Towarzysz naszej wolności
18.05.2020
Z okazji stulecia urodzin Karola Wojtyły, późniejszego papieża Jana Pawła II w Naszej Niwie ukazał się artykuł Artura Michalskiego, ambasadora RP na Białorusi. Poniżej zamieszczamy tekst polski artykułu.
Wieczór 16 października 1978 roku był wieczorem zaskoczenia i radości. Nie było wtedy telefonów komórkowych, internetu, mediów społecznościowych a i tak nie było chyba nikogo w Polsce, do którego nie dotarłaby tego wieczoru ta elektryzującą wieść - kardynał Karol Wojtyła, arcybiskup Krakowa został papieżem. Ta wieść przekazywana była z ust do ust, w kolejkach, w autobusie, w tramwaju. Ludzie wracali szybko do domów aby włączyć telewizję. Nie była to telewizja publiczna, była to telewizja rządowa, partyjna, telewizja, która dziesięcioleciami karmiła społeczeństwo dogmatami socjalizmu, który nazywano postępem, która wolny świat, świat wolnych europejskich narodów pokazywała jako zgniły zachód, która walczyła ze światem chrześcijańskich wartości, która na przekór przekonaniom większości społeczeństwa promowała świat bez Boga, gdzie królowała ideologia narzucona Polakom wbrew ich woli i sprzeczna z ich tradycjami oraz historią. A jednak...
A jednak tego wieczoru, nawet w kontrolowanej przez komunistyczną partię telewizji uznano, że nie jest to moment, w którym można walczyć z narodem, że jest to moment, w którym wszyscy czują dumę, nawet ci z obozu narzuconej władzy. Nagle zmieniono program, był to wieczór jednego tematu, i tak tego wieczoru poczuliśmy w Polsce wspólnotę, siedzieliśmy przed telewizorami, patrzyliśmy w te obrazy, które przekazywane były z Rzymu, postać Karola Wojtyły na balkonie, już papieża Jana Pawła II pozdrawiająca tłumy na Placu św. Piotra i ten obraz zapamiętaliśmy: otwarte ramiona i ta zachęta „Nie lękajcie się otworzyć na oścież drzwi Chrystusowi”. Takie zawołanie było zawołaniem, głęboko ewangelicznym, ale w świecie, w którym wtedy mieszkaliśmy, ponad 40 lat temu, kiedy władza uważała za stosowne być panami również ludzkich sumień, która wchodziła brutalnie w przestrzeń wolności ludzkiego sumienia, w rodzinny i wspólnotowy wymiaru naszego życia, było zawołaniem, które miało posmak rewolucyjny, miało wymiar polityczny.
Rewolucyjny ale pokojowy, stanowczy ale pozbawiony przemocy. I tak już było przez lata w naszej polskiej percepcji, że słowa jego homilii, przemówień czytaliśmy również w sensie politycznym, widzieliśmy, że jego słowa miały w sobie potencjał ogniskowania w jeden strumień naszych dążeń do wolności i niepodległości, prawa do kształtowania naszego życia według naszych przekonań i tradycji. Tak naprawdę nauczanie Jana Pawła II miało przede wszystkim wymiar religijny, duchowy, przekaz polityczny nie był przekazem pierwotnym. Ale kontekst w jakim żyliśmy, w państwie o ustroju narzuconym z zewnątrz, w państwie gdzie ignorowane były podstawowe wolności, prawa człowieka nawet fundamentalne prawdy miały wymiar polityczny. Im mniej bowiem było wolności indywidualnej i społecznej tym większy zakres naszego życia, naszych zachowań, postaw nabierał wymiaru politycznego.
Po pierwszych chwilach uniesień, dumy, przyszedł czas refleksji, czas pracy, długa uwertura do wielkiej zmiany, zmiany społecznej, politycznej, ale przede wszystkim zmiany serc, rosło poczucie narodowej wspólnoty, która ma prawo żyć według własnych wyobrażeń, która może powiedzieć „nie” narzuconemu przez obcą ideologię porządkowi, która ma prawo budować swoją przyszłość jako wolny naród, w wolnym państwie, która ma prawo czuć się częścią wspólnoty wolnych europejskich narodów. Tak odczuwałem klimat tamtych dni, trudno było sobie konkretnie wyobrazić do czego to wszystko doprowadzi, ale powiew wolności, dumy i radości już czuliśmy w swoich sercach. Już było wiadomo, że nie będzie tak jak dawniej, że to wydarzenie to tylko początek zmiany, wielkiej zmiany. Tak zapamiętałem tamten pamiętny wieczór 16 października 1978 roku.
Już pół roku później Jana Paweł II do nas przyjechał - w czerwcu 1979 roku odwiedził swoją ojczyznę.
Była piękna pogoda w Warszawie, samolot włoskich linii lotniczych wylądował na Okęciu. Wyłoniła się biała postać i gestem wzniesionych ramion powitała swych rodaków a następnie gestem głębokiego pokłonu ucałowała ojczystą ziemię. A potem już na otwartej platformie ciężarówki jechał Jan Paweł II stołecznymi ulicami i pozdrawiał rzesze witających go tłumów.
Te tłumy były po prostu wielkie. Przez dziesięciolecia zwoływano ludzi na różne akcje społeczne, na pochody pierwszomajowe, zmuszano do ich udziału, zarówno w szkołach jak i w zakładach pracy a mimo to wielu nie przychodziło. A tu nikt nikogo nie zmuszał a były tłumy, tłumy spontaniczne. Telewizja, która transmitowała uroczystości na Placu Zwycięstwa w Warszawie poczuwała się do bycia strażnikiem oficjalnej ideologii. Robiła co mogła aby pokazać głównie osoby starsze, kobiety, osoby duchowne. Nie było szerokich ujęć. Kadry były starannie dobierane, a jednak rzeczywistości nie dało się oszukać, ci którzy wtedy byli na Placu Zwycięstwa wiedzieli - byliśmy tam wszyscy: i duchowni, i świeccy, kobiety i mężczyźni, młodzież i dzieci, był naród. Pamiętam jak ktoś wtedy powiedział, spójrz... widać gdzie naród a gdzie władza…
I właśnie do tych tłumów skierował Jan Paweł II swą homilię, przypominając dzieje narodu, męczeństwo Warszawy i to właśnie na koniec tej homilii padły te słynne i często cytowane słowa „Niech stąpi Duch Twój i odnowi oblicze ziemi, tej ziemi”. To było wypowiedziane nie tylko przez papieża, to było powiedziane przez tego papieża, na tej ziemi, pierwszego papieża wśród Słowian. To było powiedziane przez papieża, który pochodził z kraju zza żelaznej kurtyny, który znał naszą rzeczywistość i pragnął, jak my tam wszyscy zgromadzeni w centrum Warszawy, jak miliony zgromadzonych przed telewizorami, pragnął wielkiej zmiany, po prostu wolności.
To było wreszcie powiedziane przez papieża literata i aktora, świadomego piękna i mocy wypowiadanego słowa. I te słowa były prorocze. Minęło zaledwie kilkanaście miesięcy i w Polsce wybuchły strajki, powstała Solidarność, ludzie powiedzieli „dość”, ale nie było to „dość” połączone z agresją i przemocą, choć było to „dość” stanowcze. I choć pierwsza Solidarność, pierwszy zalegalizowany w świecie komunistycznym związek zawodowy przetrwał jako legalny jedynie półtora roku, kiedy w grudniu 1981 roku został brutalnie zdławiony wraz z wprowadzeniem stanu wojennego, to już było wiadomo, że droga do odnowy tej ziemi jest oczywista, odwrotu już nie ma, może być to droga trudna, długa, pełna cierpienia, ale odwrotu już nie ma. Uwięzieni działacze Solidarności, ich rodziny, ci którzy od razu podjęli opór schodząc do podziemia, i szerokie, szerokie rzesze społeczeństwa wsłuchiwały się wtedy w głos płynący z Watykanu, głos swego papieża - Rodaka. A ten głos był głosem obrony uciśnionych, niósł pocieszenie, otuchę, dodawał odwagi. To wsparcie naród czuł cały czas, również w czasie kolejnych pielgrzymek Jana Pawła II do Ojczyzny.
W 1987 roku w Gdańsku, skąd powiał wiatr wolności, w kolebce Solidarności wołał dobitnie do wielkich tłumów - mówię „do Was ale i za Was”, nadal przecież była władza komunistyczna, nadal nie było wolności słowa. Pamiętam jak jego głos odbijał się echem od bloków mieszkalnych w gdańskiej dzielnicy Zasp. Wypowiedział również wtedy głośno to słowo, które było znienawidzone przez rządzących, a które było tak szanowane przez naród - Solidarność. Jego słowa wywoływały burze oklasków, oklasków, które długo nie milkły. Pamiętam te flagi, sztandary, transparenty, które falowały nad tłumem jak pobliskie fale Bałtyku.
W tym samym Gdańsku, do młodzieży zgromadzonej na Westerplatte, gdzie 1 września 1939 roku zaczęła się II wojna światowa, mówił: musicie od siebie wymagać, nawet gdyby inni od was nie wymagali. Te słowa rezonowały i nadal rezonują w sercach młodzieży, to było wezwanie do ustawienia wysoko poprzeczki, to znów były słowa po prostu zachęcające do odnowy moralnej, do kształtowania charakteru młodych ludzi, ale wtedy były to słowa, które niosły w sobie również silny ładunek polityczny - nie zgadzajcie się ze wszystkim co Wam władza podsuwa, myślcie krytycznie, uczcie się, miejcie własne zdanie, stanówcie o sobie, macie prawo do budowania wolnej, niepodległej ojczyzny swojej marzeń, macie prawo do wolnego rozwoju, do własnych dróg.
Rok 1989, również czerwiec - 10 lat po pamiętnej pierwszej pielgrzymce Jana Pawła II do Polski i tym pamiętnym wezwaniu do Ducha Świętego, dokonała się odmiana oblicza tej ziemi. W Polsce odbyły się pierwsze w tej części świata, za żelazną kurtyną, częściowo wolne wybory do parlamentu - wszystko co miała do wygrania Solidarność to wygrała, poparcie społeczeństwa było przytłaczające i jednoznaczne - to już był milowy krok na drodze ku wolności. Na tej drodze pojawiały się nowe wyzwania, bo wolność jest wyzwaniem i nie jest to droga łatwa, ale zawsze w Polsce było poczucie, że nie zostaliśmy pozostawieni sami sobie, że na tej drodze towarzyszył nam Jan Paweł II, który drogę ku upragnionej wolności nam torował.
Dzisiaj mija 100 lat jak się urodził, 18 maja 1920 roku, w Wadowicach pod Krakowem. Przeżył koszmar drugiej wojny światowej, trudną epokę komunizmu, odczuwał boleśnie brak wolności, indoktrynację i zakłamanie, przemilczanie prawdy. Dążył do przezwyciężania podziałów, i tych między ludźmi, narodami, kościołami ale i tych politycznych. Zachęcał ku jedności i Europy, i chrześcijan, szczególnie Kościołów katolickiego i prawosławnego oraz ludzi różnych kultur i religii. Z tym posłaniem pielgrzymował po świecie, odwiedził 129 krajów, chciał również odwiedzić Białoruś …
Link do artykułu w Naszej Niwie: https://nn.by/?c=ar&i=251879.