Jak przeprowadzać badania naukowe wpływu pola elektromagnetycznego na zdrowie? Cele, wyzwania i trudności.
22.12.2020
Problem wpływu pól elektromagnetycznych (PEM) na nasze zdrowie i życie zaistniał w sposób istotny w świadomości społecznej w naszym kraju stosunkowo niedawno. Jeśli weźmiemy pod uwagę rozwój jedynie telefonii komórkowej, to przynajmniej w Polsce z technologiami tego rodzaju mamy do czynienia na większą skalę mniej więcej od połowy lat 90-tych. Wtedy to zaczęły pojawiać się pierwsze komercyjne systemy analogowe. Zanim pojawiły się systemy cyfrowe piątej generacji (5G), które zaczynają być wprowadzane obecnie, powstawanie i wprowadzanie poprzednich czterech generacji telefonii komórkowej nie zostało praktycznie w ogóle zauważone, przynajmniej w kontekście ich oddziaływania na zdrowie. Czy nie miały, nie mają i nie mogą mieć wpływu na nasze zdrowie? Czy systemy 5G są pod tym względem wyjątkowe? Co takiego nowego i groźnego mają w sobie te rozwiązania, że wywołują tak ożywioną dyskusję i tak ogromny sprzeciw niektórych osób i środowisk?
Wstęp
Dyskusje na temat potencjalnych niebezpieczeństw związanych z 5G trwają już od kilku lat, a w Polsce ich szczególna intensywność ma związek m.in. z procesem przygotowania i wprowadzenia nowych uregulowań prawnych dotyczących telekomunikacji. Ustawa zwana potocznie, chociaż niewłaściwie, „ustawą 5G” zaczęła u nas obowiązywać na przełomie poprzedniego i mijającego roku (2019/2020). Chociaż nowa ustawa dotyczy problemu telekomunikacji w bardzo szerokim zakresie, najwięcej emocji i kontrowersji budzą zapisy związane z telekomunikacją bezprzewodową i wartościami granicznymi odnośnie pola elektromagnetycznego stosowanego w tego rodzaju rozwiązaniach. Co ciekawe ustawa, o której mowa, nie zmienia wartości granicznych dla PEM, a jedynie ustala, że to Minister Zdrowia ma te wartości graniczne określać na drodze rozporządzeń.
Ze względu na rosnące zainteresowanie problemem oddziaływania PEM na zdrowie Zakład Biofizyki przy Katedrze Fizjologii Wydziału Lekarskiego Collegium Medicum Uniwersytetu Jagiellońskiego podjął się badań nad tego typu zagadnieniami. Z racji tego staliśmy się świadkami, a nierzadko uczestnikami dyskusji związanej z tą tematyką. Wydaje się, że przynajmniej część problemów, jakie podnoszone są w tej debacie, wynika z niezrozumienia nie tylko zagadnień związanych z samym oddziaływaniem PEM na organizm człowieka, ale z niezrozumienia tego, w jaki sposób działa współczesna nauka. Jakie są możliwości, a jakie ograniczenia metody naukowej, w jaki sposób organizuje i przeprowadza się badania, jak publikuje się ich wyniki oraz jak należy je interpretować. Wiedza ogółu społeczeństwa na ten temat nie jest powszechna, a co gorsza obciążona jest całą masą mitów i błędnych wyobrażeń. Obraz naukowca oparty o „Powrót do przyszłości”, czy „Laboratorium Dextera” jest może atrakcyjny i fascynujący, ale z gruntu fałszywy. Pominięcie całej formalno-organizacyjnej otoczki towarzyszącej badaniom naukowym, wybiórcza prezentacja wyników prac naukowych i ich nadinterpretacja prowadzą często do powstawania fałszywych teorii, licznych mitów i subiektywnych, aczkolwiek nieuprawnionych, ocen. Niekiedy można odnieść wrażenie, że nawet niektórzy naukowcy nie rozumieją, albo nie uwzględniają pewnych ograniczeń związanych ze specyfiką badań naukowych.
Celem niniejszego artykułu jest zwrócenie uwagi na pewne aspekty pracy naukowej, z których osoby nie prowadzące tego rodzaju działalności często nie zdają sobie sprawy. Zawarte tutaj rozważania zostaną poparte przykładami związanymi z prowadzonymi w Zakładzie Biofizyki badaniami nad wpływem PEM na zdrowie i być może uzmysłowią przynajmniej niektórym, z jak złożonym problem mamy tutaj do czynienia. Pozwolą również zrozumieć, skąd bierze się część nieporozumień.
Na czym polega problem – przykład „pół hipotetyczny”
Wyobraźmy sobie hipotetyczną sytuację. Urząd miasta jednego z większych miast w Polsce ogłasza konkurs kierowany do placówek naukowych związany ze zleceniem badań wpływu PEM na zdrowie dzieci. Konkurs został ogłoszony w maju, gdyż wtedy pojawiły się środki na jego realizację, a jednym z warunków postawionych potencjalnym oferentom jest zakończenie badań do października i prezentacja ich wyników na listopadowej konferencji, której urząd jest współorganizatorem. Taka hipotetyczna sytuacja nie odbiega znacząco od realnej, która istotnie miała miejsce. Urząd oczywiście oferuje pewną pulę środków na realizację tego rodzaju badań i jako dysponent środków (dodajmy jednak – publicznych) może stawiać praktycznie dowolne warunki. Urzędnicy działają w dobrej wierze, chcą przecież przyczynić się do wzrostu stanu wiedzy na temat wpływu PEM na zdrowie dzieci, a przez to wyrażają troskę o dobro najmłodszych obywateli miasta. Z drugiej strony, z punktu widzenia naukowców, którzy chcą zachować swą „niezależność”, jest to sytuacja wręcz idealna, gdyż środki na badania są środkami publicznymi. Czy te pieniądze zostaną jednak dobrze spożytkowane? Czy można prawidłowo i rzetelnie przeprowadzić takie badania? Wydaje się, że odpowiedź na obydwa te pytania jest przecząca. Dlaczego? W tak zdefiniowanych ramach czasowych wiarygodnych badań wysokiej jakości po prostu przeprowadzić się nie da. Wyjaśnijmy pokrótce dlaczego, a w dalszej części artykułu skoncentrujemy się bardziej szczegółowo na niektórych aspektach prowadzenia badań naukowych.
Konkurs musi być przeprowadzony i rozstrzygnięty zgodnie ze stosownymi regułami dotyczącymi wydatkowania środków publicznych, a już na to potrzeba czasu. Trzeba dać potencjalnym oferentom czas na zapoznanie się z propozycją i na złożenie wniosków. Następnie musi się zebrać komisja, która rozstrzyga konkurs, a po jego rozstrzygnięciu mogą się zdarzyć skargi i odwołania. Idźmy dalej. Instytucja, która taki konkurs wygra, musi zaplanować badania już w momencie tworzenia wniosku. Musi jasno sprecyzować cel i przedmiot badań. Co tak naprawdę ma być badane? „Zdrowie dzieci” to przecież bardzo ogólnie postawiony problem. Czy będziemy analizowali wzrost zachorowań na nowotwory, wzrost liczby przypadków alergii, problemy z bezsennością, a może upośledzenie uwagi? Aspekty zdrowotne można mnożyć. Kolejny problem, jaki należy rozwiązać, to stworzenie zespołu ekspertów, który przeprowadzi badania. Tutaj możemy założyć, że instytucja, która zgłasza się do konkursu posiada odpowiednie zasoby kadrowe, skoro w ogóle w nim wystartowała. Podobnie zresztą, jak w przypadku kolejnego aspektu, czyli dysponowania odpowiednim sprzętem i aparaturą. Zwykle instytucja podejmująca się pewnych badań dysponuje odpowiednim zapleczem, ale zwróćmy uwagę, że jeśli podejmowany problem jest nowy i unikatowy, to zakup nowego sprzętu na pewno będzie konieczny. Aparaturę można zakupić, można ją wytworzyć albo można zlecić wykonanie pewnego zakresu czynności takiej instytucji, która dysponuje odpowiednim zapleczem, jeśli sami nim nie dysponujemy. Każde z tych rozwiązań wymaga jednak zaangażowania środków, a że środki są publiczne, to każde działanie musi przebiegać zgodnie ze stosownymi przepisami, co do wydawania publicznych pieniędzy, a to zajmuje sporo czasu. Można jeszcze dodać, że instytucje finansowane z budżetu powinny realizować zakupy aparatury bez podatku VAT, a zgodę na zwolnienie z podatku wydaje stosowne ministerstwo, po złożeniu stosownego wniosku.
Kolejnym problemem jest uzyskanie zgody na badania. Jakiekolwiek badania z udziałem ludzi mogą się odbywać dopiero po uzyskaniu pozytywnej opinii komisji bioetycznej. Tworzy i składa się wniosek do komisji, która rozpatruje go pod kątem zgodności projektu ze współczesnymi standardami etycznymi. Rozpatruje się potencjalne zagrożenia i korzyści płynące z badań głównie biorąc pod uwagę dobro i bezpieczeństwo osób biorących udział w badaniach. Tutaj jako ciekawostkę można przytoczyć fakt, że na przykład Komisja Bioetyczna działająca przy Uniwersytecie Jagiellońskim zbiera się zwykle raz w miesiącu, a w wakacje nie spotyka się w ogóle. Pamiętamy, że jest maj, a nasze badana mają zostać przeprowadzone do października…?
Następna kwestia do rozwiązania, to rekrutacja osób, które zgodzą się wziąć udział w badaniach. Oczywiście czym jest ich więcej, tym wyniki będą bardziej wiarygodne i znaczące. Załóżmy, że chcemy zbadać tylko 100 osób. Ile czasu potrzeba na przeprowadzenie takich badań? Przytoczmy przykład. W przeprowadzonych w naszym Zakładzie badaniach prowokacyjnych wzięło udział 57 osób. Badanie pojedynczej osoby zajmowało od 1,5 do 2 godzin. Prosty rachunek pozwala stwierdzić, że wszystkie badania zajęły około 11-14 standardowych dni roboczych, czyli 2-3 tygodnie. Przy zakładanej próbie 100 osób potrzeba 4-6 tygodni. A co gdybyśmy chcieli uwzględnić większą próbę, np. 500? Dane pozyskane podczas badań należało uporządkować i wprowadzić do komputera, co zajmowało około 30 minut na jedną zbadaną osobę – to również należy uwzględnić.
Zgrubna analiza wymienionych faktów pokazuje, że o ile badania zlecone w konkursie byłyby w ogóle możliwe do wykonania w wyznaczonym czasie, to ich efekty byłyby kompromisem pomiędzy ich wykonalnością, a ich wiarygodnością czy jakością. Przykład ten jasno pokazuje, że osoby odpowiedzialne za pomysł, ogłoszenie konkursu i jego przeprowadzenie nie bardzo orientowały się w specyfice prowadzenia badań naukowych i jest to dość typowy błąd oceny osób spoza świata nauki. Nie można tutaj działać na zasadzie „Słuchajcie, mam pomysł, a jakby tak zbadać (…)? (tu wstawiamy dowolny, najlepiej ambitny i do tej pory nierozwiązany problem naukowy). No to zbadajcie! Spotkajmy się pojutrze i zobaczymy co wam wyszło.”
Jak działa współczesna nauka?
Trzeba sobie jasno uświadomić, że naukowcy nie mają problemu ze stawianiem sobie pytań, z wyszukaniem zagadnień, które wymagają rozwiązania. Problemem jest, jak przeprowadzić badania, aby znaleźć rozwiązanie na postawione już pytania. Pewnych rzeczy nie wiemy nie dlatego, że naukowcy są ignorantami i nie przyszło im do głowy, że coś konkretnego można zbadać, ale dlatego, że nie istnieją dobre, szybkie i tanie metody pozwalające na ich zbadanie. Trzeba te metody wymyślić, opracować, wykonać wiele prób i popełnić niestety przy okazji, co nieuniknione, wiele błędów. To spostrzeżenie tłumaczy również, dlaczego konkretne problemy wymagają niekiedy tworzenia nowego zespołu, w skład którego wejdą nowi specjaliści z różnych dziedzin. Tłumaczy również, dlaczego nie można bazować jedynie na tej aparaturze, którą się posiada i niekiedy trzeba coś nowego zbudować, albo zakupić.
Podejście laika w tym względzie jest takie: „zbadaj mi to i to, a najlepiej zrób to na wczoraj”. Na pytanie naukowca: „ale jak mam to zrobić?”, pada odpowiedź: „nie wiem, nie znam się, przecież to ty jesteś naukowcem, a wy macie z pewnością swoje sposoby”. Może w zasadzie nawet w takim podejściu jest trochę racji, bo najlepiej, gdy każdy zajmuje się tym, na czym się zna, a wiadomo, że nie każdy musi się znać na wszystkim. Trzeba jednak zdawać sobie sprawę, że każda dziedzina ma swoje ograniczenia, pewnych problemów nie da się ominąć, a nauka to nie magia i nie jest w tym względzie odosobniona.
Zwróćmy uwagę, że podejście polegające na nieuwzględnianiu ograniczeń nauki może prowadzić do dość poważnych konsekwencji. Skoro nie ma ograniczeń, to dlaczego jakiś problem nie znalazł do tej pory rozwiązania? Myśl, że naukowcom nie przyszło do głowy, żeby się nad nim pochylić wcale nie jest najgorsza. Może być przecież tak, że ktoś nie pozwala na rozwiązanie jakiegoś problemu w ten, czy w inny sposób. I tu pojawia się przestrzeń na wszelkiego rodzaju teorie spiskowe. A może światowy rząd działający w konspiracji? A może firmy farmaceutyczne albo teleinformatyczne?
Jest jeszcze jeden aspekt podejścia do nauki, jak do magicznego sposobu pozwalającego uzyskać odpowiedź na dowolne pytanie tu i teraz. Skoro naukowcy potrafią robić tak niestworzone cuda, to każde odkrycie i każda naukowa publikacja może stać się objawieniem, bo skoro została przecież opublikowana to jej wnioski nie podlegają dyskusji. Tymczasem uprawianie nauki, to zadawanie sobie pytań i szukanie na nie odpowiedzi. Niekiedy odpowiedzi, które znajdujemy, nie są prawdziwe. Historia nauki pełna jest błędów i pomyłek i nawet ludzie powszechnie uważani za geniuszy niekiedy nie potrafili się ich ustrzec. Podkreślmy to jeszcze raz, istotą nauki jest podejmowanie prób odpowiedzi na pytania. Takie próby podejmowane są przez różnych ludzi, a najczęściej we współczesnej nauce przez całe grupy badaczy. Starają się oni swoją pracę wykonać jak najrzetelniej i starają się podchodzić do swoich wyników w sposób jak najbardziej obiektywny. Niestety, pomimo tego, wyniki uzyskiwane w różnych laboratoriach mogą być rozbieżne w zależności od zastosowanych metod, a czasami na skutek licznych czynników losowych, których nie sposób w całości kontrolować. Te rozbieżności są w nauce zjawiskiem obserwowanym na co dzień, a postęp dokonuje się na drodze naukowej dyskusji nad tymi właśnie rozbieżnościami. Z takiej dyskusji wyłania się coraz bardziej spójny obraz rzeczywistości. Ponieważ większość prostych problemów została już dawno rozwiązana, to od jakiegoś czasu postęp w niektórych dziedzinach nauki nie jest ani szybki, ani łatwy. Postęp wymaga zaangażowania i współpracy bardzo wielu ludzi.
Ostanie uwagi można szczególnie łatwo odnieść do zagadnienia, jakim jest oddziaływanie PEM na zdrowie. Publikuje się w ostatnim czasie w tej dziedzinie bardzo dużo prac, a doniesienia naukowe często bywają sprzeczne. Nie jest to najczęściej efekt braku obiektywizmu niektórych badaczy, albo braku ich bezstronności spowodowanej na przykład finansowaniem przez firmy telekomunikacyjne lub też przez firmy produkujące odzież chroniącą przed PEM. Dzieje się tak dlatego, że w ten sposób we współczesnym świecie odbywa się pogłębianie wiedzy. Kłopot polega na tym, że dyskusja o PEM, która ma miejsce w świecie nauki, przenika poza ten świat, do świata polityki i finansów. Próba osiągnięcia pewnych celów politycznych albo finansowych (czy w istocie zasadne jest ich odróżnianie?) wymaga często odpowiedniej narracji i uzasadnienia. Wtedy trudno oprzeć się pokusie, żeby nie sięgać po te argumenty naukowe, które zbieżne są z tymi właśnie celami, albo odrzucać inne, które nie przystają do odpowiedniej wizji świata.
To, co zostało powiedziane, rzuca już pewne światło na ograniczenia, z jakimi boryka się współczesna nauka, więc można teraz postawić sobie pytanie, jak przygotować i przeprowadzić badania naukowe? Zajmiemy się kolejno pewnymi aspektami tego problemu, chociaż z pewnością nie wyczerpiemy tutaj ich pełnej listy. Aby przeprowadzić rzetelne badania należy:
(1) Prawidłowo i precyzyjnie zdefiniować problem, który chce się zbadać;
(2) Sprawdzić, co do tej pory wiadomo o problemie na podstawie dostępnej literatury;
(3) Zorganizować zespół specjalistów, którzy zapewnią realizację projektu;
(4) Określić rodzaj badań i ich metodykę;
(5) Zapewnić zaplecze aparaturowe;
(6) Zgromadzić niezbędne fundusze;
(7) Określić i scharakteryzować grupę badaną w przypadku badań populacyjnych z udziałem ludzi, a następnie zrekrutować grupę ochotników;
(8) Wystąpić o opinię komisji bioetycznej na przeprowadzenie dobrze już opisanego i zdefiniowanego planu badań;
(9) Przeprowadzić badania i opracować ich wyniki.
Kolejność realizacji tych zadań nie musi być ściśle ustalona i można ją w pewnym stopniu modyfikować w zależności od powodzenia kolejnych etapów.
Prawidłowo i precyzyjnie zdefiniować problem, który chce się zbadać
Sformułowanie, którym posługujemy się tutaj często: „badanie wpływu PEM na zdrowie”, jest przykładem źle zdefiniowanego problemu badawczego. Nie wiadomo jakich pól. O jakiej częstotliwości? O jakiej charakterystyce? Skąd mają pochodzić te pola? Na co mają konkretnie działać? Na zdrowie, czyli na co? Czy chodzi o efekty takie, jak zgon? Trwały uszczerbek na zdrowiu? O ból głowy albo oczu? Czy chodzi o zdrowie ogółu społeczeństwa, czy wybranych grup? Dzieci? Kobiet? Osób starszych? Pracowników, którzy mają do czynienia z polami elektromagnetycznymi? Widzimy, że już na tym etapie można zadać sobie tysiące pytań doprecyzowujących zagadnienie. Przy tej okazji zwróćmy uwagę na pewien problem związany z wprowadzaniem technologii 5G, który jest jednak bardziej ogólny, co niebawem zostanie pokazane.
Argumentem, często podnoszonym przeciwko wprowadzeniu tej technologii, jest spostrzeżenie, że 5G nie zostało przebadane pod względem wpływu na zdrowie. Może w takim razie można zdefiniować problem badawczy następująco: wpływ technologii 5G na zdrowie? Pytanie do naukowców zadane w ten sposób jest niewłaściwe również z jeszcze jednego powodu. Żadna technologia sama w sobie nie jest niebezpieczna jako taka i jej wprowadzenie nie wymaga przeprowadzenia specjalnych badań. Może to dość zaskakujące stwierdzenie, ale prawdziwe. Nikt nie bada wpływu technologii napędów hybrydowych w samochodach albo wpływu stosowania technologii papieru bezpyłowego na zdrowie. Jakiejkolwiek technologii byśmy nie brali pod uwagę, to rozpatruje się wpływ czynników, które są emitowane do środowiska w wyniku stosowania tej technologii i które mogą oddziaływać na zdrowie ludzi. To te czynniki właśnie podlegają ocenie i muszą spełniać określone limity zapewniające bezpieczeństwo. Mogą to być czynniki fizyczne, jak na przykład PEM o określonej charakterystyce. Przykładami innego rodzaju czynników fizycznych są np. hałas lub promieniowanie jonizujące. Mogą to być również czynniki chemiczne lub biologiczne. Większość tego rodzaju czynników została przebadana, jest znana i znany jest również ich sposób oddziaływania na organizmy. Stąd normy i limity pozwalające określać warunki stosowania różnego rodzaju technologii, które zapewniają bezpieczeństwo ich stosowania. Tak jest również w przypadku sieci 5G. Jest to technologia nowa jedynie w tym sensie, że nieco inaczej i w innym zakresie wykorzystuje czynniki stosowane do tej pory przez poprzednie generacje sieci komórkowych, albo wręcz zupełnie inne technologie. Wykorzystywane będą na przykład wyższe częstotliwości PEM niż te, które stosowane były w poprzednich generacjach sieci, ale nie jest to czynnik nieznany, nowy i nie podlegający określonym limitom ekspozycji.
Trzeba równocześnie podkreślić, że cały czas dokonuje się postęp w zakresie wiedzy o otaczającym nas świecie i należy kontrolować, czy w świetle nowych odkryć stare, zdefiniowane wcześniej, limity są właściwe i bezpieczne. Pamiętajmy jednak, że może to działać w dwie strony, może prowadzić zarówno do zaostrzenia norm, jak i ich liberalizacji. Innymi słowy, może się okazać, że coś jest bardziej, lub mniej niebezpieczne niż do tej pory sądzono.
Podkreślmy to jeszcze raz, wprowadzając nową technologię nie zajmujemy się stricte samą technologią, ale sprawdzamy czy to, na co nas ona naraża, spełnia określone normy bezpieczeństwa. I tak na przykład samochód z napędem hybrydowym powinien emitować spaliny w ilościach określonych pewnymi normami, ale też powinien spełniać normy, jeśli chodzi o emisję PEM, bo przecież jest ich źródłem, jak każde urządzenie elektryczne.
Jak więc prawidłowo sformułować naszą troskę o potencjalne negatywne oddziaływanie sieci 5G na zdrowie, aby była ona wyrażona właściwie i precyzyjnie? Przytoczone wcześniej przykłady pokazują, że pytanie nie może być zadane bardzo ogólnie i trzeba je doprecyzować. O ile w przypadku cech fizycznych PEM emitowanego przez urządzenia 5G jest stosunkowo prosto o tę precyzję, to w przypadku wpływu na zdrowie jest już trudniej. Co do fizycznej charakterystyki można zdefiniować zagadnienie np. tak: „czy PEM o częstotliwościach i polaryzacji stosowanych w sieciach 5G, przy natężeniach używanych w praktyce mają wpływ na…”. I w miejscu pojawienia się wielokropka zaczyna się problem, a może pojawił się wcześniej i już straciliśmy precyzję wypowiedzi? Może należy powiedzieć „czy PEM o częstotliwościach i polaryzacji stosowanych w sieciach 5G, przy natężeniach używanych w praktyce mają niekorzystny wpływ na…”? Ale przecież wpływ ten równie dobrze może być korzystny.
W trakcie realizowanego w Zakładzie projektu, w ankiecie, o której wypełnienie poprosiliśmy badane osoby, zadaliśmy następujące pytanie: „Czy urządzenia elektrotechniczne wpływają na pani samopoczucie? A jeśli tak, to w jaki sposób?”. Ankietowane miały do wyboru trzy odpowiedzi: „nie wpływają”, „wpływają niekorzystnie” i „wpływają korzystnie”. Ostatnia możliwość została dodana trochę pro forma i nikomu raczej nie przyszło do głowy, że zostanie ona przez kogokolwiek wybrana, bo wpływu PEM na zdrowie raczej nikt nie rozpatruje jako zjawiska korzystnego w życiu codziennym. Okazało się jednak, że wśród 57-miu pań, które wypełniły ankietę znalazła się jedna, obserwująca u siebie korzystne działanie zdrowotne, które przypisuje oddziaływaniu PEM. Zwróćmy uwagę, że stworzyło to realny problem w analizie wyników eksperymentu. W jaki sposób traktować tę jedną osobę, czyli 1,8% badanej populacji? Przecież według jej oceny PEM na nią działa, ale z drugiej strony projekt dotyczy raczej oddziaływań niekorzystnych. Dodajmy, że PEM wykorzystuje się w medycynie w terapii, więc jest to sytuacja, kiedy samopoczucie rzeczywiście poprawia się pod wpływem PEM.
Przykład ten pokazuje, jak precyzyjnie i szczegółowo należy starać się zaplanować projekt naukowy, żeby ustrzec się błędów. Należy bardzo często zastanowić się nad precyzyjnym zdefiniowaniem podstawowych, często wydawałoby się oczywistych, pojęć. Trzeba też zastanowić się, jak opisywać niektóre zjawiska w sposób ilościowy, a nie tylko jakościowy.
W omawianym powyżej projekcie osoby badane były proszone o określenie objawów, które zaobserwowały u siebie w przypadku, gdy podlegały ekspozycji na PEM. Spośród 57-miu pań biorących udział w eksperymencie, tylko 41 zauważyło u siebie jakiekolwiek objawy, które powiązały z ekspozycją. Te 41 pań opisało łącznie 68 różnych objawów! Pytanie było zadane w formie pytania otwartego, tzn. że osoby badane mogły opisywać objawy w sposób dowolny, co też skwapliwie wykorzystały. Niektóre opisy, pomimo różnych nieco sformułowań, dotyczyły tych samych objawów, ale od osoby analizującej dane wymagało to decyzji, w jaki sposób różne nieco wypowiedzi kategoryzować w ramach jednego objawu. A to jest potencjalne źródło błędów. Może to skłaniać do refleksji, że nasz błąd polegał na sformułowaniu pytania, jako pytania otwartego. Można było zadać je w formie zamkniętej, oferując do wyboru listę objawów. Zauważmy, że takie rozwiązanie nie jest również pozbawione wad, ponieważ ogranicza wybór osobom badanym, a poza tym sugeruje im pewne konkretne odpowiedzi.
Widzimy jasno, że przeprowadzenie projektu naukowego wymaga bardzo precyzyjnej definicji samego pytania, na które chcemy udzielić odpowiedzi, ale również wszystkich detali związanych z metodyką badania prowadzącą do tego celu.
Sprawdzić, co do tej pory wiadomo o problemie na podstawie dostępnej literatury
Według Wikipedii szacuje się, że na świecie istnieje około 54 000 czasopism naukowych tj. takich, w których publikowane prace podlegają recenzji naukowej. Powstaje rocznie około miliona tego rodzaju artykułów naukowych. Trudno w prosty sposób oszacować, ile z tych prac dotyczy problemów związanych z wpływem PEM na zdrowie, ale nawet gdyby przyjąć, że jest ich jedynie promil, to daje około 1 000 prac rocznie. Biorąc pod uwagę, że problem ten badany jest intensywniej od czasów II-giej wojny światowej, to liczbę takich prac można oszacować na poziomie kilkudziesięciu tysięcy. Prosty eksperyment polegający na wpisaniu hasła „electromagnetic field” w bazie PubMed daje ok. 29 000 wyników od 1918 r. i pokazuje, że w ostatnich latach artykułów powiązanych z tą tematyką pojawia się co roku ok. 1 200. Taki ogrom każe z pokorą oceniać stan swojej wiedzy, ponieważ tego wszystkiego przeczytać po prostu nie sposób. Co ciekawe z ogromu powstającej na świecie wiedzy zdają sobie sprawę fachowcy w danej dziedzinie i mają tendencje do niedoceniania swoich kompetencji, podczas gdy ignoranci zwykle nie mają takiej świadomości, ale swoje kompetencje oceniają wysoko. Efekt ten jest znany i opisywany w literaturze jako prawo Krugera-Duninga.
Liczba powstających prac naukowych jest chyba wystarczającym argumentem za sformułowaną już wcześniej myślą, że naprawdę niewiele jest pomysłów, których już wcześniej ktoś nie próbował realizować. Dlatego też, zwracając swoje zainteresowania naukowe w jakimś nowym kierunku, trzeba bezwzględnie poświęcić sporo czasu i energii na zapoznanie się z dokonaniami opisanymi w literaturze. Taki trud trzeba podjąć zawsze, gdy przystępuje się do realizacji nowego projektu badawczego, ponieważ całkiem możliwe, że ktoś już kiedyś z lepszym, lub gorszym skutkiem próbował realizować podobne pomysły. Przegląd literatury często pozwala również doprecyzować problem, pozwala ustalić kierunki w jakich pójdą badania, pozwala wreszcie stwierdzić, jakie błędy już popełniono i niekiedy prowadzi do ustalenia takiej metodyki, która pozwoli ich uniknąć w realizowanym projekcie.
Aby przeprowadzić analizę dostępnej literatury trzeba mieć umiejętności krytycznego spojrzenia na tekst naukowy. Trzeba umieć dostrzegać jego mocne i słabe strony, a każdy test ma zarówno te pierwsze, jak i te drugie. Współczesne standardy, sformalizowane i wyartykułowane wprost przez wiele czasopism w wytycznych dla autorów, wymagają od nich, aby sami zwrócili uwagę na słabe strony swojej pracy badawczej. Pamiętajmy jednak, że również naukowcy są tylko ludźmi. Zaangażowali swój czas i masę energii w przeprowadzenie badań i ich opisanie. Trudno mieć im za złe, gdy nie wykazują się przesadną kreatywnością w zakresie krytykowania swoich dzieł. Byłoby dziwne, gdyby ktoś po wykonaniu całej tej trudnej pracy na końcu stwierdził, że „właściwie to nic nie wyszło i nasze wyniki są niewiele warte”. Często natomiast można się spotkać z nadinterpretacją wyników i zbyt optymistycznym podejściem co do ich doniosłości. Często też, niestety, wyniki omawia się i prezentuje w taki sposób, aby nadmiernie nie eksponować niezbyt wygodnych danych. Tym bardziej, że ocena pracy naukowca opiera się na analizie opublikowanych przez niego prac. Bierze się pod uwagę zarówno jakość, jak i liczbę opublikowanych prac, ze szczególnym wskazaniem jednak na liczbę. Istnieją co prawda wskaźniki pozwalające określić jakość, jak na przykład tzw. współczynnik oddziaływania IF (ang. Impact Factor), albo liczba cytowań, ale systemy te nie są doskonałe. Łatwo wyobrazić sobie sytuację, gdy zostaje opublikowana kontrowersyjna i z gruntu błędna teza, na którą od razu rzuci się cała masa oponentów, aby ją skrytykować. Działanie takie doprowadzi do gwałtownego wzrostu liczby cytowań autora, któremu taką pracę udało się opublikować.
Jeśli weźmiemy pod uwagę ogrom wiedzy kreowanej w badaniach naukowych na całym świecie każdego roku na każdy temat, to od razu zrozumiałe staną się dwie rzeczy, z których nie każdy zdaje sobie na co dzień sprawę:
(1) Osoba, która nie dysponuje odpowiednimi umiejętnościami w zakresie krytycznej oceny tekstów naukowych, jest w stanie znaleźć w literaturze naukowej taki tekst, który będzie uzasadniał właściwie dowolny podgląd na dowolny temat. I jest to zjawisko, z którym bardzo często mamy do czynienia w dobie łatwego i szybkiego dostępu do informacji w Internecie. Dziennikarz, który zajmuje się popularyzacją nauki znajduje artykuł naukowy, który popiera jakąś nośną, najlepiej mocno sensacyjną i kontrowersyjną wizję świata. Następnie, nawet w dobrej wierze, opisuje go szerszemu gronu odbiorców jako zbiór faktów, bo przecież opiera się o doniesienie naukowe.
(2) Nawet w przypadku naukowców przegląd literatury może być dokonywany w sposób wybiórczy i stronniczy po to, żeby poprzeć swój pogląd na wybrany temat. Przypomnijmy jeszcze raz, oczywistą prawdę, że naukowcy są tylko ludźmi, a człowiek lubi mieć rację i lubi, gdy jest ona potwierdzana przez innych ludzi, a jeszcze lepiej przez innych naukowców. Takie działanie może być intencjonalne, ale często bywa również niezamierzone. W psychologii dość znane jest zjawisko polegające na tym, że człowiek filtrując docierające do niego informacje większą uwagę zwraca na to, co sam już wie, albo na to co potwierdza jego postrzeganie świata.
Przeglądy literatury wykonywane jako element przygotowania się do przeprowadzenia badań naukowych, ale też w ramach przygotowania wszelkiego rodzaju raportów, powinny być przeprowadzane w sposób zapewniający obiektywne spojrzenie na wybrane zagadnienie. Zwykle tak jest, ale trzeba mieć świadomość, że krytyczne spojrzenie potrzebne jest również w ocenie właśnie tego rodzaju opracowań. Należy tutaj jasno podkreślić, że w przypadku wpływu PEM na zdrowie zjawisko nieobiektywnego doboru literatury na poparcie swojego punktu widzenia może dotyczyć w równym stopniu zwolenników, jak i przeciwników teorii o szkodliwości PEM.
Zorganizować zespół specjalistów, którzy zapewnią realizację projektu
Dość oczywiste jest stwierdzenie, że pewnymi sprawami powinni się zajmować specjaliści w danej dziedzinie, posiadający w temacie pełną, albo przynajmniej szeroką wiedzę. W przypadku badania wpływu PEM na zdrowie warto jednak przy okazji poczynić kilka kolejnych, istotnych spostrzeżeń.
Po pierwsze stan współczesnej wiedzy w tej (i właściwie w każdej innej) dziedzinie jest ogromny i zwykle przerasta możliwości pojedynczych osób. Po drugie problem ten obejmuje zagadnienia z kilku różnych dziedzin – jest interdyscyplinarny. Pamiętajmy, że fale elektromagnetyczne, to nic innego jak czynnik fizyczny. Aby mógł wpływać na organizm musi dojść do oddziaływania na poziomie zjawisk i procesów fizycznych w pierwszej kolejności. Do organizmu musi zostać przekazana energia pochodząca od pola. Tego rodzaju zjawiskami zajmują się fizycy w kwestiach bardziej ogólnych lub biofizycy w kwestiach związanych z materią ożywioną. Przy czym warto zauważyć, że na poziomie zjawisk fizycznych nie ma większego znaczenia, czy rozważany obiekt jest ożywiony, czy też nie. Energia przekazana organizmowi może, ale nie musi, doprowadzić do zaistnienia pewnych reakcji chemicznych, a tego rodzaju zagadnieniami zajmuje się biochemia. Zmiany biochemiczne mogą zaburzyć procesy fizjologiczne, więc potrzebna będzie wiedza z zakresu fizjologii, czy też patofizjologii. Pola mogą oddziaływać na człowieka, który jest bardzo skomplikowanym układem, poprzez mechanizmy psychologiczne – potrzebny będzie psycholog. Generowanie pól odbywa się z zastosowaniem odpowiednich urządzeń, a więc może być potrzebny inżynier zajmujący się antenami, falowodami i pomiarami pól. Każda z wymienionych dziedzin dysponuje swoimi metodami i narzędziami i najczęściej są one uniwersalne tylko do pewnego stopnia. Widzimy, że w zależności od przyjętej metodyki i specyfiki projektu lista niezbędnych, albo pożądanych fachowców może być bardzo długa. Tymczasem rzadko która instytucja naukowa na poziomie zakładów i katedr realizujących konkretne projekty dysponuje odpowiednio szerokim zapleczem kadrowym. Z tego powodu przystępując do projektu często niezbędne okazuje się nawiązanie nowej współpracy albo pozyskanie osób, które dysponują odpowiednim warsztatem.
Z drugiej strony pewne metody postępowania są rzeczywiście wspólne dla wszystkich dziedzin i wszystkich naukowców, ponieważ cała współczesna nauka (nie mówimy o pseudonauce czy magii) posługuje się tzw. metodą naukową. Gwarantuje to alternatywną możliwość w stosunku do nawiązywania szerokiej współpracy, ale kosztem czasu potrzebnego na realizację projektu. W zasadzie każdy badacz może przeniknąć przynajmniej częściowo w zakres innej dziedziny niż jego własna. Może się pewnych rzeczy po prostu nauczyć. Gdyby to nie było możliwe, to każdy byłby skazany na zajmowanie się przez całe życie tylko tym samym. Zmiana zainteresowań naukowych jest dość często spotykanym zjawiskiem. Mało kto zdaje sobie sprawę, że kolejne tytuły naukowe w zasadzie potwierdzają umiejętność uprawiania nauki, na wyższym lub niższym poziomie, w tym również umiejętność uczenia się nowych technik i metod.
Przy okazji należy zwrócić uwagę na błąd bardzo często popełniany przez ludzi spoza nauki w przypadku problemów związanych z oddziaływaniem PEM na zdrowie. Można się zetknąć z zarzutem, że w zespole, który się tym zajmuje jest niezbyt wielu lekarzy, tylko jacyś biofizycy, biochemicy czy inżynierowie, a co oni tam wiedza na temat zdrowia? U podstaw takiego stwierdzenia leży pozornie logiczne założenie, że to lekarze znają wszystkie biofizyczne, biochemiczne, psychologiczne i inne podstawy, które pozwalają im prześledzić badane zagadnienie na każdym z tych poziomów. A to po prostu nie jest prawda.
Zwróćmy uwagę, że przedmiotów podstawowych na studiach medycznych lekarzy nie uczą lekarze, a specjaliści w tych właśnie dziedzinach podstawowych, którzy najczęściej lekarzami nie są. Studenci medycyny przykładają się do nauki różnych przedmiotów w różnym stopniu. Albo mają po prostu różne zdolności, albo mają już na studiach pewne wyobrażenia o tym, jaką specjalizacją chcą się zajmować w medycynie w przyszłości. Chętniej uczą się tych przedmiotów, które w ich mniemaniu będą im bardziej potrzebne i zdecydowanie mocniej koncentrują się na przedmiotach klinicznych, traktując nauki podstawowe bardziej jak zło konieczne, niż wiedzę dla nich niezbędną. Z wieloletnich doświadczeń dydaktycznych Zakładu Biofizyki wynika, że przyszli lekarze bardzo rzadko zdradzają talent i zainteresowania w dziedzinie biofizyki, a po zakończeniu studiów ich wiedza w tej dziedzinie nie robi zbyt dużego wrażenia. Czy należy ich za to potępiać? Zdecydowanie nie. Leczenie ludzi wymaga ogromnej wiedzy i do tego sporego doświadczenia. Dobry lekarz uczy się całe życie i dlatego trudno mieć mu za złe, że wybiera to, co jego zdaniem jest najważniejsze.
Kolejna kwestia dotyczy faktu, że istnieją dwie grupy lekarzy. Jedni leczą ludzi i tylko tym się zajmują, a drudzy zatrudnieni w ośrodkach naukowych prowadzą poza leczeniem również działalność naukową. Tych ostatnich jest znacznie mniej, nie każdy musi mieć przecież predyspozycje do prowadzenia działalności naukowej i nie każdy musi być nią zainteresowany. Podkreślmy to jeszcze raz, nie każdy lekarz ma predyspozycje i warsztat pozwalający na wypowiadanie się w dowolnej kwestii naukowej, nawet, gdy jest ona związana z medycyną i zdrowiem. Zwróćmy uwagę, że tytuł „lekarz medycyny” jaki uzyskuje się po studiach nie jest tytułem naukowym, lecz zawodowym. Pierwszym tytułem naukowym w medycynie jest „doktor medycyny” uzyskiwany po złożeniu dysertacji doktorskiej, która wymaga od kandydata czegoś więcej niż wymaga się od niego po zakończeniu studiów, a nawet nieco więcej niż na drodze normalnej ścieżki kariery lekarskiej.
Na stan wiedzy lekarzy na temat zagadnień biofizycznych niezbędnych w opisie wpływu PEM na zdrowie może rzucić światło kilka wypowiedzi doświadczonych lekarzy klinicystów jednego z polskich uniwersytetów medycznych na temat tego przedmiotu. Cytowane poniżej opinie zostały zebrane przy okazji planowania zmian w programie nauczania medycyny:
„Bezużyteczny przedmiot, zbyt głęboko wchodzący w skale mikro.”
„Nie dostrzegam jakiejkolwiek przydatności klinicznej w przyszłej pracy lekarskiej.”
„Wiedza mało przydatna i niezwiązana z rzeczywistością.”
„Po co nam ten przedmiot?”
Czy analizując powyższe wypowiedzi można mieć jeszcze przekonanie, co do tego, że zespół samych lekarzy jest w stanie rzetelnie i w sposób wiarygodny zbadać wpływ PEM na zdrowie? Na przeszkodzie stoi kilka powodów, przeciętny lekarz niewiele wie o naturze zjawiska jakim jest PEM i nie zna mechanizmów jego oddziaływania z ciałem człowieka. Nie potrafi dokonać prawidłowo pomiarów pola, przeprowadzić analizy błędów pomiarowych i wykonać analizy statystycznej uzyskanych wyników. Z drugiej jednak strony stwierdzenie, że można takie badania prowadzić zupełnie bez lekarzy byłoby dużym nadużyciem. Istnieje cały szereg ich umiejętności, które są bardzo cenne w tego rodzaju badaniach. Wymieńmy tylko kilka. Potrafią ocenić stan zdrowia pacjenta w sposób obiektywny. Potrafią przeprowadzić wywiad, mogą zaproponować pewne badania mające na celu potwierdzenie pewnych mechanizmów bądź hipotez. Wreszcie, potrafią wyniki tych badań interpretować. Reasumując, pod pewnymi względami lekarz będzie nieocenionym członkiem zespołu badającego wpływ PEM na zdrowie, ale pogląd, że zespół składający się tylko z lekarzy, albo lekarz pierwszego kontaktu w przychodni, zbada i odkryje skutki działania PEM jest bardzo naiwny.
Przy okazji zwróćmy uwagę na jeszcze jeden fałszywy i często spotykany, ale rzadko werbalizowany pogląd. Nierzadko osoby, które uważają, że na ich stan zdrowia mają wpływ urządzenia emitujące PEM, oczekują od lekarzy, że badając ich, będą oni w stanie stwierdzić, że tak jest w istocie. Podejście jest mniej więcej takie, że pójdę do lekarza i powiem mu, że stacja bazowa telefonii komórkowej (SBTK) powoduje, że jestem chory, albo że moje dolegliwości spowodowane zostały przez PEM od routera Wi-Fi u sąsiada. Na co lekarz obejrzy mnie, zbada, pokiwa głową, po czym wypisze zaświadczenie, że to PEM powoduje szkody w moim stanie zdrowia, a na końcu przybije na nim swoją pieczątkę. Za tym przekonaniem leży pogląd, że lekarz dysponuje metodami i narzędziami, pozwalającymi ocenić skutki takiego wpływu. Jest to przekonanie z gruntu fałszywe. Lekarze nie mają takich możliwości i takich narzędzi poza jednym wyjątkiem. Mogą w miarę prawidłowo ocenić źródło problemów zdrowotnych związanych z działaniem PEM o bardzo wysokich natężeniach, które zadziałały w krótkim czasie. Takie sytuacje związane są jednak z nieszczęśliwymi wypadkami, spowodowanymi na przykład awarią, a nie z oddziaływaniem na ludzi urządzeń telekomunikacyjnych działających w normalnych warunkach.
Powiedzmy otwarcie, że w przypadku, gdy pacjent cierpi z powodu tego rodzaju oddziaływań, lekarz ma pozornie dwie możliwości, a w praktyce tak naprawdę tylko jedną. Pierwszą z nich, bardziej realną, jest oprzeć się na wywiadzie z pacjentem i wziąć pod uwagę jego obserwacje i odczucia. Takie rozwiązanie nie ma jednak wiele wspólnego z rzetelną i obiektywną diagnozą. Druga możliwość, czysto teoretyczna, polegałaby na wytworzeniu sytuacji, która wywołuje u pacjenta objawy i jego obserwacja w takich warunkach. Tego żadnemu lekarzowi zrobić nie wolno, chyba że w ramach badań naukowych, na które uzyskał zgodę komisji bioetycznej.
Trzeba sobie również jasno powiedzieć i uświadomić jeszcze jedną rzecz. Obecnie w prawie każdej dziedzinie nauki postęp nie dokonuje się przez spektakularne odkrycia zmieniające nasz ogląd rzeczywistości o 180 stopni. Rzadko zdarzają się odkrycia na miarę Nagrody Nobla. A nawet jeśli coś takiego się zdarzy, to nagrody tej nie zdobywają pojedyncze osoby. Nagrodę Nobla przyznaje się co prawda najczęściej imiennie konkretnym osobom, ale mało kto ma świadomość, że są to osoby kierujące całymi zespołami ludzi i zajmujące się raczej kierowaniem badaniami niż pracą w laboratorium.
Rozważania związane z kwestią tworzenia zespołu do badania wpływu PEM na zdrowie można chyba podsumować tylko w jeden sposób. Tak interdyscyplinarny problem wymaga wielokierunkowego podejścia i stworzenia interdyscyplinarnego zespołu. Z równo rozłożonym akcentem zarówno na „interdyscyplinarnego”, jak i „zespołu”.
Współczesną naukę można porównać do budowy domu. Wiedzę składa się z pojedynczych niewielkich cegieł. Każda cząstka dokładana jest do gmachu wiedzy przez pojedynczych ludzi, albo raczej przez całe ich zespoły. Dopiero cała masa cegieł tworzy dom. Pojedyncze nie pozwalają na pełny obraz tego, co się tworzy. Ta analogia jest o tyle właściwa, że podczas budowy domu rzadko odrzuca się wadliwe cegły. To się oczywiście też zdarza, ale dobry murarz wykorzysta nawet te pęknięte czy obtłuczone. Pokazuje to, że w gromadzeniu wiedzy zarówno poprawne, jak i błędne teorie mogą służyć ostatecznie postępowi. Żeby jednak dom się nie zawalił, należy te wadliwe cegły umiejętnie dopasować do całej reszty. Natomiast gdyby zbudować dom z samych tylko uszkodzonych cegieł, to najpewniej zawaliłby się. Analogię z domem można rozszerzyć jeszcze bardziej. Dom buduje się na fundamencie, a żeby dom stał latami i służył właściwie, to fundament musi być mocny. Co jest analogią fundamentu w kontekście badań naukowych? Są to solidne założenia, u których podstaw leżą solidne i naukowo uzasadnione przesłanki. Wiedzy nie można budować na wierzeniach, religii, przesądach, czy osobistych przekonaniach. Ostatni okres wydaje się szczególnie obfitować w wysyp teorii pseudonaukowych opartych bardziej na przekonaniach niż na faktach i rzetelnej nauce.
Większość naukowców wykazuje się pokorą i ma świadomość tego, że ich zadaniem nie jest zwykle dokonywanie przełomów, ale żmudna praca nad niewielkimi cegiełkami, które złożą się na większą całość. Dlatego też często podejmuje się projekty, które koncentrują się na wybranych i ściśle określonych zagadnieniach wyjętych z szerszego kontekstu. Osoby spoza nauki najczęściej widzą to inaczej.
Określić rodzaj badań i ich metodykę Zapewnić zaplecze aparaturowe
Naukowcy dysponują wieloma metodami prowadzenia badań. W kontekście oddziaływania PEM na zdrowie człowieka można te metody podzielić na trzy grupy ze względu na obiekt badań. Może niezbyt odkrywczym i zaskakującym jest stwierdzenie, że wpływ ten można badać bezpośrednio na grupach ludzi, które będą podlegały obserwacji. Kolejna możliwość to przyjęcie założenia, że organizmy zwierząt są podobne do naszych i wpływ PEM na nasze zdrowie można badać analizując, jak wpływa ono na zdrowie zwierząt. Trzecia możliwość, to przyjęcie założenia, że wpływ taki można obserwować stosując tkanki i komórki organizmu człowieka poza jego organizmem, w sztucznie wytworzonym środowisku. Istnieją metody pozwalające bezpiecznie dla ludzi pozyskać próbki ich komórek, czy to zdrowych, czy patologicznie zmienionych i hodować je następnie w warunkach laboratoryjnych (tzw. hodowle komórkowe).
Każde z wymienionych rozwiązań ma swoje wady i zalety. Na przykład w przypadku hodowli komórkowych największą wadą jest fakt, że komórki pozostające poza organizmem nie podlegają mechanizmom obronnym, jakimi dysponuje organizm w celu zapewnienia im bezpiecznego przeżycia i rozwoju. W badaniach na zwierzętach najsłabszym punktem jest samo założenie, że organizmy zwierząt są podobne do naszych. Bo przecież pod wieloma względami w oczywisty sposób takimi nie są. Różne są rozmiary naszych ciał, nieco inny jest metabolizm, z inną częstotliwością pracują nasze serca. A serca ptaków i gadów są inaczej zbudowane niż serca ssaków. Zawsze istnieje obawa, że te wszystkie różnice mogą mieć wpływ na prawdziwość wyciąganych wniosków. Jako przykład można podać różnice pomiędzy organizmem człowieka a szczura pod względem czułości na promieniowanie jonizujące. Dawka śmiertelna promieniowania jonizującego dla człowieka jest kilkukrotnie niższa niż dla szczura, a zwierzęta te są przecież powszechnie stosowanym w badaniach naukowych modelem.
Zajmijmy się trochę bardziej szczegółowo pierwszą kategorią badań, czyli badaniami z udziałem ludzi. Istnieje bardzo dużo metod tego rodzaju. Najważniejsza klasyfikacja w tej kategorii, to podział ze względu na badania retrospektywne i prospektywne. W tych pierwszych korzysta się z obserwacji przeprowadzonych w przeszłości, często niejako przy okazji prowadzenia innych badań albo gromadzenia danych zupełnie niezależnych od badań naukowych. W badaniach retrospektywnych zwykle największym problemem jest określenie czynników i parametrów, które mogą mieć istotny wpływ na wnioski. W przypadku badań PEM będzie to z całą pewnością np. kwestia określenia ekspozycji na pole elektromagnetyczne.
Badania prospektywne są pod tym względem znacznie bardziej wiarygodne. Określa się w nich możliwie jak najdokładniej warunki, jakim będzie podlegać grupa osób badanych i próbuje się eliminować, lub ograniczać te czynniki, które mogą zafałszować wyciągane z badań wnioski. Wyższą wiarygodność uzyskuje się tutaj jednak kosztem większego nakładu czasu i kosztów, a do tego również tego rodzaju badania nie są pozbawione wad. Po pierwsze badając nowe, nieznane zjawiska nigdy nie ma pewności, jakie czynniki mogą mieć na nie wpływ, co nie pozwala na ich skuteczne kontrolowanie. Innymi słowy, obserwowane zależności mogą być spowodowane działaniem pola, ale mogą być też powodowane czymś, o czym nie mamy pojęcia. Największym ograniczeniem jest jednak fakt, że warunków eksperymentu nie można kształtować w sposób dowolny. Dotyczy to np. ekspozycji na PEM w próbach prowokacyjnych. Natężenie pola elektromagnetycznego i czas ekspozycji nie możne być dowolny, ponieważ badań z udziałem ludzi nie można przeprowadzać w taki sposób, żeby było zagrożone ich życie i zdrowie. Badania z udziałem ludzi muszą spełniać określone standardy i muszą być prowadzone z zachowaniem zasad etyki. Z tego powodu każde badanie z udziałem ludzi (zwierząt zresztą też) musi zostać zaakceptowane przez odpowiednią komisję bioetyczną. Odstępstwa od tej reguły niekiedy się zdarzają, ale w naprawdę wyjątkowych sytuacjach. Konieczność uzyskania zgody komisji bioetycznej została na przykład czasowo zawieszona na mocy doraźnych przepisów w stosunku do badań nad wirusem SARS-CoV-2 w czasie trwania pandemii.
W przypadku każdego z wymienionych rodzajów badań, poza określeniem obiektu badanego, trzeba też ustalić jakiego rodzaju sprzęt i aparatura są potrzebne, aby badania można było przeprowadzić, a ich wyniki opracować. W przypadku badania wpływu PEM na zdrowie mogą to być np. urządzenia do pomiaru parametrów pola elektromagnetycznego o określonej charakterystyce (ekspozymetry, spektrometry), mogą to być urządzenia, które to pole generują, mogą to być wreszcie urządzenia wykorzystywane w ocenie stanu osób badanych, a więc urządzenia diagnostyczne. Nawet jeśli same badania można przeprowadzić prawie bez kosztowo, z wykorzystaniem aparatury pomiarowej, którą już dysponujemy, to może się okazać, że analiza danych pochodzących z eksperymentu może wymagać wyposażenia w nowy sprzęt, albo oprogramowanie. Na przykład służące do analizy specyficznych danych określonego rodzaju albo do symulowania pewnych zjawisk i procesów.
Oczywiście jednostka naukowa podejmująca temat zwykle posiada przynajmniej część niezbędnego wyposażenia, ale jeśli postanawia nieco zmienić profil swojej działalności, żeby skupić się nad nowym problemem, to wyposażenie w nową aparaturę staje się niezbędne. Ponadto należy mieć na uwadze, że postęp odbywa się również w odniesieniu do aparatury naukowej. Korzystanie jedynie z przestarzałych technologii i urządzeń w tej dziedzinie automatycznie eliminuje jednostkę z nowoczesnych badań na wysokim poziomie i w odniesieniu do najbardziej aktualnych problemów naukowych.
Badania nad PEM są bardzo wymagające pod względem aparatury, a co za tym idzie kosztów związanych z tym aspektem badań. O ile amatorski miernik do pomiaru natężenia PEM można kupić już nawet za kilkaset złotych, to stosunkowo prosty, acz profesjonalny miernik kosztuje kilkadziesiąt tysięcy złotych; a taki, który pozwala na przykład badać widmo i weryfikować źródło emisji pola co do konkretnej SBTK może kosztować kilkaset tysięcy złotych. Nie ma złudzeń, tego nie da się mierzyć łatwo i prosto. Nie wystarczy multimetr z hipermarketu budowlanego ani telefon z odpowiednią „apką” z Google Store, żeby rzetelnie i prawidłowo określić ekspozycję na pole. Kto uważa inaczej niestety wykazuje się dużą naiwnością i niekompetencją w kwestii wykonywania pomiarów.
Zgromadzić niezbędne fundusze
Dość często zdarza się, również w odniesieniu do wpływu PEM na zdrowie, że politycy, urzędnicy, albo działacze społeczni postępują według następującego schematu. Okazuje się, że należy podjąć jakieś działania w kwestii ochrony ludności przed niekorzystnym działaniem ekspozycji na pola. Trzeba na przykład ustalić, czy obowiązujące limity są wystarczające. Ponieważ niewiele na ten temat wiemy, to zapytajmy naukowców, co też oni na ten temat wiedzą. Wtedy powstaje raport ekspercki na temat wiedzy, albo niewiedzy na wybrany temat, a właściwie z dużym prawdopodobieństwem prawie zawsze sensowna konkluzja takiego raportu musi brzmieć: temat jest nierozstrzygnięty i kontrowersyjny, należy go nadal badać, bo może się okazać, że jednak czegoś nie wiemy. Jaka jest reakcja polityka, urzędnika albo działacza? „No to dlaczego tego nie badacie? Zbadajcie problem i powiedzcie co z tych badań wynika.”
Zwróćmy uwagę na elementarny brak logiki w takim postępowaniu. Skoro raport o wpływie PEM na zdrowie powstał w oparciu o literaturę będącą efektem wieloletnich badań i pokazuje, że wiedza w tym względzie jest niepełna, to skąd pomysł, że nasze badania, które chce się nam zasugerować, spowodują rewolucję w tym względzie? Podkreślaliśmy już kilkakrotnie w tym artykule, że postęp naukowy nie odbywa się obecnie za zasadzie rewolucji, ale na zasadzie żmudnego składania w całość wyników bardzo wielu badań.
Kolejną dziwną rzeczą jest przekonanie, że naukowcy dysponują odpowiednim potencjałem na realizację tego rodzaju badań, a widocznie brakowało im tylko światłego przewodnictwa takiego czy innego polityka, który wpadł na pomysł, że można przecież ten problem badać. A już prawie nigdy sugestia podjęcia takich badań nie jest poparta odpowiednim wsparciem finansowym na ich przeprowadzenie. Uniwersytety są najczęściej finansowane z budżetu państwa, przynajmniej w naszym kraju, ale nie dlatego, że prowadzą działalność naukową. Dzieje się tak głównie dlatego, że kształcą. I owszem, dysponują pewnymi środkami z budżetu na swoją działalność, ale głównie na działalność dydaktyczną, a na działalność naukową tylko w niewielkim stopniu. Uniwersytet w tym względzie dość swobodnie dysponuje środkami pochodzącymi z budżetu państwa, które w najlepszym razie zapewniają zakup papieru do drukarki i ołówków, ale drukarki czy komputera już nie.
Finansowanie badań naukowych, które potrafią być niezwykle drogie, rządzi się nieco innymi prawami. Aby prowadzić badania naukowe na wysokim poziomie należy się o finansowanie samemu postarać. Oczywiście istnieje kilka możliwość. Przede wszystkim budżet państwa częściowo przeznaczony jest na finansowanie rozwoju naukowego i powoływane są specjalne instytucje, których zadaniem jest rozdział takich środków. Istnieją też fundacje, których celem jest wspomaganie nauki. Realia są jednak takie, że środki zawsze są ograniczone i dlatego trzeba wybierać tematy i dziedziny nauki, które mają być wspierane. Z tego powodu podział środków odbywa się na zasadzie konkursów. Należy badania zaplanować, przemyśleć, opisać we wniosku o finansowanie, a następnie złożyć wniosek i czekać, aż stosowna komisja się zbierze i środki przyzna lub nie. Albo też przyzna częściowo. Oczywiście w sytuacji, gdy środki zostaną przyznane, trzeba się po zakończeniu projektu z nich rozliczyć odpowiednim sprawozdaniem finansowym i merytorycznym. Taka jest rzeczywistość i nie można się na nią obrażać, ale warto mieć również na względzie ten aspekt działalności naukowej, gdy słyszymy, gdy ktoś mówi „Dlaczego tego nie badamy? Zbadajcie to!”.
Poruszając ten aspekt trzeba zwrócić uwagę na jeszcze jeden istotny problem. A mianowicie na potencjalny wpływ pochodzenia środków na badania na wyniki tych badań. I jest to problem, który nie ma idealnego rozwiązania. Naukowcy w praktyce nigdy nie będą się mogli do końca obronić przed zarzutem braku niezależności bez względu na źródło finansowania. To stwierdzenie może być nieco zaskakujące, ale możemy dojść ostatecznie do wniosku, że tzw. „niezależni eksperci”, to tacy, którzy nie finansują swoich badań i prowadzą je za darmo.
Wpływ PEM na zdrowie jest tutaj znakomitym przykładem. Finansowanie badań naukowych przez firmy telekomunikacyjne byłoby nieetyczne, bo przecież nikt nie uwierzy, że intencją takiej firmy jest pozyskanie wiedzy na temat wpływu PEM na zdrowie, np. w celu optymalizacji technologii. W ocenie niektórych środowisk, celem takiej firmy jest przecież jedynie ukrycie niewygodnych faktów i przekonanie wszystkich, że jej działalność nie przynosi szkody. Podkreślmy jednak, że działa to również w drugą stronę, chociaż na to już nie zwraca się większej uwagi. Również finansowanie badań przez firmę produkującą odzież albo farby chroniące przez PEM, czy też produkującą światłowody powinno być postrzegane jako nieetyczne, a wnioski z takich badań niewiarygodne. W interesie takich instytucji nie leży bowiem zapewnienie o nieoddziaływaniu PEM na zdrowie.
Powszechnie uważa się, że najbardziej wiarygodne i etycznie akceptowalne są badania finansowane ze środków publicznych. Ale co to znaczy środków publicznych? Pozostających w gestii państwa? A kto kieruje państwem? Czyż nie politycy? Więc kto de facto przyznaje finansowanie na badania? W większym stopniu jest to państwo, a w mniejszym społeczeństwo, chyba, że mówimy o nierealnej utopii, o społeczeństwie prawdziwie obywatelskim, w którym mechanizmy kontroli naprawdę działają i w którym nie ma miejsca przykładowo na lobbing. Zastanówmy się, czy finansowanie badań naukowych w naszym kraju jest całkowicie bezpieczne od zarzutu bezstronności. Budżet państwa czerpie pośrednio zyski z działalności firm telekomunikacyjnych, ale też ze sprzedaży koncesji na używanie częstotliwości stosowanych w telekomunikacji. Czy w interesie państwa jest, aby PEM było bezpieczne i dlatego promuje teorie popierające brak ich niekorzystnego wpływu na zdrowie obywateli? Na szczęście to bardzo spłycony i mało logiczny wniosek, ale niestety bardzo często wykorzystywany przez zwolenników teorii spiskowych i przeciwników sieci 5G. Pamiętajmy, że zdrowie obywateli ma również poważny i zdecydowany wpływ na budżet państwa i jego dochody. Z punktu widzenia państwa najkorzystniejsza jest sytuacja, gdy wszyscy są zdrowi i gdy wszyscy pracują. Zwróćmy również uwagę na fakt, że podatki płacą zarówno dostawcy Internetu bezprzewodowego, jak i producenci odzieży chroniącej przed PEM, czy światłowodów.
Trzeba pamiętać również o tym, że fundusze, jakimi dysponują wszelkiego rodzaju fundacje, też nie są całkowicie poza podejrzeniami. Stworzeniu fundacji przyświeca zawsze jakaś idea, a idee mogą również leżeć u podstaw chęci promowania takiego, czy innego widzenia świata.
Należy mieć na uwadze problem finansowania badań, ponieważ jest to jedno z kryteriów oceny wiarygodności wniosków płynących z badań naukowych, ale nie należy popadać w paranoję pod tym względem. Musimy wierzyć, że pewne mechanizmy kontroli działają prawidłowo, bo w przeciwnym razie pozostanie nam jedynie słuszny wniosek, że prawdziwie niezależni naukowy nie istnieją. Albo, jak powiedział ktoś, trzeba będzie przyjąć założenie, że naukowiec niezależny to taki, który został wyrzucony z uniwersytetu za swoje przekonania naukowe. Tyle, że taki naukowiec nie ma w ogóle możliwości prowadzenia swoich badań, a już na pewno nie w sposób niezależny. Wpada bowiem wtedy w sferę oddziaływań środowisk, które popierają jego punkt widzenia, a ich intencje wcale nie musza być szlachetne.
Starajmy się również wystrzegać przekonania, że niezależni naukowcy to tacy, którą prezentują naszą wizję świata. Jest to bardzo atrakcyjny argument we wszelkiego rodzaju dyskusjach i niestety bardzo często się go używa, ale sprowadza to dyskusję na obszary rozważań i zarzutów pozamerytorycznych.
Określić i scharakteryzować grupę badaną w przypadku badań populacyjnych z udziałem ludzi, a następnie zrekrutować grupę ochotników
Wcześniej zdefiniowaliśmy kilka metod prowadzenia badań naukowych w zakresie medycyny, a teraz skoncentrujmy się jedynie na pewnych aspektach związanych z badaniami z udziałem ludzi. Zdefiniowanie problemu do badań, określenie metodyki, zgromadzenie funduszy i aparatury to jeszcze nie wszystko. Należy jeszcze zgromadzić odpowiednią populację osób, które będą brały udział w eksperymencie. W przypadku badań retrospektywnych ten problem w zasadzie nie istnieje. Trzeba tylko znaleźć bazę danych zawierającą interesujące nas informacje. W odniesieniu do PEM mogą to być oficjalne rejestry zachorowań. Przykładem może być państwowa baza danych związana z rejestracją chorób nowotworowych w przypadku, gdy chcemy badać potencjalny związek pomiędzy ekspozycją na PEM, a nowotworami. Może to być też archiwum odpowiedniej jednostki świadczącej usługi medyczne lub naukowo-badawczej. Należy tu jednak zaznaczyć, że nie wszystkie informacje można w ten sposób pozyskać. Niezwykle trudno będzie w takich badaniach oszacować ekspozycję na PEM. Żeby ten problem rozwiązać musimy się odwołać do innych źródeł informacji, albo innych metod. Rozwiązań jest wiele i na nieszczęście – wszystkie są niedoskonałe. Można na przykład analizować miejsce zamieszkania osób badanych w odniesieniu do lokalizacji SBTK. Będzie to jednak bardzo zgrubne oszacowanie ekspozycji, ponieważ przestrzenna i czasowa zmienność parametrów charakteryzujących pole pochodzące od tego rodzaju źródeł są niezwykle skomplikowane. Można skorzystać z baz danych operatorów telefonii komórkowych i badać aktywność abonentów pod kątem liczby i długości trwania rozmów telefonicznych, czy też wysyłanych SMS-ów, albo ilości przesyłanych danych cyfrowych. To również nie daje pełnego obrazu ekspozycji na PEM, a ponadto budzi podejrzenia, że można paść ofiarą manipulacji operatorów sieci komórkowych, którzy mogą dostarczyć nam sfabrykowanych danych. Ten ostatni argument jest oczywiście mocno naciągany, ale autorom tego rodzaju badań trudno będzie się przed nim bronić.
Widzimy więc, że o ile wiarygodne informacje o zachorowalności na konkretne schorzenia można uzyskać dość łatwo, to właściwie nie sposób ich skorelować z równie wiarygodnymi informacjami na temat ekspozycji. Dochodzi jeszcze jeden problem, jakim jest eliminacja wszystkich innych czynników, poza PEM, na które badana populacja mogła być narażona i które mogły mieć związek z rozpatrywanymi skutkami zdrowotnymi. Np. zanieczyszczenie środowiska, ekspozycja na czynniki chemiczne, hałas, stres, promieniowanie jonizujące, dostęp do nowoczesnej opieki medycznej, status społeczny, dieta itd. Można wymyślić sposoby minimalizacji wpływu tych wszystkich czynników, albo ich badania, ale zawsze wprowadza to dodatkową niepewność co do wiarygodności wyciąganych wniosków.
W przypadku badań prospektywnych wydaje się, że dzięki właściwemu zaplanowaniu eksperymentu i rzetelnej kontroli warunków badania można wyeliminować większość problemów typowych dla badań retrospektywnych. Można na przykład mierzyć indywidualną ekspozycję każdego z uczestników. Jest to tylko pozornie łatwe, jak zobaczymy później, ale nie ulega wątpliwości, że jest możliwe. Największym wyzwaniem w tego rodzaju eksperymentach jest jednak pozyskanie ochotników. Ludzie cenią swój czas i swoje bezpieczeństwo. Gdy na szali stawia się jedynie dobro ogółu i pogłębienie wiedzy, to rzadko i raczej niechętnie poddają się badaniom. Zwłaszcza jeśli będą narażeni na działanie czynników, które niekoniecznie, ale jednak, mogą mieć negatywny wpływ na ich zdrowie. W naszym Zakładzie o tej trudności przekonujemy się już regularnie od kilku lat, gdy pojawia się problem rekrutacji uczestników badań. Nawet zakrojone na szeroką skalę akcje informacyjne nie przynoszą dobrych rezultatów. Szczególnie dobrze jest to widoczne przy okazji rekrutacji ochotników do badań nadwrażliwości na PEM. Sądząc po doniesieniach pozanaukowych, a w szczególności internetowych, można odnieść wrażenie, że odsetek takich osób w społeczeństwie jest bardzo wysoki. Do badań zgłasza się jednak ledwie kilka albo co najwyżej kilkanaście osób. Poniekąd jest to zrozumiałe, jeśli weźmie się pod uwagę, że osoby przekonane o negatywnym działaniu pól na swoje zdrowie, po prostu boją się brać udział w tego typu eksperymencie.
Rozwiązaniem problemu rekrutacji ochotników może być wynagrodzenie za poświęcony czas i podjęte ryzyko. Takie rozwiązania też się stosuje, ale wiąże się to z problemem omawianym wcześniej, czyli zapewnieniem finansowania. Wyobraźmy sobie, że chcemy żeby w projekcie wzięło udział 1 000 osób i każdemu za udział zaoferujemy 100 zł. Na ich gratyfikację trzeba będzie przeznaczyć 100 000 zł, a do tego trzeba będzie spełnić wszystkie formalno-prawne warunki związane z prawidłowym wydawaniem publicznych pieniędzy. Zauważmy jeszcze, że prawidłowo przeprowadzone badania powinny się odbywać z udziałem tzw. grupy kontrolnej. Chodzi o to, żeby badając wpływ jakiegoś czynnika na pewną populację zbadać również populację identyczną pod każdym innym względem, która nie podlega jego działaniu. Tylko w ten sposób można rzetelnie ocenić efekt. Wiąże się to oczywiście z koniecznością podwojenia liczby ochotników biorących udział w badaniu, alternatywnie – z obniżeniem liczebności realnie badanej grupy o połowę.
Grupa badana musi być dobrze zdefiniowana, zwłaszcza wobec ograniczonych funduszy. Trzeba ustalić, czy chcemy badać kobiety, czy mężczyzn. Osoby dorosłe, czy dzieci? Jeśli dorosłe, to w jakim wieku? Czy ochotnicy mają być zdrowi, czy wybierzemy tylko osoby cierpiące na określone dolegliwości? Należy zastanowić się, czy cechy badanych osób mogą mieć wpływ na wyniki i wnioski, co będzie również podstawą do określenia grupy badanej. W żargonie naukowym mówi się, że należy określić kryteria włączenia do badania i wykluczenia z badania. Te i inne parametry badania muszą być zdefiniowane w momencie tworzenia i składania wniosku do komisji bioetycznej z prośbą o rozpatrzenie i wyrażenie pozytywnej opinii na temat planowanego eksperymentu.
Wystąpić o opinię komisji bioetycznej na przeprowadzenie dobrze już opisanego i zdefiniowanego planu badań
W skład komisji bioetycznych wchodzą przedstawiciele różnych dziedzin nauki i życia. Są to lekarze, prawnicy, przedstawiciele nauk podstawowych, ale też na przykład teolodzy. Komisja rozpatrując wniosek może go w całości odrzucić albo zaakceptować. Może również zaakceptować go warunkowo, zwracając uwagę na konieczność doprecyzowania pewnych aspektów projektu lub dostarczenia pewnych dokumentów. Komisja może na przykład zażądać dostarczenia certyfikatów potwierdzających, że stosowana aparatura posiada odpowiednie atesty i spełnia wymagania pod względem bezpieczeństwa ich stosowania. Może również zalecić dołączenie do grona wykonawców specjalisty z konkretnej dziedziny.
Komisje bioetyczne tworzone są przy placówkach naukowych, ale wyrażają swoje opinie nie tylko na rzecz macierzystej jednostki, ale często również na rzecz instytucji zewnętrznych. Nie jest to działalność społeczna i charytatywna, najczęściej za podjęcie się oceny wniosku trzeba uiścić opłatę. Opłata taka stanowi w tej chwili kwotę rzędu kilku tysięcy złotych i trzeba ją brać pod uwagę w trakcie planowania finansów związanych z eksperymentem, chociaż opłata taka może zostać anulowana w przypadku, gdy wniosek dotyczy projektu realizowanego przez zespół badaczy działający w ramach jednostki macierzystej.
Projekt, który uzyskał pozytywna ocenę komisji i został dopuszczony do realizacji, musi być wykonywany bez zmian w stosunku do tego, jak został opisany we wniosku. O wszelkich ewentualnych i planowanych zmianach należy poinformować komisję i uzyskać zgodę na ich wprowadzenie. Po zakończeniu badań konieczne jest przedłożenie komisji raportu z przebiegu eksperymentu.
Wcześniej już wspomniano, że zgoda komisji bioetycznej jest niezbędna w przypadku badań z udziałem ludzi i stwierdzenie to jest prawdziwe nawet, gdy projekt polega na przeprowadzeniu ankiety. W związku z wprowadzaniem przepisów o ochronie danych osobowych ten aspekt badań jest również przedmiotem zainteresowania komisji bioetycznej. Jak łatwo się domyślić tym prościej można otrzymać zgodę na przeprowadzenie badań, im badania są bezpieczniejsze dla ich uczestników. W przypadku badań kwestionariuszowych, w których nie zbiera się danych wrażliwych taka zgoda w zasadzie jest tylko formalnością. Czym jednak większe ryzyko, tym większe obwarowania dotyczące przeprowadzania projektu. W przypadku, gdy istnieje realne ryzyko szkody na zdrowiu i życiu uczestników eksperymentu, może być konieczne zapewnienie ubezpieczenia badań w celu zagwarantowania potencjalnych roszczeń.
Nadzór komisji bioetycznej nad prowadzonymi badaniami naukowymi jest również wymagany w przypadku projektów, w których angażuje się zwierzęta laboratoryjne i materiał biologiczny. Czasopisma naukowe publikujące wyniki badań naukowych wymagają w tekście publikacji i na etapie składania manuskryptu potwierdzenia, że badania zostały wykonane zgodnie z międzynarodowymi standardami bioetycznymi i że uzyskano na ich przeprowadzenie zgodę.
Przeprowadzić badania i opracować ich wyniki
W zasadzie można rozszerzyć nieco ten podtytuł i powiedzieć: „Przeprowadzić badania, opracować ich wyniki i opublikować je”. Jest to temat dość obszerny, ale tutaj zwrócimy uwagę tylko na jeden aspekt tego ostatniego etapu badań. Są to kwestie pomiarowe, szczególnie trudne w przypadku badań nad wpływem PEM na zdrowie i z nimi związana jest duża część nieporozumień.
Cała współczesna nauka działa na zasadzie określania prawdopodobieństwa, że pewne obserwacje odzwierciedlają rzeczywistość, a nie, że są pewne i niezaprzeczalne. To może być stwierdzenie zaskakujące, coś z czego nie zdają sobie sprawy na pewno osoby spoza nauki, ale niestety również badacze reprezentujący pewne mniej sformalizowane i „mniej ścisłe” dziedziny nauki. Już nawet wynik prostego pomiaru nie mówi, jaka jest prawdziwa wartość mierzonego parametru. Mówi jedynie, że z określonym prawdopodobieństwem mieści się ona w pewnych granicach. Gdy podajemy wynik pomiaru jakiegokolwiek parametru (nazwijmy go A) w sposób prawidłowy to mówimy, że najbardziej prawdopodobna jest jakaś wartość X, a prawdziwy wynik mieści się z prawdopodobieństwem P (np. 95%) w przedziale od X – ΔX, do X + ΔX. Wynik pomiaru zapisuje się najczęściej symbolicznie w sposób następujący: A = X ± ΔX. ΔX nazywa się niepewnością pomiarową i należy się zawsze postarać ją wyznaczyć, choćby miała być jedynie z grubsza oszacowana. Jest to jeden z parametrów, który pozwala określić wartość uzyskanych wyników.
Oczywiście w sytuacjach życia codziennego oszacowaniem niepewności pomiarowej najczęściej nikt nie zawraca sobie głowy. Jeżeli naszym zadaniem jest zakup obrusa na stół, to po prostu mierzymy jego długość i szerokość i dodajemy do nich jakieś 40 cm, żeby obrus ładnie zwisał z każdej strony. Nie jest bardzo istotne, czy będzie on zwisał dokładnie na 20 cm, czy na 19 cm, bo i tak nikt tego nie zauważy. W badaniach naukowych, zwłaszcza takich, które dotyczą zdrowia ludzkiego jest inaczej, ale mało kto zdaje sobie sprawę z tego, że są to zagadnienia istotne. Mało tego, ludzie często nie zdają sobie sprawy w ogóle z istnienia tego problemu.
Na jednym ze spotkań dotyczących ochrony mieszkańców przed wpływem PEM na ich zdrowie osoba reprezentująca organizację społeczną występującą przeciwko stosowaniu PEM w mieście raportowała przekroczenie dopuszczalnych limitów natężenia pola i dowodziła, że wykonano pomiary, które to przekroczenie pokazały. Specjalista reprezentujący instytucję naukową zajmującą się m.in. pomiarami pól i certyfikacją urządzeń telekomunikacyjnych zapytał: „A jaki był błąd państwa pomiaru?”. Na co padła odpowiedź: „Jak to jaki? Myśmy żadnego błędu nie popełnili.” Oczywiście można powiedzieć, że wina w nieporozumieniu leży po stronie eksperta, ponieważ posłużył się naukowym żargonem, a powinien raczej zapytać: „Jaka była niepewność pomiarowa państwa pomiaru?”. Nie ma gwarancji, że zostałby zrozumiany, ale być może dałoby to do myślenia, że nie sugeruje się stronie społecznej niekompetencji w przeprowadzaniu pomiarów.
Warto zdać sobie sprawę z tego, że stwierdzenie „myśmy żadnego błędu nie popełnili” w oczach większości naukowców jest równoznaczne ze stwierdzeniem „coś tam sobie mierzymy, ale nie mamy pojęcia co i w jaki sposób”. Każdy pomiar jest obarczony niepewnością. Wynikają one z niedoskonałości przyrządów pomiarowych, niedoskonałości naszych zmysłów (nawet zwykły pomiar odległości przy pomocy linijki jest dokonywany z użyciem oczu), niedoskonałości metodyki pomiarów, czasem jest też konsekwencją natury obserwowanych zjawisk. Niepewności pomiarowych nie da się uniknąć i zawsze trzeba je próbować oszacować. Pomiary i szacowanie niepewności pomiarowych są szczególnie trudne w przypadku badań ekspozycji na PEM.
Jako przykład przytoczymy tutaj wyniki pomiarów natężenia pola elektrycznego wykonywane w trakcie jednego z naszych projektów. Badanie było badaniem prowokacyjnym i odbywało się w obecności pola wytwarzanego przez generator połączony z anteną znajdującą się na suficie pomieszczenia, w którym był przeprowadzany eksperyment. Zastosowano sprawdzony i pewny generator, więc nie było powodu, żeby pole w pomieszczeniu było niestabilne. Tymczasem okazało się, że amplituda pola zmieniała się dość przypadkowo i w dość szerokim zakresie. Aby zbadać przyczynę takiego stanu rzeczy, dokonano długotrwałego pomiaru w kilku cyklach z na przemian włączonym i wyłączonym układem generującym PEM. Wyniki zaprezentowane są na wykresie (Rys. 1).
Rys. 1. Wyniki pomiarów natężenia składowej elektrycznej pola elektromagnetycznego w pomieszczeniu, gdzie wykonywane były badania.
Układ generujący pole o częstotliwości ok. 2,1 GHz był na przemian włączony i wyłączony. Natężenie składowej elektrycznej tła (Et) wynosiło ok. 0,1 V/m, a generowanego pola (Eśr) ok. 1,8 V/m w pustym pomieszczeniu (niebieska pozioma linia).
Wyraźnie widać stabilną pracę układu w pierwszych dwóch pokazanych cyklach i niestabilną w ostatnim. Z czego wynikało obserwowane zjawisko? Czym różni się ostatni pomiar od poprzednich? Tym, że podczas ostatniego pomiaru w pokoju przebywała osoba przemieszczająca się w nim w sposób przypadkowy. Przy czym należy podkreślić, że nie było możliwości, aby osoba ta znalazła się bezpośrednio na linii łączącej ekspozymetr z anteną. Oznacza to, że obserwowane efekty nie mogły być spowodowane przesłanianiem anteny z punktu widzenia ekspozymetru. Obserwowane zjawisko jest wynikiem interferencji spowodowanych obecnością człowieka w pomieszczeniu. Zwróćmy uwagę, że zmiany obserwowanej amplitudy pola mieszczą się w dość znacznym zakresie, bo pomiędzy –16%, a +40% obserwowanej średniej wartości natężenia pola.
Przykład ten jasno pokazuje jak trudne są pomiary ekspozycji i jak trudno ich dokonać bez znajomości fizyki zjawiska i bez doświadczenia w wykonywaniu tego typu pomiarów. Nawet w przypadku tak prostego źródła, jakim jest generator pola współpracujący z anteną. Realne źródła takie, jak SBTK i telefon komórkowy emitują fale elektromagnetyczne w sposób nieciągły, a amplituda pola jest dostosowana do warunków, w jakich ma miejsce komunikacja. W dużym uproszczeniu mówiąc, emisja pola następuje tylko wtedy, kiedy przesyłamy dane, a ilość emitowanej energii jest najmniejsza z możliwych, aby zapewnić komunikację na odpowiednim poziomie jakości usługi, a nie większa. Nikt nie lubi płacić wysokich rachunków za energię elektryczną, operatorzy sieci komórkowych – również. W efekcie tak pojętej optymalizacji, natężenie pola zmienia się w cyklu dobowym i tygodniowym w zależności od tego, czy wokół SBTK znajduje się większa, czy mniejsza liczba użytkowników, którzy z niej korzystają. Ponadto fale uginają się na obiektach pozostających w otoczeniu źródeł fali, czyli na budynkach, rzeźbie terenu, pojazdach czy roślinności, co bardzo komplikuje przestrzenny rozkład pola. Do tego zmieniają się ciągle warunki środowiskowe takie jak temperatura, wilgotność, ciśnienie powietrza i inne, od których zależy transmisja i absorpcja fali. To wszystko ma wpływ na rozkład czasowy i przestrzenny pola i sprawia, że pomiary są trudne.
Bardzo często ludzie wyobrażają sobie SBTK jak żarówkę, która świeci i daje wokół siebie jakiś ustalony rozkład natężenia światła. Wyobraźmy sobie taką żarówkę wiszącą na sznurze w pustym pokoju bez okien i drzwi, w którym ściany pomalowane są na biało. Ściany w takim pokoju będą jednolicie oświetlone z dokładnością do tego, że środki ścian będą oświetlone nieco lepiej, niż narożniki pokoju (narożniki są nieco bardziej oddalone od żarówki, niż środki ścian). Ustawmy teraz w naszym pokoju na środku stół. Pod stołem obserwujemy cień, ale jego brzegi na podłodze są nieostre na skutek ugięcia światła na krawędziach stołu. Pod stołem nie panuje całkowita ciemność, gdyż każda powierzchnia ściany widoczna spod stołu rozpraszając światło żarówki staje się dla tego miejsca źródłem światła. Cień pod stołem nie jest jednorodny, trochę mniejsze jest natężenie światła tuż pod blatem niż przy podłodze. Trochę mniejsze jest natężenie światła tuż za nogami stołu, gdyż przesłaniają one część powierzchni ścian. Skomplikujmy sytuację i powieśmy na jednej ze ścian lustro. Staje się ono dodatkowym źródłem światła tak, jakbyśmy umieścili za ścianą drugą żarówkę. Umieszczanie w pokoju kolejnych mebli coraz bardziej komplikuje rozkład światłocieni w pokoju. Wyobraźmy sobie, że w pokoju jest okno. Na rozkład światła żarówki nakłada się teraz światło docierające przez okno, którego ilość zależy od pory dnia i pogody. Skomplikowane? To teraz powieśmy w pokoju dziesięć kolejnych, różnokolorowych żarówek na różnych wysokościach i w różnych miejscach, które do tego migają w sposób nieskorelowany. A jeśli wyobrazimy sobie, że niektóre meble i przedmioty w pokoju są w różnym stopniu półprzezroczyste, a ściany mogą być pomalowane w kolorowe pasy, to uzyskamy znakomity model rozkładu natężenia PEM o częstotliwości radiowej w średniej wielkości miasteczku. Sytuacja z pokojem jest jednak o tyle prostsza, że dzięki zmysłowi wzroku jesteśmy w stanie przynajmniej wstępnie i w przybliżeniu oszacować, gdzie natężenie światła o konkretnym kolorze jest duże, a gdzie małe.
Czy zatem ekspozycji na PEM nie da się zupełnie mierzyć i kontrolować? Oczywiście, że się da, ale trzeba to robić w sposób właściwy. Przede wszystkim należy bardzo dokładnie zdefiniować metodykę tego rodzaju pomiarów, a następnie się tej metodyki trzymać. Pomiary powinny być wykonywane przez ludzi, którzy mają odpowiednie kwalifikacje i narzędzia. Zdając sobie sprawę ze stopnia komplikacji problemu, nie dajmy się wprowadzać w błąd amatorskim pomiarom wykonanym w sposób niewłaściwy.
Podsumowanie
Wobec wszystkich opisanych problemów i trudności, które trzeba rozwiązać już na etapie planowania badań, wydaje się, że samo ich przeprowadzenie jest już względnie proste. Po przeprowadzeniu eksperymentu należy zgromadzone dane wprowadzić do komputera w formie dobrze zorganizowanej i przemyślanej bazy danych, którą się następnie analizuje. Dane trzeba przeanalizować statystycznie, żeby stwierdzić czy zaobserwowano jakieś istotne zależności. Należy sprawdzić, czy parametry opisujące np. stan zdrowia ochotników, zachorowalność na nowotwory określonego typu, czy objawy elektrowrażliwości korelują z ilościowym opisem ekspozycji na pole. Przy czym trzeba mieć świadomość, że istnienie korelacji wcale nie oznacza od razu związku przyczynowo-skutkowego. Sama korelacja może być przypadkowa i niezbędne jest zastosowanie metod statystycznych pozwalających na ocenę wpływu niektórych zmiennych na wyciągane wnioski.
Ostatnim krokiem w badaniach naukowych jest publikacja wyników. Trzeba te wyniki wraz z wnioskami opisać i wysłać do redakcji czasopisma zajmującego się stosowną tematyką. Wspomniano wcześniej, że czasopism naukowych jest bardzo wiele, a co za tym idzie ich jakość jest różna. Istnieją pewne sposoby oceny jakości czasopisma, a tym samym oceny jakości publikowanych w nich prac. Ocenia się tzw. współczynnik oddziaływania IF, czyli parametr, który w dużym uproszczeniu mówi, jaki jest wpływ danego czasopisma na rozwój dziedziny, którą ono reprezentuje. W tej ocenie uwzględnia się na przykład liczbę cytowań artykułów zamieszczanych w danym czasopiśmie w innych periodykach naukowych. Można z całkiem sporą dozą pewności powiedzieć, że wyniki opublikowane w tygodniku Nature (IF = 42,778) mają znacznie większą doniosłość niż te opublikowane w czasopiśmie o IF = 0,321.
Czasopisma mogą, ale nie muszą, być recenzowane. Niekiedy nawet jeśli są recenzowane, to system recenzji może być raczej symboliczny. Istnieją też czasopisma, które wydrukują wszystko, co im się wyśle, pod warunkiem uiszczenia odpowiedniej opłaty. Całą tę „impactfactorową” rzeczywistość należy również uwzględniać w ocenie doniesień naukowych. I trzeba przy tym jasno powiedzieć, że nawet wysoko oceniane czasopisma dają się niekiedy oszukać.
Czy każda dobra praca publikowana jest zawsze, a każda słaba jest zawsze odrzucana? Tak nie musi być. Pokażemy to na przykładzie pewnego kłopotu, z jakim borykają się dość często osoby prowadzące badania interdyscyplinarne. Załóżmy, że praca dotyczy oddziaływania PEM na zdrowie, co jest właśnie znakomitym przykładem problemu interdyscyplinarnego. Jeśli nawet wybierzemy prawidłowo czasopismo ze względu na tematykę, jaką się zajmuje, to może się zdarzyć, że redakcja wyśle artykuł do oceny niewłaściwemu ekspertowi. Jeśli praca bardziej koncentruje się na zagadnieniach fizycznych i pomiarowych, to może jej nie docenić lekarz-naukowiec i może to być przyczyną odrzucenia dobrego tekstu. Z drugiej strony w przypadku, kiedy recenzent pracę doceni, to może nie zauważyć nawet fundamentalnych błędów związanych z fizyczną i pomiarową stroną badań. Może to doprowadzić do wydrukowania słabej pracy. Podobna sytuacja będzie miała miejsce, jeśli pracę koncentrującą się bardziej na zagadnieniach medycznych, ale związaną z PEM, będzie oceniał fizyk czy biofizyk. Pomijamy tutaj oczywiście kwestie etyki związanej z pracą recenzentów i zakładamy, że błąd popełniany w dobrej wierze może się zdarzyć każdemu.
Powyższy przykład pokazuje, że nawet w wydawałoby się dopracowanym systemie oceny prac naukowych, często można spotkać się z pozycjami niewiele znaczącymi, w których wnioski są błędne lub nieprawidłowo sformułowane, podczas gdy prace dobre mogą przepaść w procesie recenzji. Zdarza się bowiem, że recenzent nie zrozumiał pracy i zamiast przyznać to otwarcie zaleca redakcji jej odrzucenie. W takiej sytuacji autor nawet nie ma możliwości podjęcia dyskusji i przedstawienia swoich argumentów.
Ponieważ nie jest prawdą, że publikuje się tylko wyniki odzwierciedlające rzeczywisty obraz świata, weryfikacja doniesień naukowych musi się odbywać na zasadzie merytorycznej dyskusji naukowej. Wyrywanie z kontekstu tej dyskusji niektórych, pojedynczych prac przez osoby nieposiadające umiejętności ich krytycznej oceny jest źródłem dezinformacji i niepotrzebnego zamieszania. Zagadnienie, jakim jest wpływ PEM na zdrowie ludzi, jest znakomitym tego przykładem.
Przedstawiliśmy cały szereg problemów, z którymi trzeba się zmierzyć prowadząc działalność naukową. Analizując treść artykułu można wskazać pewne sposoby działania albo metody unikania pewnych błędów. Analiza taka może doprowadzić do zdefiniowania czegoś w rodzaju „złotego standardu” prowadzenia badan naukowych, ale warto zwrócić uwagę, że powinien on być uwzględniany zarówno przez samych naukowców, ale również przez osoby odpowiedzialne za organizację nauki, na przykład w kwestii ustalania mechanizmów finansowania badań. Mam nadzieję, że ten artykuł pozwoli przynajmniej części osób interesujących się zagadnieniami wpływu pola elektromagnetycznego na zdrowie na spojrzenie na prace naukowe z perspektywy realnych ograniczeń, jakim podlegają badania naukowe w ogólności. Pozwoli to być może na bardziej trzeźwe spojrzenie zarówno na poglądy, z którymi się zgadzamy, jak i te, które nie odpowiadają naszemu wyobrażeniu o świecie.
Autor: Dr hab. Grzegorz Tatoń