W celu świadczenia usług na najwyższym poziomie stosujemy pliki cookies. Korzystanie z naszej witryny oznacza, że będą one zamieszczane w Państwa urządzeniu. W każdym momencie można dokonać zmiany ustawień Państwa przeglądarki. Zobacz politykę cookies.
Powrót

Artykuł ministra Jakuba Kumocha w portalu tygodnika „Mandiner”

31.05.2022

W portalu tygodnika „Mandiner” 30 maja 2022 r. ukazał się artykuł sekretarza stanu i szefa Biura Polityki Międzynarodowej w Kancelarii Prezydenta Rzeczpospolitej Polskiej Jakuba Kumocha na temat polskiego stanowiska w sprawie rosyjskiej agresji na Ukrainę.

Jakub Kumoch

Poniżej zamieszczamy treść wywiadu oraz odnośnik do wersji on-line w języku węgierskim.

Wolny świat ma dziś twarz Ukrainy – mówił przed kilkoma dniami w Kijowie prezydent Andrzej Duda. Ukrainy stawiającej bohatersko czoło rosyjskiemu najeźdźcy - przewidywalnemu agresorowi i nie mającemu kręgosłupa moralnego państwu. Europa, świat, wspólnota międzynarodowa każdego dnia muszą domagać się od Rosji zaprzestania agresji, całkowitego wycofania się z terytorium Ukrainy i zaprzestania naruszania prawa. Nie ma mowy o żadnym negocjowaniu i decydowaniu ponad głową Ukrainy, jak to sugerował w ostatnich dniach choćby Henry Kissinger.

Bez aktywnej pomocy dla Ukrainy staniemy w obliczu jeszcze większego zagrożenia, bo Rosja się nie zatrzyma, tak jak nie robiła tego nigdy wcześniej. Od wielu miesięcy przestrzegaliśmy przed pragmatycznym sojuszem z Putinem. Dostrzegaliśmy niebezpieczeństwo w budowie Nord Stream II, ostrzegaliśmy po próbie ataku chemicznego na Siergieja Skripala w 2018 roku, zamachu w berlińskim parku Tiergarten w 2019 roku czy próbach szantażu energetycznego ostatnich miesięcy. Każdy ma prawo wybierać swoich sojuszników, ale droga oferowana przez Rosję – skorumpowaną, niedemokratyczną, wymuszającą na sąsiadach bliskie kontakty groźbą i siłą – nie może być atrakcyjna dla wolnego, demokratycznego świata. Tańszy gaz czy ropa za cenę uzależnienia od Moskwy nie były, nie są i nie będą opcją dla Kijowa czy Warszawy. Nie powinny być dla wszystkich pozostałych stolic europejskich.

Kierujemy się przekonaniem że w wypadku Zwycięstwa Rosji żaden kraj Europy Środkowo-Wschodniej nie będzie bezpieczny. Nie ma państw, którymi Rosja jest mniej zainteresowana, albo z jej punktu widzenia peryferyjnych. Myślę że podświadomie wiedzą o tym miliony Węgrów, bo Rosja stała za ich dwiema wielkimi tragediami narodowymi w 1848 i 1956 r. Jesteśmy świadomi, że porażka Ukrainy w tej wojnie oznaczałaby, że za jakiś czas moglibyśmy się znaleźć w takiej samej sytuacji jak dziś Ukraińcy. Dlatego stajemy za Ukrainą, która broni nie tylko swojej wolności i niezależności. Dziś to Ukraina odpowiada na wezwanie z „Pieśni narodowej” Sándora Petőfiego: „Nadszedł czas! Wybierajcie! Będziemy niewolnikami czy wolnymi?”. Historia znów postawiła nas przed takimi wyborami, ale cieszę się, że dla Ukraińców, Polaków i Węgrów odpowiedź może być tylko jedna i banalnie prosta.

Polska jak niemal każdy naród Europy Środkowo-Wschodniej miała trudną historię kontaktów ze swoimi sąsiadami, ale hekatomba II wojny światowej nauczyła nas, że nie ma innej drogi niż dobre, partnerskie stosunki z poszanowaniem historii, ale przede wszystkim spojrzeniem w przyszłość i myślą o kolejnych pokoleniach. Podobne myślenie prezentują nasi sąsiedzi, stąd nasze pojednanie z Niemcami, coraz bliższe stosunki z Czechami, Słowacją czy Litwą oraz obserwowane obecnie bezprecedensowe zbliżenie z Ukrainą. Tego nie rozumie niestety Rosja, mentalnie pozostająca w epoce Związku Radzieckiego i próbująca siłą wymuszać dominację nad Europą Środkową i Wschodnią.

Rozumiemy potrzebę kierowania się w polityce narodowym interesem, bo sami taką właśnie strategię realizujemy. Jest ona do pogodzenia z wartościami, które jako naród i kraj wyznajemy. Co więcej, uważamy, że bez wartości polityka jest tylko cyniczną grą. Dziś niespodziewanie żyjemy w czasie próby, dziś historia mówi „sprawdzam” i każdy kraj musi opowiedzieć się po jednej ze stron – dobra lub zła. I tu nie chodzi o odmienne rozłożenie akcentów w ocenie wojny na Ukrainie – jak pisał na łamach polskich mediów przed kilkoma dniami Zsolt Nemeth. Okrutna wojna prowadzona przez Rosję przeciwko Ukrainie wyklucza niuansowanie i Polska nie ma wątpliwości – stajemy po stronie ofiar przeciwko agresorom.

Od lat Polska, Ukraina czy kraje bałtyckie powtarzały, że w kontaktach z Rosją gospodarka nie jest – jak wielu twierdziło – wolna i niezależna od polityki, a wręcz przeciwnie: jest jej bardzo wyrafinowanym narzędziem. Gdy ostrzegaliśmy i protestowaliśmy przeciwko budowie Nord Stream i Nord Stream 2, przypinano naszym krajom łatkę rusofobów. Dziś coraz śmielej przyznaje się nam rację, że nie były to uprzedzenia wobec Rosji, ale wieloletnia znajomość jej metod prowadzenia polityki. Nie o rację nam chodzi, a o wspólne europejskie i transatlantyckie bezpieczeństwo, także energetyczne. Ono wciąż jest do osiągnięcia. Wymaga długofalowego myślenia, współpracy, solidarności a czasami poświeceń, ale jest możliwe. LNG, łączenie narodowych sieci przesyłowych za pomocą interkonektorów, odnawialne źródła energii – to wszystko pozwoli oddalić zagrożenie rosyjskiego gazowego czy naftowego szantażu. Polska wie, o czym mówi, bo podobnie jak Bułgaria i Finlandia stała się ofiarą właśnie takich działań, gdy kilka tygodni temu Moskwa zdecydowała o odcięciu dostaw gazu do naszych krajów.

Będąc świadomymi agresywnej doktryny Rosji wiemy, że polityka ustępstw wobec żądań agresora się nie sprawdza. Uleganie żądaniom lub próby przypodobania się Rosji okazały się przeciwskuteczne, bo Rosja takie zachowania traktuje jako oznakę słabości, a słabość to dla agresywnego reżimu zachęta do ataku. Tylko jedność – europejska, transatlantycka, światowa – wobec najeźdźczej wojny jest w stanie powstrzymać Rosję Putina. Dlatego tak istotną rolę odgrywa aktywna pomoc dla walczącej Ukrainy. Polska tej pomocy udziela na wszelkich możliwych poziomach. Od wybuchu wojny do naszego kraju wjechało ponad 3,5 mln uchodźców z Ukrainy, a znakomita większość z nich pozostała w Polsce. Tym osobom polskie państwo przyznało prawa i świadczenia (m.in. do opieki medycznej, edukacji czy świadczenia dla rodziców), które pozwolą Ukraińcom chroniącym się w Polsce przed wojną godnie żyć i pracować w oczekiwaniu na powrót do uwolnionej od rosyjskiego okupanta ojczyzny. Polacy otworzyli swoje domy i serca, dlatego też – co jest absolutnie wyjątkowe w skali świata – udało się uniknąć tworzenia obozów dla uchodźców i zapewnić im godne miejsce do życia. Polska stała się centrum logistycznym pomocy dla Ukrainy – przez nasz kraj przepływają ogromne ilości wszelkich towarów, które są potrzebne za naszą wschodnią granicą. Wreszcie Polska wspiera Ukrainę także w zakresie zapewnienia niezbędnego sprzętu wojskowego, który pozwala powstrzymywać rosyjskie ataki.

Rosyjskie zbrodnie wojenne na cywilnej ludności, których dowody widzieliśmy choćby w Buczy czy Mariupolu, stawia nas dziś znów przed koniecznością zajęcia stanowiska i opowiedzenia się po jednej ze stron. Nie można znajdować się poza tym konfliktem. Historia uczy, zwłaszcza w Europie, że nawet gdy zło oferuje doraźne korzyści, należy mu się przeciwstawiać. Wybór dobra w ostatecznym rozrachunku – mimo trudów czy nawet cierpień, jakie napotyka się po drodze – zawsze przynosi krajom i narodom pomyślność i nagrodę. Takim przykładem w XX wieku była właśnie Polska.

Dziś Europa znów staje przed koniecznością opowiedzenia się po stronie wartości, które ją konstytuują. Dla tych zaś, do których przemawiają pragmatyczne argumenty: stanięcie dziś u boku Ukrainy to także stanięcie u boku moralnych, ale mamy przekonanie również przyszłych zwycięzców.

Fot. Krzysztof Gumul, KPRP

https://mandiner.hu/cikk/20220531_lengyel_allamtitkar_nap_mint_nap_kovetelni_kell_hogy_oroszorszag_hagyjon_fel_az_agresszioval

 

{"register":{"columns":[]}}