W celu świadczenia usług na najwyższym poziomie stosujemy pliki cookies. Korzystanie z naszej witryny oznacza, że będą one zamieszczane w Państwa urządzeniu. W każdym momencie można dokonać zmiany ustawień Państwa przeglądarki. Zobacz politykę cookies.
Powrót

#PowiedzSprawdzam: Abstract to nie abstrakcyjny, czyli rzecz o czytaniu badań naukowych ze zrozumieniem. Poradnik nie tylko dla orłów!*

08.04.2022

Pandemia COVID-19 obnażyła to, jak mało wiemy o badaniach naukowych – o tym jak się je przeprowadza, a przede wszystkim jak należy je prawidłowo czytać. W internecie pojawiło się wielu domorosłych „ekspertów”, którzy tłumaczyli nam, że „szczepionki zawierają grafen” i są niebezpieczne dla zdrowia, a sama pandemia to tylko zasłona dymna, pod przykryciem której w blasku księżyca powstaną miliony nowych wież sieci 5G! A wszystko to pod płaszczykiem bardzo poważnych i profesjonalnie wyglądających wywiadów.

Element graficzny.

*Felieton – zawiera opinie i oceny. Autor: Dawid Polak, @Biotech.geek


 

Jeden z takich wywiadów przewija się do dziś na wielu forach grup nieprzychylnych rozwojowi sieci 5G w Polsce. Jest to materiał „niezależnej telewizji”, w którym to redaktor Edyta Paradowska przepytuje założyciela grupy na Facebooku (zaledwie 2,2 tys. członków) Rafała Gręźlikowskiego, eksperta od 5G i wirusologa w jednym.

Czego my tam nie znajdziemy!

Wywiad, w którym pani prowadząca rozmawia o 5G i szczepionkach z zaproszonym gościem, przekracza wszelkie granice absurdu. Treści, które pojawiają się w tym materiale to pożywka dla kolejnych teorii spiskowych, które trafiają później na podatny grunt w internecie.

Na samym początku, pomijając jakiekolwiek informacje pojawiające się w tej rozmowie, warto zwrócić uwagę, że w rolę eksperta wciela się tu nikomu bliżej nieznany Rafał Gręźlikowski. Nie jest on żadnym autorytetem naukowym, co powoduje, że już na wstępie powinno to zniechęcić do dalszego oglądania rozmowy. Należy zatem pamiętać, że jeżeli poszukujemy sprawdzonych informacji na dany temat powinny pochodzić one z rzetelnego źródła. Na wstępie prowadząca wspomina o międzynarodowym apelu lekarzy i naukowców do ONZ, WHO, UE i Rady Europy mówiącym o szkodliwości technologii 5G. Po otwarciu rzeczonego apelu, pierwsze co rzuca się w oczy to brak jakichkolwiek docenianych ludzi nauki, którzy poparli ów apel. Proszę pamiętać, że pod każdą nawet najgłupszą tezą znajdą się naukowcy bądź lekarze skłonni ją poprzeć. Szkopuł tkwi jednak w tym, by znaleźć poparcie u osób szanowanych w środowisku naukowym i z jakimiś znaczącymi odkryciami w dziedzinie – niestety nikt taki nie poparł apelu mówiącego o szkodliwości 5G.

Pan Gręźlikowski wspomina też o tym, że udowodnione zostały negatywne skutki promieniowania 5G w organizmach dzieci. Według niego powoduje ono bowiem zaburzenia rytmu serca, zawały serca, udary i chorobę Alzheimera. Zacznijmy od tego, że nie udowodniono aby promieniowanie 5G powodowało choroby serca, nowotwory czy chorobę Alzheimera. Gdyby tak było to technologia ta nie zostałaby dopuszczona do użytku. Według Światowej Organizacji Zdrowia nie ma wystarczających dowodów na negatywne konsekwencje zdrowotne kontaktu z polem elektromagnetycznym wytwarzanym przez urządzenia telekomunikacyjne. WHO oparła swoją opinię na analizie wyników ponad 25 tysięcy badań naukowych. Jedynym potwierdzonym rezultatem, co do którego świat nauki nie ma absolutnie żadnych wątpliwości, jest tzw. efekt termiczny, czyli nagrzewanie się skóry i warstw powierzchownych ciała w wyniku ekspozycji na pole elektromagnetyczne.

Jakby tego wszystkiego było mało, to w wywiadzie pojawia się extra informacja jakoby tlenek grafenu zawarty w szczepionkach wchodził w interakcję z technologią 5G (a w istocie zapewne z polem elektromagnetycznym wytwarzanym przez urządzenia nadawcze pracujące w sieciach 5G) powodując szkodliwe działanie na nasz organizm. Zacznijmy od tego, że w dostępnych szczepionkach przeciwko koronawirusowi nie ma tlenku grafenu – ergo: interakcja niemożliwa. Można to zweryfikować w bardzo szybki sposób, sprawdzając skład preparatu na stronie producenta. Dostęp do tych informacji jest otwarty dla każdego. Niektóre badania mówiące o powiązaniu szkodliwości grafenu w szczepionkach z 5G są sponsorowane przez hiszpańskiego antyszczepionkowca Ricardo Delgado, założyciela "La Quinta Columna" (hiszp. Piąta Kolumna), grupy kwestionującej pandemię COVID-19. Poza tym warto zwrócić uwagę, że pandemia koronawirusa zbiera śmiertelne żniwo też w krajach, gdzie sieć 5G nie jest wciąż publicznie dostępna. Na przykład w Indiach, gdzie na COVID-19 zmarły setki tysięcy osób, uruchomienie sieci 5G jest planowane dopiero latem 2022 roku. Oprócz tego COVID-19 „szalał” w Afryce, gdzie również 5G nie jest rozpowszechnioną technologią. Wiele osób posuwa się nawet do stwierdzenia, że właśnie z tego powodu, iż 5G nie jest tak powszechne w Afryce jak i w Europie, odnotowano tak małą liczbę zgonów z powodu zakażenia koronawirusem. Niestety żadna z osób nie bierze pod uwagę tego, że w Afryce wykonywano zatrważająco małą liczbę testów w kierunku COVID-19 i sama populacja kontynentu jest stosunkowo młoda. Nie ma więc to żadnego związku z brakiem dostępu do sieci 5G na tym obszarze. Dlatego argumenty łączące zakażenia koronawirusem SARS-CoV-2 z technologią 5G są niesamowicie bezsensowne i niepodparte żadnymi dowodami.

Artykuły naukowe artykułom naukowym nierówne

Autorzy filmu dla potwierdzenia swoich kontrowersyjnych tez zamieścili odnośniki do publikacji naukowych, które traktują o wpływie sieci 5G na zachorowanie na COVID-19. Przejrzałem więc owe artykuły naukowe i pierwsze co rzuciło mi się w oczy to fakt, iż pochodzą one ze średniej jakości czasopism naukowych. Sprawdziłem też z jakiej uczelni pochodzi główny autor tejże publikacji. Okazuje się, że faktycznie pracuje on w Zakładzie Medycyny Umysłu i Ciała na Uniwersytecie Saybrook w USA, jednak nie jest to żadna prestiżowa uczelnia. Co „wyskakuje” nam po wpisaniu w wyszukiwarkę Pani doktor Beverly Rubik? Otóż jest ona zaangażowana w badanie… biopola oraz negatywnego wpływu 5G na ludzki organizm. Co, jak wiemy, w świecie nauki nie może być traktowane poważnie i co wiele autorytetów ze świata nauki (ze sporym dorobkiem naukowym) nie raz już określało jako bzdurę. Jak to sprawdziłem? Przygotowałem dla Was krótki poradnik, który pomoże Wam rozpoznać nierzetelną publikację naukową.

Na samym początku warto zrozumieć jak przebiega proces publikacji artykułu w czasopiśmie naukowym. Najpierw naukowiec przesyła napisaną przez siebie pracę do czasopisma. Praca następnie jest wysyłana do innych naukowców specjalizujących się w dziedzinie, której dotyczy artykuł, do recenzji. Recenzenci decydują, czy artykuł zasługuje na opublikowanie, wymaga korekty, czy też może w ogóle nie nadaje się do danego czasopisma ze względu na swoją jakość. Oceniają oni zasadność procedur, wyniki i ich interpretację.

Artykuł może zostać wydany w szeregu różnych periodyków. Najczęściej w czołowych czasopismach (jak „Science” czy „Nature”) przedstawiane są największe naukowe odkrycia i osiągnięcia. Jednocześnie tak prestiżowe miejsce sprawia, że badania takie mają najwyższą wiarygodność, podczas gdy artykuły publikowane w czasopismach ze średniej półki będą przedstawiać bardziej skromne odkrycia (lecz niekoniecznie z niższą wiarygodnością!). Z kolei artykuły w czasopismach z niższego szczebla donoszą o najmniej znaczących i interesujących odkryciach, których wiarygodność też będzie stała pod znakiem zapytania.

Jak ocenić zatem jakość i prestiż periodyku naukowego? Najlepszy do tego jest tzw. Impact Factor (IF), czyli wskaźnik cytowań. Uważa się, że często cytowane czasopisma są lepsze niż ich rzadko cytowana konkurencja. Współczynnik IF określa średnią liczbę cytowań otrzymanych w danym roku za publikacje z poprzednich dwóch lat podzielonych przez liczbę dokumentów zindeksowanych przez ten sam 2-letni okres. Mniej więcej każde czasopismo o współczynniku IF co najmniej 1 jest przyzwoite, a każde czasopismo o współczynniku wpływu co najmniej 10 uznaje się za wybitne. Dla przykładu IF magazynu „Science” wynosi 47.

Sprawdź, gdzie artykuł został opublikowany

Kolejną rzeczą na którą warto zwrócić uwagę jest to, gdzie dana publikacja się pojawia. Mianowicie, jeśli artykuł mówiący o diecie żab znajdzie się w niewyróżniającym czasopiśmie dotyczącym płazów, nie powinno wzbudzać to niepokoju. Dlaczego? Ponieważ nie mamy do czynienia z przełomowym i wartościowym odkryciem. Jeśli jednak artykuł opisujący nowy gatunek żaby znajdzie się w mało prestiżowym magazynie o płazach, to będzie to poważny powód do niepokoju. To odkrycie – jeśli okazałoby się prawdziwe byłoby bardzo ważne dla biologów i nie powinno znaleźć się w podrzędnym czasopiśmie.

Warto sprawdzić również czy wątpliwy artykuł nie został przypadkiem wycofany. Można to zrobić na stronie będącej bazą publikacji – PubMed*. Jeśli nastąpiło wycofanie, to zostanie ono wyraźnie oznaczone na stronie PubMed. Przykład poniżej:

Zrzut ekranu z serwisu PubMed przedstawia sposób oznaczania wycofanych z serwisu publikacji - komunikat Ten artykuł został wycofany.

O „drapieżnych czasopismach” słów kilka

Ostatnio pojawia się też sporo czasopism, w których naukowcy mogą opublikować swoje badania po wcześniejszym uiszczeniu opłaty. Następnie dostęp do takiej pracy jest udostępniony bezpłatnie. Postawmy jednak sprawę jasno: nie ma nic nieuczciwego w pobieraniu opłat od autorów za publikowanie. Przez dziesięciolecia wiele czołowych czasopism opierało się zarówno na dochodach z prenumeraty, jak i na opłatach pobieranych od autorów publikacji. Jednakże w przypadku tzw. „drapieżnych czasopism” ich polityka charakteryzuje się natarczywym zachęcaniem potencjalnych autorów do publikacji, ukrytą siedzibą redakcji oraz nierzetelnym procesie recenzyjnym. Są to najczęściej pseudonaukowe periodyki oferujące otwarty dostęp do swoich zasobów (tzw. open access). Warto sprawdzić czy dane czasopismo znajduje się w bazie Directory of Open Access Journals. Jest to baza danych stworzona przez Lund University zawierająca spis międzynarodowych, recenzowanych czasopism naukowych do których dostęp jest darmowy. Możesz też sprawdzić czy podejrzane pismo naukowe nie znajduje się na liście Bealla, prezentującej potencjalnych drapieżnych wydawców.

Cenną pomoc w sprawdzaniu wiarygodności periodyków naukowych stanowi także ogłoszony przez Ministerstwo Nauki i Szkolnictwa Wyższego wykaz czasopism naukowych i recenzowanych materiałów z konferencji międzynarodowych. Obejmuje on wyłącznie czasopisma wiarygodne, indeksowane w międzynarodowych bazach Scopus i Web of Science, a także czasopisma polskie finansowane w ramach programu „Wsparcie dla czasopism naukowych”, które nie znajdują się jeszcze we wspomnianych bazach. Pamiętać należy, że brak danego czasopisma w wykazie nie oznacza od razu, że jest ono „drapieżne” lub fałszywe. Dodatkowo na stronie periodyku naukowego możemy sprawdzić skład komitetu redakcyjnego oraz zespołu recenzenckiego. Należy zwrócić uwagę czy wymienione osoby posiadają profile ORCID (Open Researcher and Contributor ID), czyli międzynarodowy system identyfikacji autorów prac naukowych i Publons oraz czy wymieniają tam tytuł interesującego Cię czasopisma.

Na koniec zostawiłem sobie jedną z najważniejszych kwestii – mianowicie: kim są autorzy. Powinni mieć oni ugruntowaną pozycję. Tak więc, artykuł naukowca z bogatym dorobkiem publikacyjnym i silną reputacją jest bardziej wiarygodny niż artykuł autorów, którzy nie opublikowali innych prac naukowych. Kolejną rzeczą jest sprawdzenie czy autorzy są ekspertami w określonej dziedzinie, o której mowa w artykule. Chociaż wiele dobrych artykułów zostało napisanych przez nowicjuszy w danej dziedzinie, uważa się, że praca zyskuje na wartości, gdy zostanie napisana przez autorów z dużym doświadczeniem w tej dziedzinie.

Warto zatem sprawdzać publikacje i czasopisma, w których się pojawiły. W internecie z łatwością można trafić na fałszywe informacje, które do złudzenia przypominać będą wiarygodne badania. Jeśli zachowamy ostrożność i choć trochę spróbujemy sprawdzić źródło informacji, na pewno na tym skorzystamy i nie damy się fake newsom.

*Jak nie sprawdzamy informacji w PubMed

Przeciwnicy budowy sieci 5G w Polsce, a jednocześnie fani teorii spiskowych, często sięgają do publikacji w PubMed. Przepotężnej anglojęzycznej bazy danych, która obejmuje artykuły z dziedziny medycyny i nauk biologicznych.

Szukają tam dowodów na potwierdzenie swoich tez, że „promieniowanie elektromagnetyczne szkodzi zdrowiu człowieka”. W PubMed pod hasłem „elegtromagnetic field” znajduje się ok. 29 tys. wyników (publikacji), niektóre z nich sięgają aż 1918 roku! Tylko w ostatnich latach w bazie pojawiło się aż 1200 publikacji na temat oddziaływania pól elektromagnetycznych na człowieka oraz środowisko. Można zatem założyć, że każdy znajdzie tam coś dla siebie!

Osoba pozbawiona umiejętności krytycznej oceny badań naukowych będzie w stanie znaleźć w bazach takie teksty, które z pewnością uzasadnią jej poglądy w zasadzie na dowolny temat (np. że „5G zabija pszczoły”, albo że „pole elektromagnetyczne depopuluje ludność świata”). Tym bardziej, że w PubMed publikowane są często wyłącznie abstrakty określonych badań naukowych, a nie ich szczegółowe omówienie.

Oprócz braku umiejętności krytycznego myślenia, pojawia się także problem z samym zrozumieniem treści abstraktu, który typowo publikowany jest w języku angielskim. Specjalistyczne zwroty anglojęzyczne wymagają równie specjalistycznej wiedzy do ich zrozumienia i przetłumaczenia. Jednak na forach grup anty-5G przeważnie znajdziemy tłumaczenia abstraktów dokonane przy użyciu Google tłumacza. Stąd też w „publikacjach” tych często pojawia się sformułowanie „abstrakcyjny” jako tłumaczenie angielskiego „abstract”. Właśnie, czy „abstract” to na pewno „abstrakcyjny”? Nie, „abstract” (po polsku po prostu: abstrakt) nie oznacza „abstrakcyjny”. Abstrakt to streszczenie publikacji naukowej. I bynajmniej nie „abstrakcyjne”. Abstrakt zwyczajowo umieszczany jest tuż pod tytułem oraz nazwiskami autorów opracowania i zawiera najważniejsze informacje, do których można zaliczyć: tezę artykułu, metodykę przeprowadzonych badań, najważniejsze wyniki oraz wnioski. Nie jest to jednak pełny opis badania. Wyjęcie (i to niemal dosłowne, ponieważ znane są liczne przypadki dotąd niewyjaśnionego, a pozbawionego wszelkiej logiki procederu polegającego na wydrukowaniu abstraktu, a następnie jego zeskanowaniu w celu zamieszczenia w internecie!) jednego badania z kontekstu dyskusji, która wiąże się z danym tematem, może prowadzić do wielu przekłamań.

Dlatego zanim podacie coś dalej, jako Waszym zdaniem informację objawioną, jedynie prawdziwą i słuszną, warto zwrócić uwagę na wskaźnik Hirscha – naturalnie prócz cennych wskazówek przywołanych powyżej. Jest to wskaźnik, który wykazuje znaczenie wszystkich prac naukowych danego autora, charakteryzując jego całkowity dorobek (a nie tylko wartość jednej pracy, jak to ma miejsce przy wskaźniku cytowań). Może okazać się, że autor trzech publikacji naukowych ma wyższy wskaźnik Hirscha niż ten, który ma 100 publikacji w swoim dorobku.

Na koniec zostawimy małą ściągę tego, jak prawidłowo czytać badania:

  • Po pierwsze – zachowaj wzmożoną czujność, bądź sceptyczny, nie ufaj do końca we wszystko co znajdziesz w PubMed.
  • Sprawdź w innych źródłach, czy rzeczywiście dane badanie w ogóle istnieje.
  • Sprawdź renomę czasopisma, w którym badanie zostało opublikowane.
  • Przyjrzyj się konfliktom interesów i źródłom finansowania danego badania.
  • Przeczytaj dyskusje i wnioski dotyczące danego badania.

Powodzenia!

 


O projekcie

Projekt „Sprawna telekomunikacja mobilna jako klucz do rozwoju i bezpieczeństwa" realizowany przez KPRM we współpracy z Instytutem Łączności - Państwowym Instytutem Badawczym w ramach Programu Operacyjnego Polska Cyfrowa Działanie 3.4. Kampania ma na celu zwiększenie świadomości Polaków w zakresie działania, wykorzystania, bezpieczeństwa i znaczenia mobilnych sieci telekomunikacyjnych, a tym samym usług (w tym publicznych) opartych o te sieci. W ramach projektu zrealizowane zostaną działania w następujących obszarach: walka z dezinformacją, edukacja, podstawy prawne procesu inwestycyjnego, bezpieczeństwo i jakość życia.

Wideo

{"register":{"columns":[]}}