Narodowe Święto Niepodległości
10.11.2021
11 listopada to niezwykle ważne święto w historii narodu polskiego, pełne radości i dumy narodowej. Tego dnia nasz kraj po blisko 123 latach niebytu powrócił na mapę Europy.
Nie byłoby to możliwe, gdyby nie poświęcenie wielu rodaków, wśród których znaleźli się również pionierzy polskiego pożarnictwa, tacy jak:
- kpt. Józef Hłasko - naczelnik oddziału Warszawskiej Straży Ogniowej, pierwszy komendant WSO w niepodległej Polsce,
- kpt. Józef Tuliszkowski - organizator wielu jednostek OSP, komendant WSO, odznaczony krzyżem walecznych za walkę z okupantem niemieckim w listopadzie 1918 roku,
- druh Bolesław Chomicz - propagator ruchu pożarniczego, współtwórca czasopisma „Przegląd Pożarniczy”.
RYS HISTORYCZNY
Rozbrajanie Niemców w Warszawie
Wydarzenia na arenie międzynarodowej rozgrywały się szybko. W państwach tworzących Ententę, już bez ogarniętej rewolucją Rosji, coraz częściej słychać głosy uznające dążenia Polaków do odzyskania niepodległości. 8 stycznia 1918 roku prezydent USA Wilson ogłasza czternastopunktowy program pokojowy, uwzględniający powstanie niepodległego Państwa Polskiego. Na początku października 1918 roku sytuacja Niemiec była już bardzo trudna, bo do klęsk na froncie wojennym doszły jeszcze wewnętrzne ruchy rewolucyjne robotników. 11 listopada Niemcy podpisują kapitulację.
Rozpoczęło się rozbrajanie wojsk dotychczasowego okupanta. Warszawska Straż Ogniowa miała znaczący udział w tym procesie, który nie zawsze przebiegał pokojowo. Główna rola przypadła Oddziałowi I na ul. Nalewki, w sąsiedztwie którego znajdowały się trzy miejsca stacjonowania wojsk niemieckich. Strażacy z tego oddziału, posiadając karabiny zabrane pojedynczym żołnierzom, utworzyli zbrojny zastęp, który pod dowództwem kapitana Ludwika Piętki zapobiegł napaści tłumu na koszary niemieckie przy ogrodzie Krasińskich. Strażacy odebrali broń osobom cywilnym, które zdążyły już obrabować koszary, po czym rozbroili przebywających tam Niemców. Ogółem zabezpieczyli 4 karabiny maszynowe, ponad 200 karabinów ręcznych i ok. 50 granatów. Ten sam Oddział I rozbroił liczną załogę żołnierzy niemieckich stacjonujących w pałacu Mostowskich. Do incydentu zbrojnego doszło w nocy z 11 na 12 listopada w pobliżu Nalewek. Kilku żołnierzy niemieckich rozpoczęło strzelaninę z karabinu maszynowego. Tym razem na czele uzbrojonych strażaków stanął Józef Tuliszkowski. Posiadający liczebną przewagę Polacy rozbroili niemieckich maruderów. Zdobytą broń strażacy składali najpierw w swoich koszarach oddziałowych, a później przekazywali wojskowej komendzie miasta. W sumie było to ok. 600 karabinów i kilka skrzyń granatów i rewolwerów. Oddziały II i IV współdziałały w akcji rozbrojeniowej z Polską Organizacją Wojskową.
Ważną rolę WSO odegrała też przy zabezpieczaniu i przejmowaniu niektórych obiektów wojskowych. Chodzi tu przede wszystkim o wojskowe magazyny kolejowe oraz znajdujące się na Powązkach i w Modlinie składy sapersko-minerskie, których zasoby stały się wkrótce ważnym elementem wyposażenia tworzącego się Wojska Polskiego. Za postawę Warszawskiej Straży Ogniowej na przełomie października
i listopada 1918 roku, został nadany jej komendantowi Józefowi Tuliszkowskiemu Krzyż Walecznych.
… i na Mazowszu
W większości miejscowości na Mazowszu strażacy czynnie włączali się w proces rozbrajania Niemców i przejmowania władzy. Jak ważną rolę odegrały ochotnicze straże pożarne w procesie tworzenia lokalnych placówek POW dobrze obrazuje m. in. przykład OSP w Latowiczu (pow. miński). Pod przykrywką działalności pożarniczej działała tu prężnie Polska Organizacja Wojskowa. Komendantem 20-osobowego oddziału był druh Kazimierz Mroziński. Strażacy-peowiacy przechodzili szkolenia i doskonalili sprawność, oczekując na sprzyjające warunki, aby przystąpić do walki z zaborcą. W listopadzie 1918 roku, po bezkrwawym rozbrojeniu 35 żandarmów, udali się do Seroczyna, gdzie również rozbroili Niemców, a następnie do Stoczka Łukowskiego, gdzie doszło do bitwy. Zginął w niej peowiak Ignacy Brauliński, naczelnik straży pożarnej z Chyżyn.
Opis wydarzeń w Górze Kalwarii (pow. piaseczyński) można znaleźć w kronice miejscowej OSP: „Załamanie się okupacji niemieckiej na Mazowszu nastąpiło w ciągu jednego dnia, we wtorek 11 listopada 1918 roku”. Dalej dowiadujemy się, że rozbrajaniem stacjonujących w koszarach w mieście wojsk niemieckich zajęli się strażacy. Przewodził im komendant Szymon Adamiec, który był jednocześnie kierownikiem miejscowej szkoły podstawowej oraz członkiem POW. Strażacy „wywołali sztuczny alarm, wskutek czego oddziałowi straży udało się wjechać do koszar bez większych trudności”. Obyło się bez walki. Adamiec uświadomił Niemcom, że ich naród znalazł się w sytuacji bez wyjścia. Opowiedział im o rewolucji listopadowej w Niemczech, abdykacji cesarza Wilhelma II i rozbrajaniu niemieckich wojsk w Warszawie, które zaczęło się 10 listopada (tego dnia do stolicy przyjechał Piłsudski). Zmęczeni długą wojną żołnierze armii okupacyjnej nie stawiali oporu i oddali broń. Wkrótce zaczęli się ewakuować z Góry Kalwarii.
W Gąbinie (pow. płocki) większość członków OSP należała do POW i była przygotowana do akcji rozbrajania wojsk okupanta. Nie obyło się jednak bez walki, w której jeden strażak zginął rażony kilkunastoma kulami karabinowymi. W następnych dniach 86 członków POW i OSP wstąpiło do tworzonej armii polskiej.
W Wyszkowie OSP, pod wodzą druha Pawłowskiego, odebrała broń żołnierzom niemieckim stacjonującym w mieście i przybyłym z sąsiednich miejscowości. Zabezpieczono także zapas zboża w młynie. Inna grupa z tej straży pod dowództwem druha Władysława Kupczyka udała się konno do Łochowa, gdzie zdobyła 80 karabinów, 8 koni i kilka wozów z żywnością.
OSP z Mławy, po ucieczce Niemców, wzięła w opiekę urzędy, obiekty komunalne i objęła funkcję Straży Obywatelskiej, zapewniając ład i spokój w mieście w pierwszych tygodniach powojennego chaosu.
Ciechanowscy druhowie z OSP wspólnie z członkami POW rozbrajali Niemców, zabezpieczali obiekty państwowe i komunalne, obsadzali posterunki, pełniąc obowiązki milicji obywatelskiej.
Duża, czterdziestoosobowa grupa OSP w Mordach, w powiecie siedleckim, rozbroiła stacjonujących w mieście Niemców, a następnie udała się do Platerowa i tam odebrała broń oddziałowi wojska niemieckiego, liczącemu kilkuset żołnierzy. Niezależnie od tego strażacy utrzymywali porządek w mieście, organizując Straż Obywatelską.
OSP w Chorzelach (pow. przasnyski) rozbroiła kompanię wojska niemieckiego, zdobywając poza bronią i amunicją, duże zapasy zmagazynowanej żywności i mundurów. Podobnie jak w innych miastach Mazowsza, strażacy pełnili obowiązki milicji obywatelskiej.
Wydarzenia w Sochaczewie opisuje pan Andrzej Janiszewski w swojej pracy magisterskiej „Ochotnicza Straż Pożarna w Sochaczewie”
11 listopada 1918r.w w Sochaczewie tworzy się Milicja, która wraz z członkami Ochotniczej Straży Pożarnej utrzymuje porządek w mieście i zapewnia bezpieczeństwo mieszkańcom. Pierwszym starostom powiatowym w wolnym Sochaczewie, mianowanym 10 listopada 1918r. jeszcze przez Radę regencyjną, został właściciel Czerwonki, Włodzimierz Garbolewski, komendantem miasta – naczelnik Straży Wacław Przedpełski.
Tak jak w innych miastach Milicja wraz ze Strażą przystąpiła do rozbrajania Niemców, których garnizon w Sochaczewie liczył ponad 300 żołnierzy. Strażacy zajęli komendanturę, stację kolejową, Magistrat, magazyny aprowizacyjne oraz koszary wojskowe, wystawiając tam swoje posterunki. Do akcji włączało się coraz więcej strażaków i członków nowo powołanej Milicji. Na pomoc przybyli członkowie Polskiej Organizacji Wojskowej z Kampinosu, wśród nich dwaj dawni strażacy sochaczewscy: Leopold Janiszewski – adiutant naczelnika Wacława Przedpełskiego, Władysław Czapigo, Franciszek Draber, nauczyciel Szewczyk (późniejszy poseł na Sejm Ustawodawczy). Na pomoc pośpieszył dowódca POW por. Rokicki.
11 listopada 1918 r. o północy zarządzono zbiórkę Straży przed Komendanturą przejętą od Niemców. Nastąpiła uroczystość wciągnięcia na maszt polskiej flagi. Polska chorągiew narodowa powiewa nad komendanturą w Sochaczewie, po wiekowej niewoli. Była to chwila bardzo podniosła i wzruszająca dla wszystkich zebranych. Po 123 latach niewoli miasto, a wraz z nim sochaczewska Straż, weszła w okres odrodzonej II Rzeczypospolitej.
Strażacy z Sierpca, pod wodzą druha Antoniego Strygnera, rozbroili i odprowadzili żołnierzy niemieckich do podstawionego dla nich pociągu, ponieważ obawiali się samosądów ze strony gnębionej miejscowej ludności. Członkowie OSP, a właściwie Straży Ogniowej Ochotniczej Sierpskiej, bo tak brzmiała jej nazwa, strzegli również mienia i zapasów zgromadzonych przez Niemców w miejscowych magazynach.
Przebieg wydarzeń z 11 listopada 1918 roku, w Ostrowi Mazowieckiej, opisał miejscowy kronikarz Józef Kolasiński. Oto krótki fragment: „Po kilku zaledwie minutach od wkroczenia strażaków do Magistratu, przybył tam Ludwik Mieczkowski – Prezes Zarządu Straży i objął kierownictwo nad przejmowaniem biur Magistratu, przejęciem gotówki w kasie miejskiej i kasetki z gotówką z referatu podatkowego. Strażacy po rozbrojeniu Niemców w Magistracie, zerwali z balkonu szyld w języku niemieckim, zrzucili go na chodnik i wyszli na ulicę. W międzyczasie zebrał się przed Magistratem tłum ludzi wiwatujących na cześć Polski.”
Również w Mińsku Mazowieckim POW działał pod przykryciem OSP. Druhowie-peowiacy przygotowywali się do wyparcia Niemców i zbierali informacje o wojskach okupanta. Po przejęciu urzędów i rozbrojeniu miejscowych żandarmów, zablokowali przejazd wojsk niemieckich do Warszawy. Niemcy otworzyli ogień, ale skapitulowali widząc zdecydowaną postawę Polaków.
Najtragiczniejsze wydarzenia podczas wypierania i rozbrajania Niemców w listopadzie 1918 roku rozegrały się w Międzyrzecu Podlaskim. Uczestnikami tych wydarzeń i niestety także ofiarami byli strażacy-peowiacy z gminy Ułęż, należącej wówczas do powiatu garwolińskiego. Młodzi druhowie z Sobieszyna, Drążgowa i Brzozowej licznym oddziałem POW, po uroczystej mszy św., wyruszyli uwalniać okoliczne gminy spod okupacji. Część z tej grupy została w zajętych miejscowościach, a część dotarła do Międzyrzeca. Tu, 13 listopada, połączyli się z 30-osobowym oddziałem ochotników pod dowództwem sierżanta legionowego Ignacego Zowczaka. Dowódca stacjonującej tu sporej załogi niemieckiej uzgodnił z Zowczakiem warunki rozbrojenia i ewakuacji. Wydawało się, że sytuacja jest opanowana, Zowczak przystąpił do organizowania władzy w mieście. Tymczasem, wcześnie rano 16 listopada, stacjonujących w pałacu Potockich w Międzyrzecu peowiaków zaatakował, przybyły samochodami ciężarowymi z Białej Podlaskiej, szwadron karabinów maszynowych 2. Pułku Huzarów Przybocznych. Na rozkaz dowództwa niemieckiej Armii Wschodniej pułk ten zabezpieczał tereny przyległe do prowadzącej z Brześcia do Prus Wschodnich linii kolejowej, którą Niemcy planowali ewakuację swoich wojsk. Zaskoczenie i siła bojowa wojska niemieckiego sprawiły, że prawie wszyscy peowiacy zginęli. Rozwścieczeni Niemcy nie poprzestali na tym – rabowali, podpalali domy i w okrutny sposób mordowali ludność cywilną. W sumie zginęły 44 osoby, choć według niektórych szacunków, po uwzględnieniu zmarłych od ran, liczba ta jest znacznie większa.
Nie zapominając o przeszło 100 ofiarach śmiertelnych, poniesionych przez Polaków na progu odzyskiwania niepodległości, przyjmuje się, że wydarzenia w listopadzie 1918 roku przebiegały na ogół bezkrwawo. Jednakże masakra w Międzyrzecu dowodzi, że niewiele brakowało, by wśród Niemców wzięły górę tendencje do bezwzględnego działania. Tym większa chwała strażakom-peowiakom, którzy podejmując tak ryzykowne i niebezpieczne zadania, przywracali okupowane ziemie ich rdzennym mieszkańcom.
Autor części historycznej: mł. bryg. w st. spocz. Jerzy Gutkowski.
Opracowanie i grafika: Joanna Kadej - Komenda Wojewódzka PSP w Warszawie.
Na podstawie:
- "Straże Pożarne Województwa Mazowieckiego w Walce o Niepodległość Polski", Komenda Wojewódzka PSP w Warszawie 2018 rok.
- „Warszawska Straż Ogniowa 1836-1939”, Wojciech Jabłonowski, Warszawa 2001 rok.