres pomiarowy (liniowy) miernika wynosi od 0,1 µW/m² do 1 000 000 µW/m². Wow!!! Milion, jaka wielka liczba. Ten miernik musi być naprawdę super. Czyżby? Otóż, gdy odczarujemy magię wielkich liczb i zastosujemy prawidłową jednostkę, okaże się, że zakres miernika to jedynie 1 W/m². Wygląda już znacznie gorzej, a nawet słabo, bo to tylko przecież jeden, a nie milion czegoś tam. Wobec faktu, iż limit PEM w radiowym zakresie częstotliwości wynosi do 10 W/m² (10 000 000 µW/m²) należy zauważyć, że ten miernik nie jest specjalnie dobrze dostosowany do zadania pomiarowego (różnica o rząd wielkości). Problem w tym, że innych/lepszych amatorskich mierników nie ma.
- Odkrywamy kolejną ciekawą informację. Miernik zapewnia dokładność ±6 dB, co miałoby zostać certyfikowane przez tzw. stronę trzecią. Jest również powołanie na sprawozdanie, które miałoby to potwierdzać. Czy faktycznie takie sprawozdanie istnieje? Tak, ale… Ale polega na tym, że sprawozdanie nie dotyczy żadnej certyfikacji, ale określenia odpowiedzi częstotliwościowej (Frequency Response) miernika, która została przedstawiona w formie charakterystyki. W tym celu wykorzystano znaną i znormalizowaną tzw. metodę podstawienia, która polega na tym, że najpierw korzystając z wzorcowanego analizatora widma połączonego z anteną, w pewnym ustalonym miejscu określa się poziom odbieranego testowego sygnału RF o różnych częstotliwościach. Następnie dokładnie w tym samym miejscu umieszcza się badany miernik i sprawdza jego wskazania dla tych samych sygnałów testowych. Różnice pomiędzy wynikami pomiarów uzyskanych analizatorem widma i badanym miernikiem, dla odpowiednich częstotliwości, pokazują na ile niedokładnie mierzy miernik. W tym przypadku różnice w zakresie częstotliwości od 400 MHz do 7,2 GHz sięgają 6 dB (a w istocie nawet je przekraczają). Dla ustalenia uwagi 6 dB oznacza różnicę wskazań o 50%. Zatem błąd wprowadzany do budżetu pomiaru przez sam miernik to już 50%. O budżecie pomiaru wiemy tyle, że co prawda w artykule nie znajdziemy o nim ani słowa, ale z pewnością jest wyższy niż 50%. Nasuwają się pytania o zabarwieniu lekko retorycznym: czy budżet pomiarów, o których mowa w artykule w ogóle jest znany i o ile jest wyższy niż 50%. Nad tym można wyłącznie spuścić zasłonę milczenia.
- Wracamy do artykułu. Jego sporą część wypełniają tabele z wynikami pomiarów. Weryfikacji wymagają dwa aspekty: wartości liczbowe oraz przyjęte jednostki. Warto przyjrzeć się również uzyskanym wynikom w kontekście powszechnie obowiązujących limitów PEM. Wyniki przedstawiono w µW/m2. Zważywszy, że jest to jednostka podwielokrotna aż o 6 rzędów wielkości mniejsza niż jednostka podstawowa (1 µW/m2 jest milionową częścią W/m2) można spodziewać się stosunkowo dużych wartości liczbowych. Na przykład wartość 0,1 W/m2 zapisana metodą wielkich liczb daje taki oto rezultat: 100 000 µW/m2. Wśród danych przedstawionych w artykule przeważają jednak wyniki dość umiarkowane, rzędu kilkunastu czy kilkudziesięciu tysięcy µW/m2, czyli mniejsze niż 0,1 W/m2, czyli o 2 rzędy wielkości poniżej limitu 10 W/m2. Są to więc w istocie wartości pomijalne! No chyba, że odnosimy się do wspomnianej wcześniej tzw. normy biologicznej to wtedy nie. Przypomnijmy tylko, że zasadniczym mankamentem normy biologicznej jest to, że aby była spełniona należałoby zamieszkać w klatce Faradaya i wyłączyć Słońce. Największy odnotowany wynik to 1 180 000 µW/m2, czyli dokładnie 1,18 W/m2. Jest to bezpieczny poziom, limit 10 W/m2 jest spełniony z odpowiednio dużym zapasem (prawie o rząd wielkości).
Podsumowując, na podstawie danych przedstawionych w artykule, można stwierdzić, że we wszystkich zaprezentowanych przypadkach poziom PEM nie przekraczał limitów, a więc był po prostu bezpieczny.
Kolejne wnikliwe „badania” jako dowód na szkodliwość 5G
Za to kolejne cytowane badanie wykazało się jeszcze większym rozmachem. Według konkluzji naukowców z Wydziału Medycyny Uniwersytetu w Hongkongu, ich „Badania wykazały, że rak mózgu jest wprost proporcjonalny do produktu krajowego brutto na mieszkańca, wskaźnika rozwoju społecznego, urazowego uszkodzenia mózgu, narażenia na czynniki rakotwórcze w miejscu pracy i korzystania z telefonu komórkowego”. Reasumując, funkcjonowanie w kraju cywilizowanym, gdzie zdarzają się urazowe uszkodzenia mózgu, powoduje raka. Nie byliśmy w Hongkongu osobiście, ale na zdjęciach wygląda na bardzo cywilizowany. Czekamy na addendę o szybkiej zmianie miejsca pracy i prawdopodobnie zamieszkania naukowców, którzy wyprodukowali powyższy raport.
Ostatnie badanie pt. „Modelowanie dziennej dawki pola elektromagnetycznego o częstotliwości radiowej dla określonej grupy nastolatków” prowadzone pod nadzorem Marloesa Eftens z Uniwersytetu w Bazylei mówi o negatywnym wpływie pola elektromagnetycznego na zdrowie 6605 dzieci mieszkających w Londynie. Jednak w swej treści nie zawiera żadnych konkluzji. Według samych twórców analizy „Opisuje pierwszą ocenę narażenia podłużnego dzieci w krytycznym okresie rozwoju. Oszacowane dawki zostaną wykorzystane w dalszych analizach epidemiologicznych na potrzeby badania SCAMP” (The Study of Cognition, Adolescents and Mobile Phones) prowadzonego przez Imperial College w Londynie. Naukowcy z Londynu postawili sobie cel jakim jest „zbadanie wpływu telefonów komórkowych i mediów społecznościowych na zdrowie fizyczne i psychiczne młodych ludzi oraz funkcje mózgu”. Jednak według portalu SCAMP raport organizacji ujrzy światło nie wcześniej niż w 2026 roku, a cytowane badanie jest jednym ze wstępnych etapów analizy.
Jak łatwo zauważyć wysokie standardy zawodowe i dowodowe opuściły repertuar jakim posługuje się Robert F. Kennedy Junior. Kolportowanie niedorzecznych badań czy nadinterpretacja analiz luźno związanych z tematem pola elektromagnetycznego i jego wpływu na ludzi urąga poważnemu prawnikowi i działaczowi społecznemu. Miejmy nadzieję, że Pan Kennedy dozna głębokiej refleksji na to jak jest i jak było. Aktualny wektor jego działalność nie napawa optymizmem. Jednak my wierzymy, że każdy może się z mienić.
*Felieton – zawiera opinie i oceny.
O projekcie
Projekt „Sprawna telekomunikacja mobilna jako klucz do rozwoju i bezpieczeństwa" realizowany przez KPRM we współpracy z Instytutem Łączności - Państwowym Instytutem Badawczym w ramach Programu Operacyjnego Polska Cyfrowa Działanie 3.4. Kampania, ma na celu zwiększenie świadomości Polaków w zakresie działania, wykorzystania, bezpieczeństwa i znaczenia mobilnych sieci telekomunikacyjnych, a tym samym usług (w tym publicznych) opartych o te sieci. W ramach projektu zrealizowane zostaną działania w następujących obszarach: walka z dezinformacją, edukacja, podstawy prawne procesu inwestycyjnego, bezpieczeństwo i jakość życia.